Anon – recenzja filmu
Anon to nowy thriller science fiction Netflixa o świecie bez prywatności. Niestety po raz kolejny streamingowy gigant zafundował nam słabą historię. Oceniam produkcję.
Anon to nowy thriller science fiction Netflixa o świecie bez prywatności. Niestety po raz kolejny streamingowy gigant zafundował nam słabą historię. Oceniam produkcję.
W świecie przyszłości nie istnieje coś takiego jak prywatność. Każdy człowiek posiada tak zwane Oko umysłu, które zapisuje wszystkie chwile z jego życia. Żadne przestępstwo się nie ukryje, ponieważ stróże prawa mają pełny wgląd do wszystkich nagranych przez Oko chwil. Do czasu. Policjant Sal Frieland rozpoczyna śledztwo w sprawie seryjnego zabójcy, który przed śmiercią hackuje Oko umysłu swoich ofiar. Wkrótce detektyw natrafia na trop ducha, kobiety nieistniejącej w żadnej bazie danych, która zawodowo zajmuje się wymazywaniem niewygodnych zapisów u swoich klientów.
Sporym problemem produkcji Andrew Niccola jest scenariusz pełen skrótów, dziur logicznych i słabo napisanych postaci. Historia wlecze się niemiłosiernie, nie oferując nic, co by mogło przykuć naszą uwagę podczas seansu. Intryga trzyma się miejscami tylko na dobre słowo i z czasem staje się po prostu nudna tak, że chce się wyłączyć player Netflixa. Nie otrzymamy tutaj takich zagrań charakterystycznych dla kryminału, jak zmyślne mylenie tropów przez twórcę czy szokujące twisty fabularne. Nawet jeśli Niccol próbuje wprowadzić taki element, to robi to niesamowicie nieudolnie, a przede wszystkim, i to chyba największy grzech prowadzenia narracji przez reżysera, jego fabularne wolty są po prostu strasznie przewidywalne. Wygląda to tak jakby Niccol chciał jak najszybciej przeprowadzić swoich widzów od punktu A do punktu B i nie starczyło mu czasu na dopracowanie poszczególnych wątków. Potencjał w pomyśle fabularnym był ogromny, jednak został potraktowany przez reżysera bardzo po macoszemu.
Niestety produkcji nie ratuje również relacja, jaką starano się nakreślić pomiędzy głównymi bohaterami filmu. Amanda Seyfried i Clive Owen robią, co mogą, aby wycisnąć coś z więzi swoich postaci, jednak słaby scenariusz nie pozwala im za wiele. Koniec końców ich relacja wypada trochę sztucznie i nie czuć chemii bijącej z ekranu w scenach interakcji obydwojga mrocznych i tajemniczych bohaterów. Postacie te zostały bardzo przerysowane przez twórcę i złożone z kilku popularnych klisz, jednak w pewnych momentach aktorzy wychodzą ponad przeciętność tekstu źródłowego i prezentują niezłą interpretację swoich bohaterów. Owen jak zwykle sprawdza się jako zimny, zgorzkniały mężczyzna z problemami. Takie role po prostu do niego bardzo dobrze pasują, dlatego bez problemu wszedł w ten image. Natomiast według mnie znacznie lepiej prezentuje się Seyfried. Nigdy ta aktorka, którą bardzo lubię, nie pasowała mi do kreacji femme fatale, jednak w tym wypadku pozytywnie mnie zaskoczyła magnetyzując swoim zachowaniem, pewnymi niuansami w gestach i mimice oraz swoistym egzystencjalnym zmęczeniem i rozterkami, które przebijały się w jej działaniach . Jej niejednoznaczna antybohaterka była jednym z małych plusów na oceanie minusów tej produkcji.
Istnienie drugiego planu w tej historii można spokojnie przemilczeć, ponieważ żadna z postaci nie wynosi się ponad ubogi rejon wykreowany dla niej przez reżysera. Szczególnie czarny charakter zawodzi na całej linii będąc raczej słabym elementem dekoracyjnym opowieści niż jej pełnoprawnym uczestnikiem. Natomiast broni się klimat noir, który Niccolowi udało się jakimś cudem wprowadzić. Posępne, mroczne miasto, sterylne, surowe elementy zabudowy i ciemne kadry stają się w pewnym momencie pełnoprawnymi bohaterami opowieści, pogłębiając posępny charakter bohaterów i ich melancholijne oblicze. Gdyby tylko towarzyszyła temu zawiła intryga to film mógłby nawet być czymś bardzo dobrym. Jednak tak się nie stało.
Anon na papierze wydawał się produkcją o olbrzymim potencjale. Ciekawy pomysł fabularny, science fiction wymieszane z klimatem noir i do tego interesująca obsada. Wyszła jednak z tego produkcja nudna, przewidywalna i kompletnie pozbawiona pazura. Nie polecam.
Źródło: zdjęcie główne: screen z YouTube
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat