Czarny Świt: przeczytaj fragment kryminału z tajemnicą ukrytą w mrokach przeszłości
Mamy dla Was przedpremierowo fragment powieści Urszuli Kusz-Neumann pod tytułem Czarny Świt. Miłej lektury!
Mamy dla Was przedpremierowo fragment powieści Urszuli Kusz-Neumann pod tytułem Czarny Świt. Miłej lektury!
Parę dni później świt przywitał ich opadami śniegu. Płatki szaleńczo tańczyły za oknami chaty, a chłód wdzierał się przez szczeliny desek i atakował ich z każdej strony. Nie rozmawiali już o powrocie w tamto miejsce. Dziewczynka posiadła wiedzę, którą powinna, i na dodatek odnaleźli coś, czego się nie spodziewali. Obydwoje czuli, że to nagroda za cały wysiłek, jaki włożyli w swoje wędrówki. Ale była to też dla nich lekcja, aby zawsze wierzyć do końca.
Tylko jaki sens ma radość, gdy po paru chwilach euforii przychodzi brutalna rzeczywistość? Skąpana w niepewności, strachu i łzach, które zmywały całe pokłady szczęścia.
- Czy on przeżyje? – zapytał mężczyzna, a jego dłonie drżały z przerażenia. – Od paru dni ma wysoką gorączkę i strasznie kaszle.
- Bańki postawić i trochę krwi upuścić. – Starsza kobieta odwróciła głowę i spojrzała przenikliwym wzrokiem na dziewczynkę, która stała za ojcem i przyglądała się kobiecie z rosnącym zainteresowaniem. – A ty, dziewczę, przynieś mi trochę czosnku, szałwii albo mniszka.
- Jest tylko czosnek – mruknęła w odpowiedzi.
- To przynieść i wody na piecu zagotować.
Dziewczynka zniknęła szybko w sąsiedniej izbie, a jej ojciec usiadł zrezygnowany na lichym krześle.
- Proszę robić, co trzeba – wyszeptał.
- Niech się modli. Jak jeszcze wierzy, to niech się modli.
Kobieta splunęła czarną śliną na podłogę i wyszczerzyła w jego stronę swoje połamane i spróchniałe zęby.
Mężczyzna zaczął odmawiać modlitwę.
1.
Uboże, 10 litego 2007 roku
Henryk Stawski brodził po łydki w śniegu, który suto przysypał wieś poprzedniej nocy. Nie przepadał za pracą w takich warunkach, ale nie miał innego wyjścia. Listy musiały dotrzeć do adresata w odpowiednim terminie. Stawiał sobie to za punkt honoru. Jego matula zawsze powtarzała: „Heniutek, ty może i głupiś mi się urodził. Żałować czasami mi przyjdzie, żem na świat cię wydała, ale jak coś obiecasz, to tak będzie. I serce matki wtedy tak ciupkę, odrobinkę żałować przestaje”. Stawski często wspominał te słowa. Nic go tak nie podnosiło na duchu jak świadomość, że dzięki niemu matka czuła dumę. Uśmiechnął się tęsknie na wspomnienie kochanej Władzi i poprawił torbę, która zsuwała mu się z ramienia przy każdym gwałtowniejszym ruchu.
Zatrzymał się obok wielkiego drewnianego krzyża, który w większości szanujących się wsi umiejscowiony był na rozstaju dróg, i przeżegnał się tak, jak uczyła go matka. Dotknął czoła, potem piersi, co według jego religijnych obliczeń symbolizowało zstąpienie Jezusa na ziemię. Następnie lewa strona, gdzie biło serce, a na końcu prawa. Dlaczego w takiej kolejności należało ruszać ręką, tego już Henryk nie pamiętał. Wiedział za to, że pod tym krzyżem niejedno zło zostało zakopane. Tak mówiła mu Władzia, a on swojej mamie zawsze wierzył. Kiedyś opowiedziała mu historię, jak we wsi urodziło się dziecko i ktoś rzucił na nie zły urok. Nikt nie wiedział kto, ale wszyscy podejrzewali, że to stara Ważyca, co nie lubiła dzieci. Niemowlę zaczęło się robić niespokojne, kolki były nie do wytrzymania i wystąpił najgroźniejszy z wszystkich znanych objawów, czyli brak apetytu. Zebrało się gremium najmądrzejszych kobiet we wsi i wspólnie zdecydowały, że należy zdjąć jak najszybciej urok i wypędzić diabła. W jaki sposób to zrobiły, tego Henryk też nie pamiętał, ale do dzisiaj drżał na samo wspomnienie zakończenia tej historii.
- I ja szła pod ten krzyż w nocy, a wiedzieć ci trzeba, Heniutek, że musiała to trzecia w nocy być. Dlaczego, Heniutek, o tej trzeciej ja szła?
- Mama, no ja wiem przecież!
- To gada, jak wie, a ja pytam!
- Bo, no wie mama… Coś z tym Judaszem było na rzeczy.
- Głupiś jak but! O trzeciej po południu Pan Jezus Chrystus umarł na krzyżu, więc szatan o trzeciej w nocy wychodzi ludziom na spotkanie. Ech! – Machnęła ręką
i wróciła do opowiadania: – I ja szła pod ten krzyż, He niutek, ale wiedzieć ci trzeba, że się odwracać nie mogła. Matka mnie wołała, ojciec mnie wołał i moja babka też. Płakali, zawodzili, ale ja twardo przed siebie. Serce mi pękało, krwawiło, a oni na zmianę: Władzia, Władzieńko, córeczko. Oj, Heniutek, ja szła i się tak mocno modliła.
- Mama, ale jak wołali, to dlaczego nie spojrzałaś za siebie?
- Dziecko, istoto, którą na świat mi przyszło przez przypadek wydać. Jak żem się mogła odwrócić, skoro to diabeł za mną wołał głosami moich najbliższych?! Ja szła i słyszała, jak jego kopyta o ziemię uderzają, i jeszcze to szuranie, jakby długim płaszczem piach zamiatał. – Zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała niezrażona brakiem odpowiedzi ze strony Henia: – I doszła pod ten krzyż i zaczęła kopać i kopać, aż się tak zmęczyła, że płakać zaczęłam. Wsadziłam do dziury, co wsadzić musiałam, i wracać trzeba było. Ale wiedzieć ci trzeba, Heniutek, że musiała wieś naokoło obejść, bo odwrócić się nie mogła. A bies nie odpuszczał, myślał, że ja głupia i na jego sztuczki dam się nabrać. Przecież moja matula i babka to już w piachu od dawna leżały, a ojciec to taki z przypadku, co go nigdy żem na oczy nie widziała. Głupi był ten diabeł jak but.
Stawski wrócił do rzeczywistości i przełknął ślinę. Wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi porozglądał się chwilę po okolicy, ale na krzyż nie odważył się już spojrzeć. Zimowa pustka przeszyła go do szpiku kości. Zganił się w myślach za bezsensowne tracenie czasu i w końcu ruszył z miejsca. Do zakończenia pracy pozostał mu jeszcze jeden dom, więc wszedł na jego podwórze, cicho pogwizdując. Wyciągnął z torby samotną kopertę i zadowolony z siebie zaczął brnąć przez zwały śniegu. Dotarł do drzwi i otrzepał buty. Już miał zrobić krok w kierunku skrzynki na listy, kiedy zauważył na ganku coś dziwnego.
- Matko Bosko, jego mać i wszyscy święci! Chce pani, żebym zawału dostał? – krzyknął i dla podkreślenia dramaturgii położył rękę na sercu. – Czemu pani tak leży?
Halo? Nic pani nie jest?
Podszedł do kobiety i szturchnął ją brudnym butem. Brak reakcji z jej strony zaniepokoił Henryka. Odstawił torbę, wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki okulary i umieścił je na nosie. Kobieta była ubrana w białą, długą suknię, a jej włosy zaplecione były w dwa schludne warkocze. Leżała twarzą do ziemi, więc Stawski nie wiedział, z kim ma do czynienia. Kucnął ostrożnie i pociągnął kobietę mocno za ramię. Duże, zielone oczy i blade, aż papierowe lico. Tylko tyle zdążył zauważyć Henryk, nim runął z ganku na biały puch. Drżącymi dłońmi wymacał schowany w kieszeni telefon, którego przyciski były większe od ekranu. Wybrał numer i czekał.
- Rafał Hanza, słucham.
- Rafał? Tutaj Henryk! Listonosz z Ubożego – ryknął do słuchawki zdenerwowany Henryk. Próbował złapać oddech, ale fale gorąca zalewały go z góry na dół. Oby nie zawał, oby nie zawał, myślał gorączkowo.
- Jak coś ważnego, to pan podpisze odbiór i wrzuci do skrzynki.
- Nie! Rafał, co tu się porobiło. Musisz tu przyjechać, natychmiast! – wrzasnął. – Ja zabezpieczę teren.
- Panie Henryku, co się stało? – spytał rozbawiony Hanza. – I co za teren będzie pan zabezpieczał?
Stawski podniósł się szybko z ziemi. Poczuł, że chłód za bardzo zagląda mu w majtki. Nie mógł być chory. Nie teraz, gdy w jego wsi działy się takie przerażające rzeczy. Jakiś ptak z jazgotem zerwał się do lotu, jakby przestraszył go widok leżącego na ganku ciała młodej dziewczyny.
- Jak to jaki teren? – Henryk zrobił wielkie oczy. – Podwórko i ganek, żeby nikt śladów nie zanieczyścił.
- Panie Henryku. – Rafał tracił cierpliwość. Od piętnastu minut powinien być w robocie, a stoi przed komendą i słucha wioskowego wariata bredzącego o zabezpieczaniu terenu i zanieczyszczeniach śladów. – Nie mam czasu na jakieś głupkowate żarty.
Tego już było dla Henryka za wiele. Otrzepał śnieg ze spodni, a rozdygotaną z nerwów dłoń zacisnął w pięść.
Bał się, ale nie mógł pozwolić, aby ktoś go lekceważył.
- Głupkowate żarty?! – wrzasnął. – To nie ja mam trupa na ganku, tylko ty, młodzieńcze!
- Jakiego, kurwa, trupa? – Zbity z tropu Rafał nie wiedział, czy Stawski mówi prawdę, czy to tylko wymysł jego pokręconej wyobraźni.
- Na pierwszy rzut oka martwego – relacjonował mężczyzna. – Ale to na pewno jest kobieta. Ma zaplecione warkocze, białą sukienkę i leży pod waszymi drzwiami. I ta jej spokojna twarz i zielone oczy… nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. No, jak Boga kocham! Na duszę mojej matki przysięgam! Listy przyniosłem i wchodzę na ten ganek, a że ja słaby mam wzrok…
- Dobrze, panie Henryku, proszę się uspokoić. Ja się wszystkim zajmę, ale proszę niczego nie dotykać i pozostać w tym samym miejscu do przyjazdu służb.
Połączenie zostało przerwane. Henryk poczuł na twarzy mroźny wiatr, a z nieba zaczęły spadać pojedyncze płatki śniegu. Czekał w ciszy i odliczał mijające powoli sekundy. Po chwili spojrzał na ekran swojego telefonu, a jego twarz zrównała się kolorytem z twarzą nieżyjącej kobiety. Na zegarku było kwadrans po trzeciej.
- Mówiła mamusia, tłumaczyła – wyrzucał sobie na głos. – Po co ja tą głową kręcił?
I stał tak kolejne piętnaście minut i złorzeczył na swój los. Dopóki nie przyjechał kierownik posterunku, przez wszystkich miejscowych nazywany komendantem, i nie wytłumaczył mu, że według zabobonów chodzi o godzi nę trzecią w nocy, a nie popołudniową. Ale Heniutek nie uwierzył. Matula mu zawsze powtarzała, że diabeł ima się różnych sztuczek. Od dzisiaj Stawski musiał być czujny.
Źródło: Initium
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1990, kończy 35 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1977, kończy 48 lat