Anne: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Ania z Zielonego Wzgórza powraca na nasze ekrany za sprawą nowego telewizyjnego serialu Anne. Na szczęście produkcja nie zawodzi, a historia Ani, sieroty, która trafiła pod dach Maryli i Mateusza Cuthbertów, po raz kolejny urzeka swoim czarem.
Ania z Zielonego Wzgórza powraca na nasze ekrany za sprawą nowego telewizyjnego serialu Anne. Na szczęście produkcja nie zawodzi, a historia Ani, sieroty, która trafiła pod dach Maryli i Mateusza Cuthbertów, po raz kolejny urzeka swoim czarem.
Nowy serial dystrybuowany na świecie przez Netflixa najpierw miał swoją premierę w kanadyjskiej stacji telewizyjnej CBC, zaś na samej platformie pojawi się 12 maja bieżącego roku. Odcinek pilotażowy trwa aż półtorej godziny, więc widz ma wystarczająco dużo czasu, aby uznać, czy warto po raz kolejny prześledzić koleje losu Ani Shirley.
Fabuła nie odbiega szczególnie od książkowego pierwowzoru autorstwa Lucy Maud Montgomery. 13-letnia Ania (Amybeth McNulty) jako sierota przeżywa koszmar, opiekując się licznym potomstwem rodziny Hammondów, która ją przygarnęła, a zdecydowanie nie otoczyła opieką i miłością. Jednak los się do dziecka uśmiechnął, ponieważ Maryla i Mateusz Cuthbertowie, starsi ludzie, a zarazem rodzeństwo mieszkające razem, zamierzają adoptować chłopca. Tak, chłopca, a Ania będąc rudowłosą gadułą, wiecznie rozmarzoną i często nieogarniętą, jest tak daleka od bycia chłopcem jak to tylko możliwe. Jednak Maryla (Geraldine James) daje jej szansę i pozwala na próbę zostać w domostwie Zielone Wzgórze w Cavendish na Wyspie Księcia Edwarda. Mateusz (R.H. Thomson) zakochuje się w roztrzepanej gadule od razu, ale starej pannie będącej głosem rozsądku całej okolicy, czyli Maryli, nie przychodzi tak łatwo przyzwyczajenie się do osobliwego charakteru Ani. Zresztą już na samym początku dziewczynka sprawia kobiecie sporo problemów…
Ania z Zielonego Wzgórza oraz dalsze powieści cyklu to klasyka literatury dziecięcej, w której zakochiwały się wszystkie pokolenia po opublikowaniu książki, a i dzisiaj przygody Ani wciąż niezmiennie zachwycają. Ekranizacji powieści było mnóstwo, wliczając chyba najsłynniejszą, z 1985 roku z Megan Follows, która świetnie oddała ciepłą atmosferę książki. Tym samym sens powstawania kolejnej adaptacji wydawał się znikomy, ale zawsze warto sprawdzić samemu, co jeszcze można nowego opowiedzieć o Ani. A myślę, że z Anne zapoznać się warto.
Serial wciąga już od pierwszej sceny, w trakcie której Mateusz galopuje po plaży, najwyraźniej bardzo gdzieś się spiesząc – co wyjaśnia się zresztą później. Naprawdę fantastyczna czołówka pod względem wizualnym oraz muzycznym poprawia nastrój, a potem jest tylko lepiej. Każdy przyzna, że to aktorka grająca Anię jest kluczem do sukcesu. Obsadzenie Amybeth McNulty w tej roli wywołało sporo kontrowersji za sprawą oryginalnej urody aktorki, ale wystarczy obejrzeć kilka minut premierowego odcinka Your Will Shall Decide Your Destiny, żeby stwierdzić, że to castingowy strzał w dziesiątkę. Amybeth McNulty jest wręcz urodzoną Anią – świetnie radzi sobie z ogromną ilością tekstu, który trzeba wypowiadać na bezdechu, i do tego z prędkością strzałów z karabinu maszynowego. Dodatkowo z rozmarzoną miną, niewidzącym niczego wzrokiem i głową pełną marzeń. Nie zawodzi też reszta obsady, czyli Maryla oraz Mateusz grani przez Geraldine James oraz R.H. Thomsona. Zwłaszcza Mateusz jest bohaterem, który więcej pokazuje za sprawą mimiki twarzy i gestami aniżeli słowami. To zupełne przeciwieństwo Ani, a R.H. Thomson wypada fantastycznie.
Odcinek prezentuje jednak coś nowego, a mianowicie sporo retrospekcji z życia Ani, kiedy musiała mieszkać u Hammondów. Ta część odbiega od reszty klimatem, a także kolorystyką – jest ciemno, pełno tu krzyków, a Anię pokazano wprost jako męczoną fizycznie i psychicznie dziewczynkę, na którą nałożono obowiązki nieadekwatne do jej wieku i możliwości. Jest też pewna nieprzyjemna scena ze znęcaniem się nad nią przez jej rówieśniczki. Twórcy wyraźnie podkreślają, że Ania nie wzięła się znikąd, a jej wesoła osobowość ma w sobie zadry i po prostu, nazwijmy rzecz po imieniu, traumę, tak więc co jakiś czas bajkowy klimat pryska.
Serial pod względem audiowizualnym wypada naprawdę świetnie za sprawą przepięknych widoków, choć samo Zielone Wzgórze nie każdemu przypadnie do gustu, ponieważ dość mocno przypomina amerykańską farmę. Muzyka w tle przygrywa od czasu do czasu, ale co ciekawe, wpada w ucho, a że jest wdzięczna i po prostu ładna, zwraca się na nią uwagę.
Anne zapowiada się na naprawdę udaną produkcję – ma w sobie te pokłady ciepła bijące z książki, a dzięki aktorce grającej główną bohaterkę można spokojnie być pewnym, że przyszłe odcinki nie zawiodą, o ile twórcy nie zaszaleją i nie postanowią dopisać Ani nowego życiorysu, na co się na szczęście nie zapowiada.
Źródło: zdjęcie główne: fot. Netflix/CBC
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat