Znaczenie efektów komputerowych we współczesnym kinie
Tworzenie filmów czy seriali z użyciem efektów komputerowych stało się czym zupełnie powszechnym. CGI oraz tzw. green screen są normą i nie dziwią już w zasadzie nikogo. Choć widzowie dzielą się na tych, którzy komputerowe efekty uwielbiają, oraz zdecydowanych ich przeciwników, wszyscy z nich zgodzą się, że bez nich współczesne kino wyglądałoby zupełnie inaczej.
Tworzenie filmów czy seriali z użyciem efektów komputerowych stało się czym zupełnie powszechnym. CGI oraz tzw. green screen są normą i nie dziwią już w zasadzie nikogo. Choć widzowie dzielą się na tych, którzy komputerowe efekty uwielbiają, oraz zdecydowanych ich przeciwników, wszyscy z nich zgodzą się, że bez nich współczesne kino wyglądałoby zupełnie inaczej.
Efekty wizualne, bo tak poprawnie powinno mówić się na wszelkie efekty dodane w postprodukcji, towarzyszą kinu od wielu lat. Za pierwsze wykorzystanie efektów komputerowych uznaje się film Westworld z 1973 roku, w którym część scen została stworzona za pomocą pojedynczych pikseli. W 1985 roku wygenerowano całkowicie komputerowo pierwszą postać, a pięć lat później stworzono wodnego potwora z Otchłani za pomocą grafiki 3D. Kolejną ważną datą jest 1991 rok, kiedy to za pomocą motion capture stworzono T-1000, główną postać z Terminator 2: Judgment Day, za co film otrzymał zresztą Oscara. Każdy fan kina skojarzy także efekty komputerowe z Jurassic Park, w którym po raz pierwszy pokazano wygenerowany całkowicie przez komputer kompletny i szczegółowy żywy organizm. Na drodze do tego, co widzimy obecnie, pojawiło się wiele innych, przełomowych dzieł. Wymienić należy tu choćby Toy Story, czyli pierwszy film animowany całkowicie stworzony za pomocą efektów komputerowych, czy The Matrix i rewolucyjne zastosowanie tzw. bullet time.
Jak duży wpływ mają efekty komputerowe na współczesne kino? Chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, tak popularnych w ostatnich latach, filmów o superbohaterach bez komputerowych "dodatków". Wystarczy spojrzeć na fanowski montaż scen z serialu The Incredible Hulk, który pokazuje wersję Avengers z 1978 roku, by przekonać się, jak komicznie mogłoby to wyglądać. Bez efektów komputerowych nie byłoby Game of Thrones, serii Transformers czy choćby kreskówek, takich jak Toy Story. Większość obecnych twórców w mniejszym lub większym stopniu posiłkuje się obrazami z komputera. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że dają one niespotykane dotąd możliwości. Szczególnie dotyczy to filmów science fiction czy fantasy - twórcy mogą niemal bez ograniczeń wizualizować swoje wizje i wyobrażenia, które bez pomocy komputera byłyby niewykonalne lub niezwykle trudne. To samo dotyczy wspomnianych filmów o superbohaterach. Ogromny statek obcych demolujący Nowy Jork? Nie ma sprawy! Realistyczny, wściekły Hulk? Kilka milionów wydanych na CGI i jest wasz. Efekty wizualne wraz z rozwojem technologii zapewniły niemal nieograniczone możliwości, które współcześni autorzy wykorzystują z wielką chęcią i przy poklasku publiczności.
Kolejnym ogromnym wpływem efektów komputerowych na kino i jednocześnie czynnikiem je popularyzującym są ich koszty. Techniki cyfrowe, które oczywiście do tanich nie należą, znacząco zmniejszyły koszty tworzenia filmów. Dzięki nim nie trzeba wysyłać aktorów i całych ekip na drugi koniec świata, bo po co, skoro można osiągnąć niemal identyczny efekt w studiu z zielonym tłem? To samo dotyczy zatrudniania statystów, których można po prostu pomnożyć w postprodukcji, z grupki ludzi tworząc całe armie. Ale korzystanie z dobrodziejstw współczesnej technologii nie dotyczy wyłącznie blockbusterów. Dobrym przykładem jest tu choćby nominowany do Oscara Black Swan, w którym wklejając twarz Natalie Portman zawodowej baletnicy, stworzono iluzję jej profesjonalnego tańca. Podobne efekty wykorzystywano w sytuacji, gdy jeden z aktorów zmarł podczas kręcenia filmu, dodając go komputerowo, jak choćby w Gladiator czy Fast and Furious 7. Opcja komputerowego dodawania tła zwiększyła także możliwości tworzenia filmów historycznych - o wiele łatwiej można zadbać o autentyczność otoczenia.
Wykorzystanie technik cyfrowych ma jednak także swój negatywny wpływ na kino. Dla wielu osób filmy kręcone głównie na green screenie nie mają duszy, są sztuczne i nieprawdziwe. Pierwszy zarzut dotyczy zbyt dużego opierania się na zafascynowaniu wizualnym widza, przez które tracą scenariusz czy inne elementy filmu. Otrzymujemy w ten sposób piękną wydmuszkę, która nie oferuje nic poza pięknymi efektami. Na stwierdzeniu "mamy świetne efekty, więc ludzie będą zadowoleni" przejechało się już wielu twórców. Efekt sztuczności dotyczył przede wszystkim starszych produkcji, kiedy to możliwości nie były tak duże i wygenerowane obrazy bardziej przypominały postacie z gier na konsole. Takie sceny po prostu kłują w oczy i powodują, że w zamierzeniu realistyczne i poważne wydarzenia stają się nienaturalne i po prostu śmieszne. Problemem efektów komputerowych jest także to, że niezwykle szybko się starzeją. Postęp jest tak gwałtowny, że różnice widać niemal z każdym rokiem. Szczególnie problem ten dotyczy filmów, w których z powodu pośpiechu czy braku finansów zastosowano efekty niskiej jakości. Przykładem jest tu Złoty Smok z ekranizacji Wiedźmina, który swym tragicznym wykonaniem stał się już w zasadzie elementem popkultury, czy robiona na szybko trylogia Hobbita. Chyba najgorszym wykorzystaniem CGI w filmie wysokobudżetowym jest ta scena z The Mummy Returns:
Na szczęście efekty komputerowe nie zdominowały przemysłu filmowego i wciąż nie mamy sytuacji, kiedy wszystkie sceny kręcone są z ich użyciem. Bazując na doświadczeniach poprzedników, wielu twórców decyduje się na używanie jak największej ilość efektów specjalnych wykorzystanych na planie filmowym. Jednym z nich jest Christopher Nolan, który pokazał to choćby w Inception. Choć trudno w to uwierzyć, jedna z najsłynniejszych scen, ze zmienną grawitacją w hotelowym korytarzu, została nakręcona bez użycia większych cyfrowych efektów - usunięto jedynie liny zabezpieczające aktorów. Przykład ten pokazuje, jak wielkie są możliwości praktycznych efektów specjalnych, które w 2015 roku powróciły do łask. Filmowcy po zachłyśnięciu się możliwościami CGI zaczęli dostrzegać szanse, jakie ma ich połączenie z efektami komputerowymi. Świetnym przykładem są tu dwie ogromne produkcje z 2015 roku, czyli Mad Max: Fury Road oraz Star Wars: The Force Awakens. W obu przypadkach zastosowano dużą ilość praktycznych efektów specjalnych, które lekko podkręcały efekty wizualne. Szczególnie widać to w Mad Maksie, gdzie George Miller postanowił, że rzeczywiście wypuści zgraję samochodów na pustynię, rozbijając i niszcząc je w niezwykle efektowny sposób. Do całości dodano efekty komputerowe, które głównie oznaczały “podrasowanie” tła, tworząc zapierające dech w piersiach zdjęcia, za które zresztą film i jego twórcy otrzymali nominację do Oscara.
Czy ten swoisty powrót do korzeni sprawia, że kino stanie się lepsze? Odpowiedź nie jest z pewnością łatwa, ale można sądzić, że jest na to szansa. Wykorzystanie praktycznych efektów powoduje, że twórcy są bardziej zaangażowani, a aktorom teoretycznie powinno grać się łatwiej, gdy mają przed sobą rzeczywisty efekt zamiast zielonych ścian. Poza tym, bazując na doświadczeniach z ostatniego roku, połączenie praktycznych efektów specjalnych z komputerowymi sprawdza się po prostu najlepiej, a ich dobre zastosowanie powoduje, że niemal nie da się odróżnić jednych efektów od drugich.
Źródło: zdjęcie główne: Warner Bros.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat