Zmierzch bogów: sezon 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 19 września 2024Zack Snyder powraca, tym razem w świecie animacji. Ma do zaoferowania coś ciekawego, czy znów przytłoczy ilością zwolnionego tempa i ślamazarnego scenopisarstwa?
Zack Snyder powraca, tym razem w świecie animacji. Ma do zaoferowania coś ciekawego, czy znów przytłoczy ilością zwolnionego tempa i ślamazarnego scenopisarstwa?
Zmierzch bogów to nowa animacja od Netflixa stworzona przez Zacka Snydera. Moje nastawienie do tego reżysera określiłbym jako chłodne. Znakomitą większość jego twórczości uważam za wzorcowy przykład przerostu formy nad treścią, a tego, co zrobił z Batmanem, do dziś nie wybaczyłem. Mimo tego postanowiłem dać szansę jego serialowi o nordyckich bogach, ponieważ jednym z filmów jego autorstwa, które faktycznie polubiłem, była animacja pod tytułem Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga'Hoole. Czy Zack Snyder odnalazł swoją niszę w świecie animacji, czy może ponownie wypuścił z siebie potok pomysłów bez większego namysłu?
Historia Zmierzchu bogów jest bardzo prosta w zamyśle. Ot, nieustraszona wojowniczka Sigrid, która przy okazji jest małą gigantką, w dniu swojego ślubu z ukochanym Leifem, wodzem jednego z nordyckich klanów, doświadcza masakry dokonanej przez mitologicznego Thora. Od tamtego momentu poprzysięga zemstę na bogu piorunów, w której zrealizowaniu pomaga jej nikczemny Loki. W tym celu zbiera drużynę dzielnych, nie mających nic do stracenia wojowników, którzy mają jej pomóc w zgładzeniu Asa.
Punkt wyjścia jest nieskomplikowany, ale w niczym to nie przeszkadza. Historia jest prosta, ale dobrze skonstruowana. Całość opiera się na motywie zemsty i tu nie ma co szukać głębszego znaczenia. Pod wieloma aspektami Zmierzch bogów przypominał mi komputerowego RPG-a. Jest główna bohaterka, która ma trudne zadanie do wykonania i zbiera drużynę wyrzutków, którzy mają jej w tym pomóc. Tak oto poznajemy złotoustego barda, krasnoluda-kowala, tajemniczą wiedźmę z lasu czy pochłoniętego wiecznym szałem półwilka oraz inne, barwne osobistości, również z mitologii. To, co mnie zaskoczyło, to całkiem sprawne nakreślenie tych postaci poprzez dialogi oraz stopniowe poznawanie ich przeszłości na przestrzeni całego sezonu. Bohaterowie w filmach Snydera często są w mojej ocenie wydmuszkami bez charakteru, które łatwiej porównać do figurek, którymi reżyser naparza o siebie niczym dziecko. Tu jest inaczej. Nie spodziewajcie się wyżyn scenopisarstwa, ale nie na tym polega sukces w stworzeniu tej drużyny. Postaci są oparte na prostych schematach i kliszach, ale uzyskują dzięki temu unikatowy charakter. Oglądanie ich współpracy oraz waśni sprawia frajdę, ponieważ każdy różni się od siebie, nawet jeśli cel mają podobny.
A ten jest prosty: zgładzić Thora. Oczywiście droga do tego już taka prosta nie jest. Kolejne kłody spadają pod nogi bohaterów, a ci często muszą – znów, niczym w rasowym RPG-u – wykonać dla kogoś zadanie poboczne, by zyskać jego przychylność. Te przygody nawet przez moment nie nudziły z powodu dużej ilości akcji oraz dobrej konstrukcji bohaterów. Nie da się nudzić podczas seansu, bo nawet jeśli historia nie porywa złożonością – chociaż chwilami ją miewa – to cała reszta wynagradza seans. Akcja, tu żadnego zaskoczenia nie ma, została zrealizowana bardzo dobrze, klarownie i kreatywnie. W świecie animacji Zack Snyder nie musi powstrzymywać się przed niczym. Starcia są obrazowe i szalenie brutalne. Z ekranu wylewają się hektolitry krwi, co momentami jest wręcz absurdalne. Jest to jednak jasny wybór artystyczny, do którego można się przyzwyczaić. Akcja została świetnie nakręcona. Nie da się pogubić w tym, co się dzieje na ekranie. Postaci dostają dużo czasu na to, by zaprezentować swoje umiejętności i każdy ma swoje pięć minut. Jest efektownie, ale i efektywnie.
Sama animacja nie jest rewolucyjna. Powiedziałbym nawet, że jest całkiem prosta, ale na pewno nie słaba. Serial wygląda naprawdę dobrze, ale nie z powodu animacji, a oka reżysera i osób odpowiedzialnych za warstwę wizualną. Ujęcia są przepiękne, a projekty postaci czy otoczenia świetnie zrealizowane. Powraca też zwolnione tempo, które dla Snydera jest typowe, ale tu wcale nie przeszkadza. Podkreśla wagę niektórych scen i pozwala nacieszyć oko pięknymi ujęciami, również w trakcie walk. Nie ma go też tak dużo.
To, co od razu rzuca się w oczy od pierwszego odcinka, a potem jest jeszcze bardziej podkręcane, to fakt, że jest to produkcja wyłącznie dla dorosłych. Zack Snyder ma bardzo płodny umysł, co już nieraz udowadniał, a tym razem popuścił wodze fantazji już w pełni. I nie chodzi mi tylko o używanie zwolnionego tempa, pieczołowite kreowanie kolejnych ujęć czy znakomicie nakręcone walki. Reżyser nie kłamał w zapowiedziach i w Zmierzchu bogów jest od groma niezwykle obrazowych scen seksu oraz nagości. Takowe pojawiają się w praktycznie każdym odcinku, a postaci – zarówno kobiece, jak i męskie – spędzają mnóstwo czasu bez jakichkolwiek ubrań. Miałem wrażenie, że wbrew swojej woli poznawałem kolejne fantazje seksualne reżysera. Chociaż uważam, że nagości dałoby się w wielu miejscach oszczędzić, tak sceny seksu wcale mi nie przeszkadzały. Nie uważam, że były tam po nic. W znakomitej większości mówiły one coś o bohaterach, ich charakterach, a także ukazywały zmiany w dynamice pomiędzy poszczególnymi parami. To nie była sztuka dla sztuki, a faktycznie poprzez te sceny można się było dowiedzieć czegoś o postaciach i ich uczuciach, zmianach.
Nie wszystko jednak poszło dobrze. O ile chwaliłem postaci, tak Hervor, wojowniczka i przyjaciółka głównej bohaterki, równie dobrze mogłaby nie istnieć w tej produkcji. To postać, która najmniej wniosła i brakowało jej ciekawego charakteru. Ot, zwykłe, typowe rębajło. Próbowano tu dodać jej tragiczny, osobisty wątek, ale mnie on nie przekonał. Mam też problem z rozstrzałem w ukazywaniu potęgi boga piorunów. Raz Thor muśnie kogoś błyskawicą, a ofiara zamienia się w krwawą masę, a raz może z całej siły przyłożyć komuś Mjölnirem, a ta postać jedynie odlatuje na bok i nic jej nie jest. Działanie mocy Thora jest tu zależne od potrzeb scenarzystów, ponieważ nie wierzę, że po prostu oszczędzał on niektórych z bohaterów, o których mordowaniu marzył przez całą produkcję.
Zabrakło mi też konkretniejszej konkluzji. Nie jest wielkim zdziwieniem, że Zack Snyder planów i pomysłów ma od groma. Tu jest podobnie, ponieważ serial kończy się cliffhangerem. Ratuje go to, że jest to pomysł, który faktycznie mnie zaintrygował i sprawił, że mam ochotę poczekać na ewentualny 2. sezon. Niemniej byłoby miło gdyby historia Sigrid miała konkretniejsze zakończenie.
Ostatecznie Zmierzch bogów to udana animacja. Zack Snyder puścił wodze fantazji (wszystkich) i zaoferował brutalne, krwawe i przesiąknięte erotyką spojrzenie na nordyckich bogów. Nie ma co się doszukiwać tu poszanowania mitów, bo reżyser bierze je w swoje ręce i lepi tak, jak mu się żywnie podoba. Jednak to, co zaoferował, to ciekawa, zapewniająca rozrywkę opowieść z postaciami, które da się polubić i im kibicować. A jeśli obejrzeliście już całość, to jestem bardzo ciekaw, co sądzicie o postaci z innej religii, która pojawiła się w ostatnim odcinku. Przeciwnicy Człowieka ze stali i sposobu ukazania Clarka Kenta na pewno się delikatnie zagotowali.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat