Odurzające, hipnotyczne kino o poszukiwaniu raju na ziemi, miłosnym głodzie i erotycznej obsesji. „Queer”, najnowszy film Luki Guadagnino („Tamte dni, tamte noce”, „Jestem miłością”, „Challengers”) teleportuje widzów do świata nieposkromionych pragnień, szamańskich rytuałów i zmysłowej, dzikiej natury. Bohaterami są dwaj Amerykanie: posągowo piękny, młody Gene Allerton (magnetyczny Drew Starkey), i starszy od niego, zmagający się z uzależnieniami i samotnością William Lee (Daniel Craig). „Queer” to druga, równie udana, współpraca Guadagnino ze scenarzystą Justinem Kuritzkesem, autorem scenariusza do „Challengers”. [opis dystrybutora]
Aktorzy:
Daniel Craig, Henry Zaga (16) więcejKompozytorzy:
Atticus Ross, Trent ReznorReżyserzy:
Luca GuadagninoProducenci:
Luca Guadagnino, Zachary Fox (3) więcejScenarzyści:
Justin Kuritzkes, William S. BurroughsPremiera (Świat):
3 września 2024Premiera (Polska):
21 marca 2025Kraj produkcji:
USA, WłochyDystrybutor:
Gutek FilmCzas trwania:
135 min.Gatunek:
Biografia, Dramat
Trailery i materiały wideo
Queer - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
Queer to ekranizacja powieści Williama S. Burroughsa o tym samym tytule, która opowiada o Williamie Lee (Daniel Craig), mężczyźnie w kwiecie wieku, a zarazem alter ego pisarza, poszukującego szczęścia i satysfakcji w seksie, narkotykach i alkoholu. Próbując zwalczyć swoje demony, Lee angażuje się w nowe relacje z młodszymi facetami. Chce znaleźć to „coś” i zapanować nad swoją bezkresną samotnością. Szkoda tylko, że to film zupełnie rozwleczony, za długi o jakąś godzinę – prawdopodobnie znacznie lepiej działałby jako krótki metraż.
Parafrazując klasyka: tutaj jak w polskim filmie – nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Pierwszą połowę produkcji jeszcze da się znieść, bo w głównej mierze opiera się ona na śledzeniu Lee szlajającego się po Mexico City, który na zmianę szuka zaczepki, emocji, miłości, zrozumienia i dialogu. Pogrążony w depresji bohater nie romantyzuje miejsca, w którym aktualnie się znajduje. Choć potrafi być przebojowym playboyem, ze swojej osobowości nie jest w stanie wykreować zabójczej broni ze strzałami amora. Później mamy już tylko równię pochyłą: pokręcone sekwencje w dżungli, zażywanie narkotyków, konfrontacja ze słabościami i trudności z odstawieniem używek.
Czy to rola życia Daniela Craiga? Trudno stwierdzić, ale chyba to jeszcze nie ten moment. Chociaż Brytyjczyk fenomenalnie lawiruje między skonfundowaniem a pseudoboomerskim zacięciem. Jego postać stara się być takim śmieszkiem na sali. Żartuje i spożywa niebotyczne ilości alkoholu tylko po to, by zakryć zakłopotanie swoją tożsamością i seksualnością. Kiedy oglądamy Craiga w Queer, nie widzimy w nim tamtego „męskiego” Jamesa Bonda, co udowadnia wszelkim sceptykom, że nie jest on i już nigdy nie będzie facetem od jednej roli. Chwilami jednak jego postać zbudowana jest ze zbyt wielu podobnych tropów, przez co gesty, kwestie i zachowania aktora zaczynają być nader powtarzalne. Na Oscara to chyba trochę za mało – Craig potrzebuje roli, która wymagać będzie od niego jeszcze większego zaangażowania i być może właśnie zróżnicowania. Jego Lee to tylko połowiczne tour de force, a złota statuetka to coś więcej niż parę poświęceń (np. jak te w scenach erotycznych, które są odważne, ale nie wpływają na nasz odbiór całej roli).
Dłużący się seans zostaje zrekompensowany ostatnimi dziesięcioma minutami, w których bohater Craiga zaczyna rozliczać się ze swoimi wszystkimi strachami. Halucynogenne sekwencje przypominają Davida Lyncha z najlepszych lat, co staje się całkiem intrygującą próbą zróżnicowania dotychczasowego stylu filmu. Zanurzamy się w głąb tej transowej przejażdżki, tylko że po paru minutach flirt z nieznanym nagle się kończy, tak jakby reżyser na siłę zdecydował się go dodać. Dochodzi do nas, że sam Guadagnino męczył się z tą historią. Być może nie wiedział, co wyrzucić, a co zostawić.
Choć na konferencji prasowej twórca z pewnością siebie opowiadał dziennikarzom o Queer, w pełni czuć, że jest to dzieło poszatkowane, jakby dokończone w bólach. Sam film trwa ponad dwie godziny, a podobno jego pierwsza wersja liczyła aż trzy godziny z hakiem (!). To przerażająca wizja, tym bardziej że to, co ostatecznie dostaliśmy, jest bardziej niż męczące. Trzeba postawić sprawę jasno i powiedzieć, że w tym filmie nic się nie dzieje. Być może widzowie w podobnym wieku (co bohater Craiga) i o tej samej orientacji odnajdą się w tym psychologicznym pogubieniu, ale dla całej reszty będzie to takie slow cinema bez żadnej głębi, które nieustannie opowiada o tym samym (poszukiwaniu własnej tożsamości, powielaniu błędów, męczeniu się ze swoimi słabościami), kompletnie nie siłując się na nic więcej.
Po raz kolejny sprawdza się teza, że Luca Guadagnino to sprawny i ambitny wizjoner, który po prostu nie zawsze trafia ze swoimi projektami. To takie dziwne równanie, bo na genialne Challengers (2024) przypada wymęczone Queer, a my zaczynamy dziwić się, że oba te filmy wyszły od tego samego reżysera. Najwyraźniej nawet w tej branży zdarzają się gorsze dni. Pozostaje wierzyć, że w przypadku twórcy Tamtych dni, tamtych nocy (2017) takich wpadek w przyszłości będzie mniej niż więcej. Trudno bowiem ten film polecić komuś innemu niż kinofilom lub osobom queerowym zainteresowanym tematyką lub samą powieścią Burroughsa. Cała reszta może się rozejść – raczej nie znajdziecie tu nic dla siebie.
Recenzja została pierwotnie opublikowana 5 września 2024 roku podczas festiwalu w Wenecji. Podbijamy ją w związku z premierą filmu w polskich kinach.
Pokaż pełną recenzję
Obsada
-
Daniel Craig LeeLee
-
Henry Zaga Winston MoorWinston Moor
-
Lesley Manville Dr CotterDr Cotter
-
David Lowery Jim CochanJim Cochan


