Wiele stuleci przed wydarzeniami opisywanymi w pierwszym tomie cyklu, Grze o tron, Targaryenowie – jedyna rodzina smoczych lordów, która przeżyła zagładę Valyrii – zamieszkali na Smoczej Skale, nad którą panowali przez z górą dwa stulecia, nim postanowili podbić całe Westeros. Ogień i krew zaczyna się opowieścią o legendarnym Aegonie Zdobywcy, który stworzył Żelazny Tron, a następnie opisuje dzieje kolejnych pokoleń Targaryenów walczących o utrzymanie tego słynnego krzesła, aż po wojnę domową, która omal nie zniszczyła ich dynastii. Co naprawdę wydarzyło się podczas Tańca Smoków? Dlaczego tak niebezpiecznie było odwiedzać Valyrię po Zagładzie? Jak wyglądało życie w Westeros w czasach, gdy nad niebem panowały smoki? Jakie były najstraszliwsze zbrodnie Maegora Okrutnego? Dlaczego Aegonowi Zdobywcy nie udało się podbić Dorne? To tylko niektóre z pasjonujących pytań, na które odpowiada ta szczegółowa kronika spisana przez uczonego arcymaestera z Cytadeli. Książka zawiera także ponad osiemdziesiąt nowych czarnobiałych ilustracji autorstwa Douga Whetleya.
Premiera (Świat)
20 listopada 2018Premiera (Polska)
20 listopada 2018Polskie tłumaczenie
Michał JakuszewskiLiczba stron
612Autor:
George R.R. MartinKraj produkcji:
PolskaGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Zysk i S-ka
Najnowsza recenzja redakcji
Już nawet nie liczę, jak długo czekam na obiecane Wichry zimy. Już nie ekscytują mnie kolejne zapowiedzi i coraz to bardziej odległe terminy premiery. Nie śledzę informacji o problemach z konstruowaniem fabuły ani domysłów fanów dotyczące tego, co, kiedy i dlaczego się wydarzy. Staram się zadowolić tym, co jest. Niestety nie przychodzi to łatwo. Pod koniec 2018 roku premierę miała kolejna powieść George R.R. Martin - Fire and Blood, vol. 1. Dla każdego fana sagi Pieśni Lodu i Ognia z pewnością pozycja obowiązkowa. Nie da się ukryć, że z książką tą i ja wiązałam pewne nadzieje. Po cichu spodziewałam się, że nareszcie mój głód Westeros i całego tego świata, który skonstruował Martin, nareszcie zostanie zaspokojony. Tymczasem ponad 600 stron, które wyszły spod pióra pisarza smakowały niczym gorzka pigułka rozczarowania. Gdybym od tej książki zaczęła swoją przygodę z twórczością Martina, pewnie nigdy nie sięgnęłabym po pozostałe części sagi. Całe szczęście zaznajomiona już z klimatami Gry o tron w Ogniu i Krwi mogłam poszukiwać śladów tamtej późniejszej historii. Z przyjemnością oglądałam jak powstają moje ulubione miejsca i jak rodzi się potęga moich ulubionych rodów. Bez tego tła, cała historia „300 lat przed Grą o tron” nie poruszyłaby mnie w najmniejszym stopniu. I tylko ze względu na to, że nigdy nie porzucam rozpoczętych książek, dotrwałabym do końca. No niestety, jest aż tak źle.
Może ja po prostu zbyt dawno nie bywałam na westeroskich biesiadach, może zbyt długo nie kibicowałam nikomu w rycerskim turnieju i może straciłam już zapał do spisków i intryg na królewskim dworze. Trudno inaczej wytłumaczyć moje zniechęcenie, bo wszystko to, co podobało mi się w kolejnych tomach sagi, pojawia się też w Ogniu i Krwi. 300 lat nie zmieniło zwyczajów panujących w świecie Martina. Konstruowani przez niego bohaterowie wciąż walczą o władzę, zakochują się w nieodpowiednich osobach, a czasem nawet dokonują szlachetnych czynów. Mimo wszystko trudno się do nich przywiązać. Ich porażki, nie są specjalnie bolesne, ich triumfy nie wzbudzają większego entuzjazmu. A wszystko to dlatego, że Martin zdecydował się na narrację rodem z zapisków historyka. Najwidoczniej bardzo zależało mu na podkreśleniu wiarygodności swojej fabuły, bo co chwila powołuje się na swoje źródła, świadków i stare księgi. W rezultacie, z jednej strony fajna sprawa, możemy poczuć się jak maestrzy, którzy studiują dawne dzieje w Cytadeli, ale z drugiej - przez cały czas nie opuszcza nas przekonanie, że są to chwile dawno minione, których główni bohaterowie obracają się w czasie przeszły dokonanym.
Czytanie o ich losach przypomina śledzenie dokonań władców z dynastii Piastów lub Jagiellonów (oczywiście z dodatkiem fantastycznym). Być może ktoś czuje się wyjątkowo związany z Mieszkiem lub Dobrawą, ale niestety mnie podobne klimaty nie ruszają. Aegon I Zdobywca, obie jego siostry/żony – Visenya i Rhaeny, wszyscy jego następcy, ich dzieci, wnuki, siostry, żony i kochanki to dla mnie tylko woskowe figury, papierowe kukiełki. Wiadomo, że streszczenie 129 lat historii wymaga pewnych uogólnień i nie można tego porównywać do przestrzeni czasowej opisywanej w poszczególnych tomach sagi, ale mimo wszystko nie da się ukryć, że Martinowi nie udało się oddać kwintesencji swoich postaci. I tutaj tkwi źródło problemu jego najnowszej powieści.
Nie ukrywajmy, że losy rodu Targaryenów są naprawdę warte uwagi. Pomijając już ich skomplikowane relacje rodzinne, warto zagłębić się w labirynt powiązań, który ukształtował podziały i sojusze w całym Westeros na setki lat. Możliwość zrozumienia kwestii, które rzutowały na przyszłość królestwa, opisywaną w sadze Pieśni Lodu i Ognia, jest z pewnością największą wartością tej książki i dlatego każdy fan Martina powinien po nią sięgnąć. Zanim jednak to uczyni powinien wyzbyć się wygórowanych oczekiwań. Ogień i Krew nie zaspokoi niedosytu jaki zostawił po sobie A Dance with Dragons. W zapowiedziach jednak jest kolejna część powieści, która tym razem ma opisywać ten historyczny taniec bestii Targaryenów. I znów można żyć nadzieją, że najlepsze wciąż przed nami.
Ogień i krew tom 1