Przeczytaj fragment powieści obyczajowej Tysiąc idealnych nut
Tysiąc idealnych nut to młodzieżowa powieść obyczajowa, której autorką jest C.G. Drews. Mamy dla was pierwszy rozdział tej książki.
Tysiąc idealnych nut to młodzieżowa powieść obyczajowa, której autorką jest C.G. Drews. Mamy dla was pierwszy rozdział tej książki.
– Spóźnisz się. – Głos Maestro jest głęboki i chropowaty. Nawet gdyby nie miała temperamentu byka i tak wygląda onieśmielająco: szerokie ramiona, sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, burza sztywnych czarnych włosów przypominających szczecinową szczotkę i długie pajęczaste palce stworzone do grania na fortepianie.
Beck szybko wpycha do ust ostatnie grudki kukurydzianego mułu i biegnie po plecaki. Do swojego wkłada nietkniętą pracę domową i kanapkę. Więcej czasu poświęca plecakowi Joey, sprawdzając, czy siostra ma czyste ubrania do przebrania się, czy jej gumowce są suche, a kurtka w kolorach tęczy nie jest zbyt brudna. Palcami przeczesuje kręcone włosy, sklejone taśmą buty lądują na jego stopach. Jest gotowy.
Joey wyskakuje ze swojego pokoju ubrana w ogrodniczki. Na opornych na czesanie czarnych lokach ma różową, luźną czapkę. Chwyta z jego rąk kurtkę i tanecznych krokiem zmierza do drzwi wejściowych. Na szczęście w przedszkolu nie ma regulaminu dotyczącego stroju. Beck od tak dawna nosi tę samą szkolną koszulę, że nie jest już czerwona, lecz raczej różowata.
Już mają wybiec z domu, gdy Maestro odsuwa papiery i mówi:
– Chwileczkę, mein Sohn.
Naprawdę? To musi być akurat teraz? Nie mogła ten jeden raz pozwolić, aby wyślizgnęli się za drzwi – z dala od jej włosów i bez uprzedniego przegnania go przez rozżarzone węgle?
Joey w błyszczących gumiakach kopniakiem otwiera drzwi.
– Ścigajmy się! Będę pierwsza! – wrzeszczy. Beck cofa się do kuchni. Idzie powoli ze wzrokiem wlepionym w brzydką kafelkową podłogę. Jeśli nie będzie patrzył w oczy tygrysowi, to może nie zostanie pożarty? Pewnego dnia po prostu wybiegnie przez te drzwi i, zamiast zachowywać się jak posłuszny szczeniaczek z rezygnacją oczekujący kolejnego kopniaka, choć raz przeciwstawi się matce.
– Ja, Mutter? – Mówi po niemiecku, bo może w ten sposób uda mu się ją udobruchać.
Maestro odkłada czerwony długopis i rozmasowuje palce. Drgawki już się dzisiaj zaczęły. Drżenie rąk, które zniszczyło jej własną karierę i zmieniło ją w tornado w zajmowaniu się karierą Becka.
Boleśnie powolne sekundy są niczym ciosy w twarz Becka.
Musi się stąd wydostać.
Musi wyjść.
– Wstałeś za późno – mówi Maestro. – W tym domu nie ma przyzwolenia na Faulheit.
– Nie miałem zamiaru być leniwy. – No tak zaspał całe dwanaście minut… – Przepraszam.
Podlizuj się jej. To jedyny sposób, by wyjść z tego żywym.
Maestro parska z niezadowoleniem.
– Nie stać cię na zaangażowanie i systematyczność? Chcesz przestać robić postępy? – Podnosi kubek. Trzęsie się tak mocno, że kawa się rozbryzguje. – A może to przejaw nastoletniego buntu? – Z szyderstwem wymawia słowo „nastoletni”, tak jakby nigdy nie była nastolatką. To zresztą całkiem prawdopodobne. Beck zawsze sobie wyobraża, że zamaszyście wkroczyła na ten świat jako zgorzkniały gigant, gotowa zdzielić każdego fortepianem.
– Przepraszam.
Zwalcza w sobie potrzebę rzucenia okiem na drzwi wejściowe, aby sprawdzić, jak daleko odeszła Joey. Nie lubi, gdy siostra sama przechodzi przez ulicę.
– Ja, no jasne, że teraz przepraszasz. Mała papuga, która nic więcej nie umie powiedzieć. Leniwa papuga, która… Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! – Matka podnosi trzeszczący głos. Wyprostowuje się, więcej kawy ucieka z jej kubka i ścieka po nadgarstku.
Och, nie chce znowu przez to przechodzić. Spóźni się.
– Mutter, proszę. Muszę iść do szkoły. – Beck pośpiesznie zerka na zegar.
Ręka matki wyskakuje nie wiadomo skąd i zdziela go w twarz. Szok uderzenia odpycha go na kilka kroków. Ciągle zapomina, jak ona szybko umie się poruszać.
– Masz mnie szanować! – warczy. – Szkoła nie ma znaczenia. Mówię do ciebie, i tylko to jest ważne.
Beck nic nie robi.
– W twoim życiu liczy się tylko fortepian. – Od jej słów drży tynk na suficie. – Twoje życie to pianino. Za każdym razem, kiedy się lenisz, zamiast ćwiczyć, przynosisz mi wstyd. Okrywasz hańbą moje nazwisko. Do niczego nie dojdziesz, Sohn. Do niczego! Słuchasz mnie?
– Tak, Mutter – mówi do swoich butów Beck. – Myślisz, że moja rada to taki żarcik? Patrz na
mnie, gdy do ciebie mówię!
Beck szybko podnosi głowę i wpatruje się w oczy matki. Maestro ciska kawę prosto w jego twarz. Przerażająca sekunda – ta przelatująca przez głowę myśl, że napój jest gorący i za moment jego skóra będzie cała poparzona. Kawa jest jednak letnia. Spływa po twarzy, moczy włosy i kołnierzyk. Beck czuje dławienie; zdecydowanie nie jest to łkanie, być może to wzbierająca w nim złość. Za plecami zaciska dłonie w pięści.
– Nadal uważasz, że sobie żartuję? – pyta Maestro. Beck nie ociera twarzy. Stoi nieporuszony i ponownie patrzy jej prosto w oczy.
– Nie.
Maestro opuszcza pusty kubek, co Beck uznaje za pozytywny znak. Przynajmniej nie roztrzaskała mu go o czaszkę, aby w ten sposób dokończyć lekcję.
– Tak właśnie się czuję – ciągnie Maestro – kiedy rzucasz mi w twarz wszystko, co dla ciebie poświęciłam. A teraz idź do szkoły, du Teufel.
Ty diable.
Beck nie prosi o możliwość przebrania się. Nie zamierza ryzykować pozostawania blisko matki, która a nuż jeszcze zmieni zdanie i ciśnie mu kubek prosto w zęby. Dlatego jedynie przytakująco kiwa głową i biegnie do drzwi.
Do widzenia, mamo. Dziękuję, mamo. Co bym zrobił bez twojej rady, mamo?
Ma ochotę coś zniszczyć, zadać czemuś ból. Ale jedyne, co może zrobić, to cichutko i z szacunkiem zamknąć za sobą drzwi, odwrócić się i przywalić pięścią w ceglaną ścianę budynku.
Nie za mocno.
Nie może poharatać dłoni, bo matka naprawdę by go zabiła.
Bąbelki krwi pojawiają się na kostkach palców, gdy idzie do Joey zbierającej na podjeździe chwasty i mlecze, które porastają przerwy między zniszczonymi płytami chodnikowymi prowadzącymi do domu.
– To dla mojej pani wychowawczyni – z dumą obwieszcza dziewczynka.
– Na pewno bardzo jej się spodoba, że wybrałaś dla niej te chwasty.
Beck rozluźnia dłoń: idiota, idiota, idiota. Jest zadowolony, że nie podnosi głosu i zachowuje się miło. Nie dopuści, aby cokolwiek wpłynęło na to, jak odnosi się do Joey.
Siostra marszczy nosek.
– Dlaczego jesteś mokry?
Beck zakrwawioną dłonią bierze ją za rączkę.
– Och, to tylko taki żart.
Przekład: Marta Faber
Źródło: Zielona Sowa / fot. Zielona Sowa
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat