Bates Motel: sezon 5, odcinek 8 – recenzja
Choć tym razem obyło się bez widowiskowej akcji, parę momentów odcinka pozostawiło widza w dużym zaskoczeniu. Mimo że za chwilę ostateczny koniec, fabuła Bates Motel wciąż nieoczekiwanie zakręca, zachęcając do sięgania po więcej.
Choć tym razem obyło się bez widowiskowej akcji, parę momentów odcinka pozostawiło widza w dużym zaskoczeniu. Mimo że za chwilę ostateczny koniec, fabuła Bates Motel wciąż nieoczekiwanie zakręca, zachęcając do sięgania po więcej.
W nowym odcinku Bates Motel powróciło kilka postaci, które ostatnimi czasy musiały nieco odsunąć się na bok. Mam tu na myśli przede wszystkim Alexa Romero i Chicka, którzy, o ironio, niemal od razu zostali ze sobą zestawieni w piwnicy domu Batesów. I niestety dla Chicka skończyło się to nieciekawie – Romero bez większego ostrzeżenia po prostu go zastrzelił. Nie sposób było się tego spodziewać i takie rozwiązanie sytuacji naprawdę zaskakuje – tym bardziej, że ostatnio postać Chicka została wyniesiona do rangi ważniejszej (w końcu pisał książkę, gromadził materiały i dowody psychozy Normana i jako jedyny został wciągnięty w tajemnicę widmowego alter ego). Wszystko wskazywało na to, że odegra większą rolę w serialu, tymczasem uśmiercono go w połowie zdania. Może i lepiej, że tak poboczna postać, jaką na początku był Chick, nie okazała się nagle kluczowym elementem w finale. Byłoby to trochę naciągane.
Nieoczekiwany moment zabójstwa jest także dowodem na rozbicie emocjonalne Alexa Romero, który nie potrafi już nad sobą panować. Powrót do domu po dwóch latach nieobecności i poznanie okrutnej prawdy o tym, że Norma nie zaznała spoczynku w grobie, skutecznie wytrąciły go z równowagi. Nie jest to oczywiście wystarczające usprawiedliwienie czynu, jakiego dokonał, ale wyraźnie sygnalizuje, że były szeryf nie ma już nic do stracenia. Przy okazji jego wizyty w ponurym domu, po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z halucynacjami kogoś innego niż Norman – Romero także widział zmarłą żonę w komicznie anielskiej poświacie i długim szlafroku. Efekt łuny, jaka jej towarzyszyła, wzbudził we mnie raczej zażenowanie niż wzruszenie – można to było zrobić bardziej subtelnie. Wszystko to jest jednocześnie jakby małym pożegnaniem bohatera z codziennością, jaka wcześniej mu towarzyszyła, zatem obawiam się, że Alex Romero nie wyjdzie cało z wielkiego finału. Pytanie tylko z czyjej ręki zginie i czy zdąży przedtem ujrzeć zwłoki Normy, co osobiście bardzo chciałabym zobaczyć.
Odcinek rozpoczął się co prawda od roztrzęsionego Normana, który za wszelką cenę błagał o pomoc i chciał schronić się przed widmem matki, jednak chłopak nie zdążył nawet rozgościć się w celi więziennej, a Norma przejęła sytuację. I póki co nic nie wskazuje na to, że zamierza odpuścić. Vera Farmiga i Freddie Highmore świetnie współpracują na ekranie, powtarzają podobne gesty, pozy i wymieniają się w poszczególnych ujęciach tak, by zobrazować widzowi, że mamy tu do czynienia z alter ego, a nie Normanem. Wcześniej nie mieliśmy do czynienia z nagromadzeniem aż tylu zabiegów porównawczych i dopiero teraz można dostrzec, jak dobrze jest to dopracowane. Na oklaski zasługuje tu przede wszystkim Highmore, który każdym spojrzeniem i gestem jest w stanie naśladować zachowania typowo kobiece, wyraźnie zaznaczając, że jego postać nie jest w pełni sobą. Zauważyła to też Madelyn Loomis – wystarczył krótki kontakt wzrokowy z odprowadzanym do celi Normanem, by dziewczyna doszła do wniosku, że coś jest z nim nie tak. Dziwi mnie tylko, że inni bohaterowie nadal nie są w stanie rozszyfrować jego osobowości i tylko przyglądają się poczynaniom chłopaka, z przekonaniem, że to on.
Fakt, że lokalna policja znajduje coraz więcej ciał także wskazuje na nieuchronnie zbliżający się koniec. Wszystkie poszlaki zaczynają prowadzić do Normana i chyba nie wydarzy się już nic, co mogłoby ocalić jego skórę przed wymiarem sprawiedliwości. Swoją drogą, fakt, że Normie coś się w końcu nie udaje, jest dziwnie satysfakcjonujący. Nie tak łatwo owinąć sobie wokół palca policję i prawników, zwłaszcza, gdy przemawia się z więziennej celi. Biorąc pod uwagę jej determinację, by uwolnić Normana z aresztu, obawiam się, że nie zobaczymy już biednego, roztrzęsionego chłopaka. Jego psychoza przejęła nad nim władzę w stu procentach i prawdopodobnie tak już zostanie do końca. Jeśli przypomnimy sobie Batesa z thrillera Hitchcocka i jego obłąkany uśmiech posłany widzom na zakończenie filmu, wydaje się to celowe i uzasadnione. Naszego Normana prawdopodobnie też czeka taki właśnie los – zostanie więźniem własnego umysłu i zupełnie straci kontrolę nad własnym ciałem. Co ciekawe, tytuł bieżącego odcinka brzmi właśnie The Body, co można w oczywisty sposób odnieść do masowo odnajdywanych w White Pine Bay zwłok. Jednak gdyby pokusić się o głębszą interpretację, ciałem może stać się tu również Norman, który ostatnimi czasy przypomina jedynie powłokę. Pozbawiony własnej osobowości, nie ma absolutnie nic do powiedzenia, a jego uległym ciałem w stu procentach włada widmo matki.
W świetle ostatnich odcinków, w których zdążyliśmy już przyzwyczaić się do Normana i nawet w pewnym sensie go zrozumieć, planowany finał serialu zaczyna wydawać się bardzo smutny. Alfred Hitchcock nie wgłębiał się w osobowość swojego bohatera, przedstawiając nam go od początku do końca jako psychopatę, jednak twórcy Bates Motel zadbali o to, by widz zauważył, że tak naprawdę psychopatą jest tu widmo matki. Norman pozostaje tylko pionkiem i marionetką, która tańczy tak, jak mu zagrają. Im bliżej jesteśmy końca, tym wyraźniejsze się to wydaje, a nasze współczucie dodatkowo wzmacnia świadomość, że nie ma dla niego ratunku. Szkoda. W bieżącym sezonie nawet odrobinę go polubiłam.
Odcinek numer 8 oceniam na 7/10 – w każdym calu poprawny, z toczącą się płynnie akcją. Zabrakło jednak pewnej iskry i wyraźniejszych konfrontacji między bohaterami. Traktuję to jednak jako wprowadzenie do potencjalnie widowiskowej końcówki, która będzie w takie interakcje obfitowała. Przed nami już tylko dwa epizody.
Źródło: zdjęcie główne: A&E
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat