Assassin’s Creed: Origins – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 27 października 2017Assassin's Creed powraca po dwóch latach. Czy ten czas spędzony na dopieszczaniu wyszedł serii na dobre?
Assassin's Creed powraca po dwóch latach. Czy ten czas spędzony na dopieszczaniu wyszedł serii na dobre?
Seria Assassin's Creed jest z nami już dziesięć lat, zaś począwszy od wydania drugiej części, kolejne wydawane były rokrocznie. Prawda jest taka, że z każdym wydaniem gra stawała się coraz bardziej powtarzalna, historia coraz słabsza, a udziwnienia mechaniczne, które miały wzbogacić rozgrywkę, zwykle nie spełniały swojego zadania. A jak się już to udawało, jak w przypadku Assassin's Creed IV: Black Flag, to okazywało się, że prócz ciekawej rozgrywki produkcja nie ma za wiele do zaoferowania. Firma Ubisoft zdecydowała się więc na zmianę cyklu wydawniczego i poświęcenie nowej odsłonie więcej czasu. Tak narodziło się Assassin’s Creed: Origins.
Nazywam się Bayek z Siwy i jestem ostatnim Medżajem
Krok w przód dla rozwoju serii jest jednocześnie krokiem w tył względem chronologii. Oto bowiem przenosimy się do Egiptu w okresie I w. p.n.e.. Kraj toczony jest przez rozpad wywołany wojną domową pomiędzy Kleopatrą VII i Ptolemeuszem XIII, dodatkowo podsycany przez Greków i Rzymian. Pośród tego wszystkiego znajduje się para wojowników, Aya i Bayek. Ich historia zaczyna się nagle i brutalnie, od morderstwa, którego dokonuje nasz bohater.
Czas spędzony w prologu upłynie nam na poznawaniu przeszłości Bayeka, ostatniego z Medżajów, wywodzących się z miasta Siwa obrońców Egiptu. Assassin’s Creed: Origins, to, podobnie jak druga odsłona serii, opowieść o zemście i przemianie, jaką przechodzi bohater wraz z wkroczeniem na pełną trupów drogę. Protagonista, podobnie jak Ezio, jest postacią tragiczną, mężem i ojcem zmuszonym przez okoliczności do radykalnego działania. I tak jak w przypadku lekkoducha z Florencji jest to napisane bardzo dobrze, choć Bayek w momencie rozpoczęcia przygody jest już wytrawnym wojownikiem, który doskonale zdaje sobie sprawę, z tego co robi. Przynajmniej w swoim własnym mniemaniu.
Prócz warstwy historycznej mamy oczywiście aspekt współczesny. Tutaj na scenę wkracza Layla Hassan, ambitna i utalentowana pracownica Abstergo Industries. Choć podczas samej gry nie dowiadujemy się o niej wiele, to szperając w jej laptopie możemy bez problemu tę wiedzę zgłębić. Może nie ma ona szans stać się drugim Desmondem, ale jej wątek jest dość obiecujący na przyszłość, zwłaszcza że sami twórcy nie pozostawiają nam cienia wątpliwości, że będzie ciąg dalszy.
Równie dobrze jest z postaciami towarzyszącymi naszemu bohaterowi w jego wędrówce, po obu stronach barykady, a nawet tymi znajdującymi się na dalszym planie. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że nawet osady i miasta są tu bohaterami. Żywe, zmieniające się pod wpływem naszych działań i upływu czasu, naprawdę robią wrażenie. Ubisoft definitywnie odrobił tutaj pracę domową.
Miłość, bez szmaragdów, za to dużo krokodyli
Zauważcie, że omawiając bohaterów ani razu nie użyłem zwrotu Asasyn ani Templariusz. To dlatego że opowieść ma miejsce w czasach, w których organizacje te nie istniały, przynajmniej nie w kształcie, jaki znamy dzisiaj. Asystując Bayekowi w jego zemście, odkrywamy kulisy Zakonu Starożytnych, organizacji stojącej za jego nieszczęściem. Jednocześnie sami kładziemy podwaliny pod Bractwo Asasynów, tutaj zwane jeszcze Ukrytymi, oraz kredo, według którego tak wielu będzie w przyszłości żyć. Jest to ograne naprawdę dobrze, zaś wspomniana przemiana Bayeka, a także Ayi i ich sojuszników wypada autentycznie. Jest powolna, przemyślana i pozbawiona dziur logicznych.
Jeszcze przed premierą obawiałem się, że pewne elementy, sugerujące wcześniejsze istnienie Bractwa, jakie znamy z poprzednich części, zostaną "zapomniane" przez twórców, jednak wybrnęli oni z całej sytuacji z obronną, w większości, ręką. Na pewne ustępstwa trzeba było oczywiście pójść. Jestem jednak niemal pewien, że scenarzyści sobie z tym poradzą odpowiednio dobrze i wprowadzą drobne poprawki do świata, które w pełni wyjaśnią te kilka nieścisłości.
Przeniesienie akcji do starożytnego Egiptu jednocześnie otworzyło twórcom nowe możliwości, jak i nieco je ograniczyło. Chodzi mianowicie o to, że okres ten nie należy do najlepiej udokumentowanych, zaś większość tego, co wiemy opiera się na wykopaliskach archeologicznych i całej masie domysłów. Dało to Ubisoftowi dużo artystycznej i historycznej swobody w wypełnianiu luk między tymi fragmentami opowieści, które można stuprocentowo potwierdzić i muszę przyznać, że mnie ich dzieło przekonuje. Przedstawiono nawet takie smaczki, jak domniemane wniesienie przed oblicze Cezara Kleopatry ukrytej w zwiniętym dywanie.
Jedyne co mam do zarzucenia produkcji w kwestii historii to brak zwyczajowego leksykonu, aczkolwiek jeśli ma się to wiązać z rozbudowanym trybem edukacyjnym, który ma się pojawić na początku przyszłego roku, to Ubi ma tu mój kredyt zaufania.
Czy to Assassin's Creed, Horizon Zero Sahara czy może Wiedźmin: Piaski Egiptu?
Wraz z cofnięciem się w czasie do momentu w którym nie istniało Bractwo, a co za tym idzie ich metody, proces szkolenia i protokoły operacyjne, przyszła kolej na ogromne zmiany w mechanice. Jedyne co zostało w zasadzie nietknięte, to poruszanie się na piechotę. Choć i tutaj znaleźć można pewne, głównie kosmetyczne, zmiany. Nie spodziewajcie się jednak jakichś wyjątkowo wymyślnych narzędzi do wspinaczki, Bayek to po prostu wysportowany wojownik, który przedkłada siłę i sprawność ciała nad jakieś dziwne gadżety.
Świat Assassin’s Creed: Origins jest ogromny. Mamy tu do czynienia z naprawdę dużym wycinkiem kraju faraonów, którego zwiedzenie zajmie nam dużo czasu. W związku z tym, prócz metody "z buta" przygotowano nam całą gamę środków transportu. Od kopytnych (wielbłądy i konie), przez rydwany z możliwością driftu (brzmi głupio, ale daje mnóstwo zabawy), a na kilku rodzajach jednostek pływających skończywszy. Należy dodać również, że z każdego z tych środków transportu możliwa jest walka.
Starcia z przeciwnikami to najbardziej zmieniony element rozgrywki, przywołujący w tym wydaniu na myśl wspomniany Horizon: Zero Dawn czy naszego rodzimego The Witcher 3: Wild Hunt. W zasadzie wszystko, co wiedzieliście do tej pory o walce w serii Assassin's Creed, możecie wywalić do kosza. Zapomnijcie o łatwym wygrywaniu starć z przeciwnikami za pomocą parowania ciosów i kontratakowania we właściwym momencie. Walka jest zdecydowanie wolniejsza niż w poprzednich odsłonach. Wymaga też więcej taktyki, wyczucia przeciwnika i umiejętności sprawnego unikania ciosów. Dużo też zależy od preferowanej przez nas broni. Tej jest kilka rodzajów: miecze zakrzywione, proste, podwójne, buławy, kostury, broń drzewcowa i włócznie. Każda z nich zachowuje się nieco inaczej i wymaga odpowiedniego podejścia. Zwłaszcza że prócz mieczy podwójnych oręża używamy wraz z tarczą, która prócz oczywistej obrony, oferuje też manewry ofensywne. Rozbudowano też arsenał do walki na dystans. Mamy łuki zwykłe, snajperskie... maszynowe i "strzelby". To trzeba zobaczyć na własne oczy, żeby zrozumieć, ale daje kupę frajdy i opcji rozgrywki. Nie zapomniano też oczywiście o narzędziach jak bomby dymne czy granaty.
Wszystko to oblane jest sosem Action RPG, składającym się z takich elementów, jak drzewka umiejętności czy (zależny od poziomu postaci) ekwipunek, którego elementy mają swoje rodzaje rzadkości (zwykłe, rzadkie, legendarne itp.) co jeszcze bardziej pogłębia podobieństwo do wspomnianych tytułów. Podobieństwo, które tutaj jest ogromnym atutem, bowiem nie da się zaprzeczyć, że Ubisoft wziął to, co najlepsze z obu tytułów i złożył do kupy, dodając swoje elementy i tworząc tytuł unikatowy na przestrzeni całej serii.
Kolejną zmianą są misje. Oczywiście naszym głównym celem jest dorwanie członków Zakonu, jednak to też dzieje się w sposób dla serii bezprecedensowy. Pamiętajmy, że metody operacyjne Asasynów dopiero się tu tworzyły. O ile więc będziemy mieć okazję pobawić się ukrytym ostrzem, o tyle nieobce nam też będą starcia z bossami rodem z RPG. Jest też jednak wiele misji i aktywności pobocznych. Pomagają nam one nie tylko zdobyć poziom, ale też i poznać lepiej historię świata i wpłynąć na nią, bowiem nie raz i nie dwa można zaobserwować efekty naszych działań na otoczenie.
Kiedy znudzi nam się już pogoń za Templa... członkami Zakonu, możemy zanurzyć się w licznych aktywnościach, jakie oferuje nam Egipt. Począwszy od wyścigów konnych i rydwanów, przez walki gladiatorów, niszczenie posągów Ptolemeusza, a na zwiedzaniu grobowców skończywszy. Bayekowi może daleko do Lary, ale po piramidach śmiga jak zły i to dwa tysiące lat przed tym zanim stało się to modne! Bardzo fajna jest też opcja dokonywania - w zamian za doświadczenie i przedmioty- zemsty na NPC, którzy zabili innego gracza.
(P)oprawa
Jeśli chodzi o grafikę i dźwięk, nie mam Assassin’s Creed: Origins absolutnie nic do zarzucenia. Lokacje są barwne i dopieszczone, dopełnione dźwiękami mieszkańców, przyrody, otoczenia i muzyką, która doskonale wpisuje się w konwencję i dodaje klimatu. Animacje są płynne, zwłaszcza te podczas walki, a krew leje się gęsto i ładnie wygląda.
Narodziny Bractwa, odrodzenie serii
Powiem wprost, Assassin’s Creed: Origins to nowa jakość dla tej serii, zapowiedź wielu zmian i krok, a wręcz skok, w dobrą stronę. Ogromy, dopieszczony świat, ciekawa historia i niezaprzeczalnie wielki potencjał na ciąg dalszy. Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o dość kontrowersyjnym, zwłaszcza ostatnimi czasy, temacie mikrotransakcji. Szczerze mówiąc, nie rozumiem całego oburzenia, który jest przy tej odsłonie obecny. Nie różni się ona niczym od tego, co znamy już od czasów Assassin's Creed IV: Black Flag. Jeśli ktoś ma ochotę zapłacić za zmiany kosmetyczne albo zepsuć sobie zabawę, kupując przyspieszacze rozwoju, to już jego sprawa. To nie jest gra wieloosobowa Pay2Win, więc to, że ktoś kupi sobie pakiet materiałów do ulepszeń nie ma wpływu na to, jak ktoś inny będzie grał.
PLUSY:
+ fabuła;
+ postaci;
+ duży, żyjący świat;
+ walka;
+ jest co robić;
+ drift rydwanem.
MINUSY:
– brak leksykonu w momencie premiery;
– trochę za mało akcji w czasach współczesnych.
Źródło: Fot. Ubisoft
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat