Czarny Świt: przeczytaj fragment kryminału z tajemnicą ukrytą w mrokach przeszłości
Mamy dla Was przedpremierowo fragment powieści Urszuli Kusz-Neumann pod tytułem Czarny Świt. Miłej lektury!
Mamy dla Was przedpremierowo fragment powieści Urszuli Kusz-Neumann pod tytułem Czarny Świt. Miłej lektury!
W najbliższy piątek, 17 stycznia, wydawnictwo Initium wyda powieść Czarny świt autorstwa Urszuli Kusz-Neumann, ale już dzisiaj możecie u nas przeczytać obszerny fragment tego kryminału zawierający początek powieści.
Czarny Świt rozpoczyna się od zwłok porzuconych na progu pewnej wiejskiej chaty. Jej właściciele, pełne tajemnic rodzeństwo, próbuje dowiedzieć się kto stoi za zbrodnią, a jednocześnie zaczyna coraz głębiej kopać w głęboko skrywanych sekretach rodzinnych dotyczących przeszłości. Wplatane w opowieść fragmenty sprzed kilkudziesięciu lat dziejące się na Wschodzie dają do zrozumienia, że prawda skrywa się w mrokach przeszłości.
Fragment Czarnego Świtu znajdziecie poniżej, pod opisem i okładką powieści.
Czarny Świt - opis i okładka
W lutową noc 2007 roku spokojna wieś Uboże staje się sceną brutalnego morderstwa. Młoda kobieta, z kartką zapisaną wersetami z hymnu sybiraków w dłoni, zostaje znaleziona martwa pod domem komisarza Rafała Hanzy i jego siostry Wiktorii. Skonfliktowane rodzeństwo, zmuszone do współpracy, wraca do miejsca, które skrywa mroczne sekrety.
Wciągnięci w śledztwo przez miejscowego komendanta Witolda Balickiego, Rafał i Wiktoria odkrywają, że klucz do rozwiązania zagadki tkwi w wydarzeniach z czasów deportacji ich rodziców na Wschód. Rodzinne tajemnice zaczynają wychodzić na jaw, a przeszłość zdaje się jeszcze bardziej przerażająca niż obecne wydarzenia.
„Czarny świt” to pełen napięcia, tajemnic i rodzinnych dramatów thriller, gdzie każde kłamstwo i każda decyzja z przeszłości mają swoje konsekwencje w teraźniejszości, a wewnętrzne demony mogą zniszczyć to, co najważniejsze. Przeszłość rzuca długi cień, a prawda bywa straszniejsza niż najgorsze kłamstwo.
Czarny Świt - fragment książki
Prolog
Przychodzili tu niemal codziennie. Czasami o świcie, a czasami późnym popołudniem, gdy szepty drzew stawały się wyraźniejsze, a niebo zasnute było złowrogą płachtą, na której nie świeciły żadne gwiazdy. Opuszczali ciepłą, bezpieczną chatę i brnęli wytrwale przez zwały wiecznego śniegu, walcząc z atakującym ich ciała wiatrem i przenikliwym do szpiku kości mrozem. Nie zatrzymywali się. Nie mogli. Kostucha odziana w czarne szaty za każdym razem deptała im po piętach i szeptała do ucha, że za chwilę się nimi zajmie. Ale tego dnia wszystko potoczyło się inaczej. W drodze towarzyszyła im tylko złowroga cisza, śnieg leżący na pobliskich terenach skrzył się w promieniach zimowego słońca, a nieskazitelna, zimna i śmierdząca śmierć dreptała dostojnie przed nimi. Czuli to, ale nie spodziewali się, co przyjdzie im ujrzeć, gdy tylko dotrą na miejsce. Wyszli powoli z ciemnego lasu i ostrożnie rozejrzeli się na boki. – Tato…
- Cicho! – warknął mężczyzna. – Schowaj się.
Pociągnął dziewczynkę delikatnie, ale stanowczo za rękaw znoszonego i połatanego płaszcza. Nie broniła się. Ojciec miał zawsze rację i należało się go słuchać. Położyła się więc posłusznie na ziemi i tylko od czasu do czasu wyglądała ostrożnie zza hałdy zalegającego śniegu, aby zobaczyć, co się dzieje przy wielkiej maszynie. Wiedziała, że świat się zmienił. Tata wiele razy jej powtarzał, że musi być ostrożna, bo świat płakał ludzką krwią i nie miał dla nikogo litości. Wszyscy tonęli w wodach wojny, których szkarłatne, rozszalałe fale wdzierały się przebiegle do każdego zakątka ziemi. Ludzie przestali być ludźmi, jakby ktoś silniejszy pozbawił ich pierwotnych instynktów i nakazał mordować, palić, gwałcić, aby na sam koniec tańczyć na grobach tych wszystkich nieszczęśników. Nie rozumiała za wiele z tego, co próbował przekazać jej ojciec, ale bardzo się starała. Wiedziała już, jak wygląda zło. Pojmowała istotę sprawiedliwości i zemsty, ale przychodzili w to miejsce regularnie, aby mogła posiąść najważniejszą umiejętność: nie bać się tego, co nieuniknione – śmierci.
- Tato, a jak ten pociąg będzie tak stał cały dzień, to co wtedy? – wyszeptała dziewczynka, zbliżając swoją dziecinną twarz do twarzy swego ojca.
- Musimy czekać i mieć nadzieję, że pojadą. Jeżeli nas zauważą, to biada nam – powiedział jeszcze ciszej niż córka. – Pamiętaj, nie bój się śmierci, ale rób wszystko, aby nie wpaść w jej łapska.
Dziewczynka skinęła ze zrozumieniem głową i znów wyjrzała zza niewielkiej górki. Przy jednym z wagonów coś zaczynało się dziać. Pojawili się żołnierze, którzy czujnie przyglądali się drzwiom wagonu oraz pobliskim terenom, jakby tylko czekali na możliwość wyładowania swoich życiowych frustracji na przypadkowych ofiarach. Mężczyzna znów pociągnął dziewczynkę za rękaw, ale tym razem jego zacięta mina świadczyła o tym, że żarty się skończyły. Byli zbyt blisko niebezpieczeństwa i nie mogli przez swoją głupotę ryzykować utraty życia.
Nagle usłyszeli przerażający kobiecy krzyk. Wrzeszczała wniebogłosy, jakby zdzierano z niej płaty skóry, wyrywano jej paznokcie, pod którymi było krwawiące mięso, by na sam koniec palić jej ciało żywym ogniem. Potem nastała cisza. Mężczyzna czuł, jak serce podchodzi mu do zaciśniętego ze strachu gardła. Spojrzał na leżącą w śniegu córkę i zobaczył w jej oczach to samo, co widział ostatnim razem, gdy dotarli na miejsce, a najedzone wilki kończyły właśnie biesiadę. Bił z niej niesamowity spokój i opanowanie, jakby w końcu zaczynała rozumieć, że świat jest przesiąknięty czystym złem. Uśmiechnął się w myślach do siebie, a po jego ciele spłynęło poczucie całkowitego spełnienia. Jego mała dziewczynka już się nie bała. Śmierć mogła kroczyć z nią ramię w ramię, a ona nawet nie drgnęła. Osiągnął swój cel i był pewien, że jego córka przetrwa wszystko.
Przeraźliwe i równomierne skrzypienie śniegu wyrwało go z głębokich przemyśleń. Ciężkie kroki zbliżały się złowieszczo w ich stronę. Mężczyzna nie odrywał wzroku od twarzy córki, która nadal ze spokojem leżała nieruchomo na brzuchu. Wstrzymali oddechy, jakby ta czynność miała ich uratować przed tym, co za chwilę mogło nastąpić. Nadzieja zawsze umierała ostatnia i to ona była jedyną niematerialną rzeczą, jaka im teraz pozostała. Coś upadło na biały puch. Po chwili kroki zaczęły się oddalać, ale mężczyzna nie miał odwagi poruszyć nawet palcem. Poczuł wstyd przed córką, która okazała się silniejsza od niego. Uczył ją czegoś, czego sam nie potrafił. W końcu usłyszeli jakieś trzaśnięcie i pokrzykiwanie żołnierzy. Metalowy orszak śmierci zaczął ruszać, aby odjechać do miejsca swego przeznaczenia. Pociąg znikał za linią horyzontu, wydmuchując z siebie obłoki gęstej pary, jakby to było jego ostatnie pożegnanie.
Leżeli jeszcze parę minut, aby mieć pewność, że za hałdą śniegu, która skryła ich przed niebezpieczeństwem, nie czai się żadna niespodzianka. Coraz większa cisza przyklejała się do ich zziębniętych policzków i nierównych oddechów, które w końcu wydarły się z ich płuc. Pierwszy podniósł się mężczyzna, który stanowczym ruchem dłoni nakazał córce pozostać na swoim miejscu. Kiedy upewnił się, że nie ma nikogo, kto mógłby stwarzać dla nich zagrożenie, wyszli ostrożnie z lasu. Nigdy przedtem nie natknęli się na żaden transport. Zawsze, gdy docierali na miejsce, czekały na nich tylko ludzkie ciała. Wyrzucone z pociągu, zostawione na pastwę natury, zwierzyny i ludzi. Bezbronne i kompletnie niegotowe na wydarzenia, które musiały rozegrać się w wagonach.
- Tato, zacznijmy sprawdzać.
Dziewczynka spojrzała w niebo, jakby liczyła, ile pozostało im czasu do zachodu słońca. Nie lubiła, kiedy ciemności goniły ją w drodze powrotnej. Martwi ludzie i unoszące się nad nimi opary zła od dłuższego czasu nie robiły na niej wrażenia. Widok okrucieństwa stał się czymś normalnym, a dotykanie trupów chlebem powszednim, ale otaczający ją zewsząd mrok był jedynym, czego nieustannie się bała.
- Masz rację – odpowiedział. – Ale już nigdy więcej tu nie przyjdziemy.
- Dlaczego?
Spojrzała zaskoczona na ojca, a w jego głosie wyczuła strach i niepewność.
- Nauczyłaś się tego, co musiałaś. Obcujesz ze śmiercią i przestałaś się jej bać, ale dzisiaj… – Przełknął ślinę i odwrócił wzrok. – Byliśmy zbyt blisko niej. Wystarczy.
- Ale tato!
-- Nie dyskutuj, tylko bierz się do roboty – warknął. – Jeszcze mi za to podziękujesz.
Nie odpowiedziała. Kiedy ojciec nakazywał milczeć, to tak należało postąpić. Był najmądrzejszym człowiekiem na świecie i ufała mu bezgranicznie. Miał na nią plan, a ona powierzyła mu całe swoje życie.
Przechadzali się powoli między resztkami ciał, które leżały tu od dłuższego czasu, i tymi, które opadły na nieskazitelnie biały śnieg parę chwil temu. Mężczyzna przystanął nad jednym z nich i spojrzał w stronę lasu, z którego niedawno wyszli. Drzewa pozbawione liści wyciągały po nich swoje puste gałęzie wyglądające jak szpony ogromnego potwora. Mrok, który wyzierał spomiędzy nich, pragnął porwać ich znów w swoje objęcia i już nigdy nie wypuścić. Jakiś niewyraźny cień mignął mężczyźnie przed oczami, po czym zniknął w gęstwinie zimowych drzew. Dziewczynka także przystanęła i odwróciła wzrok. Oboje wyczuli znajomy smród, który otulał ich każdego dnia jak ciepła pierzyna w czasie zimowych nocy. Taki odór miała tylko śmierć.
- Znów to samo – odezwała się dziewczynka, poprawiając na głowie ciągle zsuwającą się czapkę. – Wracamy? – Tak, nic tu po nas.
Ruszyli zrezygnowani, ostatni raz przypatrując się terenom, które tak dobrze znali. Już nigdy więcej tutaj nie wrócą. Będą karmić się ich widokiem wyłącznie w myślach, aż w końcu upłynie tyle czasu, że wszystko zatrze się w ich pamięci i zniknie. Mężczyzna poczuł na łokciu ciepłą dłoń swojej córki i spojrzał na nią zaskoczony.
- Tato, to chyba nasz szczęśliwy dzień. – Wyciągnęła rękę i wskazała miejsce, na które gapiła się od paru dobrych chwil. Podeszli ostrożnie, a na ich twarzach błąkały się niepewne uśmiechy.
- Moja mała dziewczynka – szepnął, a z jego oczu wytoczyła się wielka łza, która skapnęła na biały puch i wsiąknęła pomiędzy zbite w jedną masę zamarznięte śnieżynki. – Pomóż mi i jak najszybciej wracajmy do domu.
- Dobrze.
Śnieg pod ich butami skrzypiał tak samo złowieszczo jak wcześniej pod obcymi stopami, które szły w ich stronę. Słońce, które jeszcze przed chwilą patrzyło z zainteresowaniem na rozgrywający się spektakl, schowało się za ciemnymi chmurami. Nie odwrócili się ani razu, dźwigając na swych barkach niepewne życie. Szli i zostawiali za sobą wiele zamarzniętych ciał i zagubionych dusz. W ich krwawiących od dawna sercach narodziła się w końcu nadzieja, że już niedługo przywitają przepełniony kolorami świt. W tych czasach nie każdemu było pisane zobaczyć go w jasnych barwach.
• • •
Źródło: Initium
naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1959, kończy 66 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1955, kończy 70 lat