Arrow: sezon 4, odcinek 10 – recenzja
Arrow powraca po przerwie z co najwyżej przeciętnym odcinkiem, w którym brak oczekiwanych emocji, a czarny charakter rozczarowuje.
Arrow powraca po przerwie z co najwyżej przeciętnym odcinkiem, w którym brak oczekiwanych emocji, a czarny charakter rozczarowuje.
Los Felicity jednak jest zgodny z teoriami, które można było przeczytać w Internecie w trakcie przerwy w emisji. Paraliż bohaterki jest motywem z potencjałem na emocje, komplikacje związku z Oliverem, który powinien dzięki temu dojrzeć, i dramaturgię. Na razie wychodzi to tak sobie, bo twórcy Arrow wyraźnie nie wykorzystują pełni możliwości. Choćby ten pierwszy raz, gdy Oliver rozmawia z Felicity po otrzymaniu wiadomości o paraliżu - przy dobrej reżyserii można było tutaj stworzyć coś emocjonalnego, co wyciągnęłoby z obojga aktorów o wiele więcej, a zamiast tego dostajemy dość typową scenę. Tak samo nerwy Olivera, który fanatycznie chciał się zemścić. Pomysł dobry, ale realizacja pozostawia wiele do życzenia i bynajmniej nie jest to wina Stephena Amella, że twórcy nie potrafili dobrze rozpisać motywu z potencjałem na o wiele więcej. Ponownie - mamy coś, co wychodzi zaledwie przeciętnie, a powinno o wiele lepiej, bo serial ten czasem pokazywał, że emocjonalne rzeczy jest w stanie zrobić na wyższym poziomie.
Rozczarowaniem odcinka jest postać Anarky'ego. Sama w sobie nie jest zła, a jego motywy i zachowanie zobrazowano dość poprawnie. Mam problem z jego wyglądem, który - delikatnie mówiąc - jest niedopracowany. Pamiętajmy, że całe jego ciało spowił ogień, więc ślady tak naprawdę powinien mieć wszędzie, a co widzimy po zdjęciu maski? Parę kresek tu i ówdzie, które bardziej przypominają niezadbaną opryszczkę niż oparzenia. Oszczędzanie na charakteryzacji nie popłaca, a jak już twórcy muszą, to niech zostanie on w masce, bo bez niej trudno traktować to serio.
Ciekawie było zobaczyć Dahrka jako człowieka przestraszonego i zaniepokojonego o los swojej rodziny. Na krótką chwilę obdarto tę postać z przesadnej komiksowości i pokazano widzom człowieka, którego chciałoby się więcej oglądać, bo w tym wszystkim nabiera on odrobinki wyrazu. Interesująco wygląda jego rozmowa z żoną o ich misternym planie, który wciąż pozostaje tajemnicą. Trudno na razie wywnioskować, co chcą osiągnąć, ale przynajmniej rzuca to światło na plan, który ma najwyraźniej większy zasięg, niż mogliśmy zakładać.
Nie tak źle wyszedł motyw relacji Diggle'a z jego bratem. W tym jednym wątku było więcej emocji niż w problemie Felicity. W tym przypadku udaje się twórcom lepiej zobrazować targające emocje, które doprowadzają do naprawdę drastycznych dla bohatera decyzji. Widać, że można zrobić to lepiej, więc dlaczego pod tym względem cały odcinek jest tak bardzo nierówny? Mimo wszystko trafienie do Andy'ego jako brata odbywa się prosto, ale przekonuje.
Ostatecznie wiemy, że to nie Felicity leży w grobie, ale ktoś inny. Wstępnie myślałem, że może to być Czarny Kanarek, opierając teorię na fakcie, że postać ma pojawić się w kinowym filmie, jednakże teraz, z uwagi na wydarzenia tego odcinka związane z Theą, zaczynam sądzić, że to ona zginie. Wynika to z bardzo emocjonalnej reakcji Olivera, który raczej bardziej zareagowałby tak na śmierć siostry niż Laurel czy Diggle'a. Na Felicity nie ma co patrzeć, bo ona w ostatnim czasie płacze z byle powodu tak samo intensywnie.
Arrow nie powrócił z hukiem i nie zaoferował szokujących oraz emocjonalnych rozwiązań fabularnych. Brakuje tutaj czegoś, co przywróciłoby temu serialowi blask z 2. sezonu, kiedy poziom był najwyższy. Szczególnie rozczarowują retrospekcje, które nadal są nic nieznaczącym zapychaczem. Wciąż liczę, że twórcy znajdą tutaj jakiś złoty środek na podniesienie jakości.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat