Ajin – recenzja anime
Ajin to kolejna próba stworzenia anime w CGI, a zarazem kolejny horror, mający dostarczyć widzowi rozrywki na wysokim poziomie. Wrażenia z seansu są jednak ambiwalentne.
Ajin to kolejna próba stworzenia anime w CGI, a zarazem kolejny horror, mający dostarczyć widzowi rozrywki na wysokim poziomie. Wrażenia z seansu są jednak ambiwalentne.
Ajin to składające się z dwóch sezonów anime (po 13 odcinków), powstałe na podstawie mangi autorstwa Gamona Sakuraia, (scenariusz oraz rysunki) oraz Tsuiny Miury (scenariusz). Manga jest wydawana w Polsce przez wydawnictwo Studio JG, a dotychczas ukazało się 5 tomów. Ajin można obejrzeć w Polsce na platformie Netflix.
Historia tego anime opowiada o współczesnym świecie, gdzie nie wszyscy ludzie są tacy sami – wśród ludzkości kryją się tytułowi Ajini, półludzie, czyli osoby nieśmiertelne. Jak dowiedzieć się, czy jest się Ajinem? Nic trudnego, wystarczy umrzeć. Jakkolwiek strasznie to brzmi, nie ma innego sposobu na odkrycie swojej prawdziwej natury. A w świecie tego anime Ajini nie są wcale hołubieni, wręcz przeciwnie – każdy Ajin to dziwak, potwór, którego należy wyeliminować ze społeczeństwa, ponieważ nie można takowego uznać za istotę ludzką. Ajin świadomy, kim tak naprawdę jest, nie ma innego wyjścia jak tylko ukrywać swoje regeneracyjne zdolności, ponieważ w innym wypadku czekają go rządowa placówka, gdzie zostanie poddany eksperymentom. Bardzo zresztą okrutnym, będącymi ciągłym uśmiercaniem…
Nic więc dziwnego, że zwyczajny nastolatek, Kei Nagai uznaje, że czas uciekać. A jak zaczęła się jego ucieczka? Jeszcze kilka godzin wcześniej był zwykłym uczniem, jednak przez własne gapiostwo wpadł po ciężarówkę. Wypadek powinien zakończyć się śmiercią chłopaka, a stało się wręcz przeciwnie – rany Keia same się uleczyły, a że wypadek miał miejsce w środku miasta, Kei zostaje więc trzecim publicznie znanym Ajinem w kraju. Musi uciekać, a ściga go nie tylko policja i rząd, ale także każdy obywatel żądny nagrody. Sprawa wydaje się więc prosta – albo ucieczka, albo życie w nieskończonych torturach. Jednak gdyby tylko na tym miałaby polegać fabuła Ajin, byłoby to nieszczególnie ciekawe anime. Na szczęście już niedługo potem pojawia się pan Satou, bardzo miły staruszek, ale jak wiadomo, pozory mylą. Już niedługo Japonią wstrząsną zamachy terrorystyczne, a Kei oraz wielu innych bohaterów nie będzie bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak Ajini pod pretekstem dociekania swoich praw mordują niewinnych ludzi.
Ajin to anime o pełnokrwistych bohaterach. Niech o ich świetnym wykreowaniu świadczy fakt, że w zasadzie… ciężko ich polubić. Jeżeli ma się dość wylewających się z japońskich seriali trochę niezdarnych chłopców, którzy wkrótce uratują świat, Ajin jest odtrutką. Kei Nagai to cyniczny, patrzący z dystansem na świat antybohater, którego długo nie obchodzi ludzkość, ba, nawet bliskich osób nie ma zbyt wiele. Nie kieruje się emocjami, a chłodną logiką, lecz z czasem i on odrobinę się zmienia. Celem życiowym chłopaka jest dosłownie święty spokój – po co mu szukanie chwały?
Kei to jeden z nielicznych przypadków, o których dowiedziała się opinia publiczna, a nie każdy Ajin ludzkość kocha. Wystarczy, że nikt nie będzie chciał go kroić na stole operacyjnym, będzie miał dach nad głową i co jeść. Dość oryginalny z niego główny bohater, to trzeba przyznać. Ze świecą też szukać w światku anime równie oryginalnego złoczyńcy, który nie jest zbitką w kółko tych samo powtarzanych cech. Satou jest po prostu przerażający – ukrywa się za dobrotliwym uśmiechem, a widz przez długi czas nie wie, do czego tak naprawdę jest on zdolny. W tle rozgrywają się jeszcze polityczne gierki, a pionkami w ich szachach są Ajini i zwykli obywatele, którym nie zawsze zależy na dobru obu stron. Pozostali bohaterowie nie skłaniają także do cieplejszego myślenia o nich, ale z czasem zaczyna im się współczuć. W tym anime nikt nie miał łatwego życia.
Ciężko Ajin określić mianem horroru. Krwi może tu nie brakuje, ale z pewnością serial nie straszy szczególnie. Jednak efekt mocy Ajinów, dziwne istoty przez nich przywoływane, zdecydowanie mogą się przyśnić, ponieważ tak dziwnych i zarazem upiornych bytów w anime dawno nie było. Te dziwaczne stwory są zresztą najpewniej główną przyczyną podjęcia decyzji, aby Ajin powstał za pomocą animacji komputerowej. Studio Polygon Pictures specjalizuje się w anime tworzonych za pomocą CGI. Fanom anime znane jest pewnie także inny serial tego studia, a mianowicie Sidonia no Kishi – Rycerze Sidonii (mangę wydaje w Polsce wydawnictwo Kotori). Nie da się ukryć, że to animacja jest najbardziej kontrowersyjną stroną Ajin. Wypada lepiej, niż w Rycerzach Sidonii, ale wciąż razi licznymi niedoskonałościami (mało realistyczne zachowywanie się włosów bohaterów). Przede wszystkim bohaterowie ruszają się zbyt płynnie, w czymś na kształt slow motion, a dopiero kiedy akcja przyśpiesza, ich gwałtowne ruchy wyglądają znacznie naturalniej. Za to wszelkie sceny akcji, wliczając początek pierwszego odcinka, wyglądają fantastycznie.
Jeżeli ktoś narzeka na brak anime przepełnionych akcją, pościgami, licznymi wybuchami i walkami, Ajin to coś dla niego. Serial zdecydowanie wciąga, dostarczając naprawdę przedniej rozrywki. Jest dużo krwawych scen, śmierci na naprawdę wiele sposobów i kilka antypatycznych bohaterów. Trzeba też przyzwyczaić się do oprawy graficznej. O ile muzyka w pełni wpasowuje się w klimat serialu, o tyle strona wizualna może przeszkadzać. Nie zmienia to jednak faktu, że fabuła broni się sama, a to najważniejsze. To w końcu przede wszystkim anime o ludziach, którzy starają się żyć pomimo nienawiści reszty społeczeństwa. Ajini nie prosili się przecież o swoją nieśmiertelność, a mimo to muszą znosić trudy codziennej, wydaje się, wiecznej egzystencji.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat