Zupa nic – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 27 sierpnia 2021Kinga Dębska powraca do kin z nowym filmem. Tym razem jest to nostalgiczna pocztówka z czasów PRL. Czy udana? Sprawdzamy.
Kinga Dębska powraca do kin z nowym filmem. Tym razem jest to nostalgiczna pocztówka z czasów PRL. Czy udana? Sprawdzamy.
Zgodzimy się chyba wszyscy, że twórcą, który najlepiej w polskim kinie obśmiewał komunizm, był i wciąż jest Stanisław Bareja. Jego filmy do dziś cieszą się ogromną sympatią widzów i są często puszczane w telewizji. Niektóre może nawet zbyt często. Absurdy komunizmu są bardzo wdzięcznym tematem dla filmowców, nic więc dziwnego, że najnowsza produkcja Kingi Dębskiej, będąca prequelem Moje córki krowy, opowiada właśnie o tym okresie. Komedia Zupa nic opisuje życie Tadka (Adam Woronowicz) i Elżbiety (Kinga Preis), małżeństwa, które stara się w tym wrogim dla ludzi systemie jakoś przetrwać. Życie nie jest dla nich łaskawe. Gdy tylko uda im się choć na chwilę wybić ponad przeciętność, od razu są ściągani na dół. A oni chcą od życia więcej. I mają ku temu zadatki. Tadek jest lubiącym za bardzo alkohol projektantem budynków w stolicy. Nie odnajduje się w grach partyjnych, które umożliwiłyby mu zasłużony awans. Elżbieta natomiast pracuje w szpitalu. Jest również aktywną działaczką Solidarności marzącą o tym, by wyjechać z tego zapyziałego kraju. Oboje do siebie nie pasują. Nawet gdzieś tam podskórnie za sobą nie przepadają, ale nikogo innego nie mają i choć robią maślane oczy do innych ludzi, to i tak pod koniec dnia lądują razem w łóżku. Ku niezadowoleniu córek i teściowej, które muszą ich miłosnych harców wysłuchiwać przez dość cienkie domowe ściany.
Tym razem Kinga Dębska nie przedstawia nam spójnej fabuły, jak to było w znakomitej Zabawa, zabawa czy Moje córki krowy. Zamiast tego dostajemy zbiór zabawnych wycinków z życia głównych bohaterów. Taką pocztówkę z czasów komuny, która spodoba się ludziom, którzy jeszcze ten okres naszej historii pamiętają. Trzeba przyznać, że Dębska stworzyła bardzo namacalny obraz dawnej Polski. Jest to zasługa świetnego zespołu składającego się z Emilii Czartoryskiej odpowiedzialnej za kostiumy i Wojciecha Żogały, który stworzył scenografię. I to właśnie te PRL-owe pomieszczenia z dominującymi wszędzie drewnianymi meblościankami przywracają wspomnienia z dzieciństwa u wielu z widzów. Do tego dochodzą coponiedziałkowe kolejki po nieznany towar, które były czystą loterią, talony na wszystko, samochód Fiat 126p, nazywany potocznie „maluchem”, który działał wtedy, kiedy miał na to ochotę, a nie wtedy, gdy właściciel potrzebował. No i oczywiście społeczeństwo, które wbrew panującemu systemowi kombinowało, jak mogło, by się dorobić. Jednym się to udawało, jak choćby szwagrowi Tadka, świetnie granego przez Rafała Rutkowskiego, a innym nie.
Już sama tytułowa zupa nic świetnie charakteryzuje czasy komuny. Do garnka wrzucało się wszystko, co się nawinie, ponieważ nawet jak człowiek miał trochę pieniędzy, to i tak nie miał czego za nie kupić. Musiał cały czas kombinować, także w kuchni podczas robienia obiadów.
Kinga Dębska oczywiście bardzo też wygładza wspomnienia komunizmu w Polsce, czyniąc z nich komedię, która spycha mroczne aspekty tego opresyjnego systemu. Ma być zabawnie, a nie depresyjnie. Dlatego spotkania z ZOMO nie kończą się trwałymi uszczerbkami na zdrowiu czy jakimiś większymi konsekwencjami, a jedynie podbitym okiem i kilkoma siniakami. Zupa nic ma być takim miłym wspomnieniem idealizującym trochę tamtą epokę. Reżyserka wraca jedynie do tych miłych rzeczy, jakie zapamiętała. Nie analizuje politycznie tego, co w tamtym czasie się działo. Skupia się na ludziach i ich małych problemach, które często są komiczne.
Zupa nic to zbór gagów wyśmiewających komunę. Niestety, jedynie część z nich jest trafiona. Brakuje tu jakiejś spójnej opowieści. Kinga Dębska po raz kolejny udowadnia, że potrafi tworzyć świetnych bohaterów z genialnymi dialogami, ale tym razem kompletnie poległa w zbudowaniu dla nich ciekawej i angażującej fabuły. Scenki małżeńskie to czasami za mało. Niemniej wciąż udało jej się stworzyć fajną nostalgiczną komedię, do której będzie się przyjemnie wracało. Ogromna w tym zasługa bezbłędnego Adama Woronowicza, który wraz z Kingą Preis na swoich barkach niesie cały ten film. Oczywiście co jakiś czas pojawiają się postaci drugoplanowe, które im w tym pomagają, jak choćby wspominany wcześniej Rafal Rutkowski czy Marcin Bosak, jako nienawidzący grubych ludzi WF-ista.
Niemniej nowa produkcja Kingi Dębskiej wielu widzom przypadnie do gustu i wyjdą oni z kina z uśmiechem na ustach, a nie każda komedia polska daje taki efekt.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat