Jest 995 rok. Medvid to potężny, barczysty wojownik, który od zawsze wiernie towarzyszy księciu Bolkowi, próbującemu zjednoczyć kraj pod swoim panowaniem. Medvid doradza księciu, jak okiełznać słowiańskie moce magiczne – jak postępować z żercami, gdzie szukać wilkołaków i wodników, czym przekupić miejscowe wiedźmy i rusałki, jak przepędzić licha, leszych i latawice. Jednak na książęcym dworze coraz więcej do powiedzenia mają niemieccy księża misjonarze. Los Medvida też jest niełatwy, łączy go bowiem tajemna miłość z żoną księcia, węgierską księżniczką Hajną.
Premiera (Świat)
26 lutego 2020Premiera (Polska)
26 lutego 2020ISBN
978-83-280-4514-9Liczba stron
413Autor:
Marcin MortkaGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Uroboros
Najnowsza recenzja redakcji
Medvid jest wojownikiem towarzyszącym księciu Bolkowi. Można powiedzieć, że to jego doradca do spraw związanych z magią i istotami pozaziemskimi. Pewnego dnia książę znika, a Medvid wyrusza w podróż, aby dowiedzieć się, co się stało.
Główna akcja zaczyna się dość klasycznie – mamy kilkoro bohaterów, którzy wędrują, aby odkryć tajemnicę. Po drodze oczywiście napotykają na pewne trudności. Ktoś może sobie pomyśleć: okej, ale czy autor zaskoczy czytelnika, czy zaserwuje to, co już znamy z innych utworów tego gatunku. Mnie zaskoczył nie raz, ale muszę zaznaczyć, że nie jestem czytelnikiem mocno siedzącym w fantastyce (bliżej mi do kryminałów i thrillerów).
Dzięki głównym bohaterom, których losy nie były mi obojętne, bardzo zaangażowałem się w akcję. Są to postacie z krwi i kości, wyraziste oraz posiadające swój charakter. Medvid to prawa ręka Bolka. Jest mężnym wojownikiem wychowanym w puszczy, który wie, jak wyjść z opresji. Popełnia błędy, ale to dobrze, bo wyidealizowani ludzie są nudni i nierealistyczni. Wraz z nim w wędruje wiedźma, która swoimi tekstami wprowadza trochę luzu i humoru, ale odznacza się też inteligencją, ogromną wiedzą oraz umiejętnością działania w trudnych sytuacjach. Towarzyszy im jej kot, który jest w sumie stereotypowym kotem – nie przepada za ludźmi, lubi spać i chce mieć święty spokój.
Akcja ze strony na stronę nabiera tempa. Co jakiś czas dzieją się interesujące rzeczy, po których emocje opadają, ale zanim zdążą całkowicie opaść, dochodzi do kolejnego interesującego i angażującego wydarzenia. Tak naprawdę jest tak przez całą powieść, dzięki czemu uwaga czytelnika cały czas skupia się na akcji i losach bohaterów. To bardzo mądre zagranie.
Marcin Mortka stylizuje język na archaiczny i często wychodzi to dobrze, ale czasami pojawiają się bardziej współczesne słowa bądź wyrażenia, które niszczą trochę utworzony klimat. Tak jest na przykład z „pałuj się”.
Żółte ślepia spełniły swoje zadanie – dostarczyły mi rozrywki oraz pozwoliły poznać nowe dla mnie stwory z mitologii słowiańskiej. Zostałem też jeszcze bardziej zachęcony do sięgania po polską fantastykę.