Brooklyn 9-9: sezon 8, odcinek 1 i 2 - recenzja
Data premiery w Polsce: 23 stycznia 2014Brooklyn 9-9 powraca z finałowym sezonem. Czy pomimo zawirowań za kulisami udało się utrzymać jakość?
Brooklyn 9-9 powraca z finałowym sezonem. Czy pomimo zawirowań za kulisami udało się utrzymać jakość?
Pamiętamy, że jednym z powodów opóźnienia 8. sezonu Brooklyn 9-9 była chęć odniesienia się do obecnej sytuacji społecznej w USA związanej z ruchem Black Lives Matter. Pierwszy odcinek od razu podejmuje ten temat. Twórcy podeszli do tego w swoim stylu, ale jednocześnie w swojej prześmiewczości zachowali umiar i respekt do tematu. Czuć, że zostało to należycie przemyślane i dopracowane, a największa warstwa humorystyczna pochodzi z biurokratycznych głupot. Gdy Peralta i Diaz przynoszą pani komisarz dowody na niewłaściwe zachowanie policjantów, dostają tyradę wymówek, dlaczego nic nie można zrobić. Jest to zabawne, ale zarazem przerażające. W całym wątku zachowano umiar, a elementy komediowe dobrze wychodziły w połączeniu z dziwnością postaci. Choćby w relacji Boyle'a z Terrym spuentowano pewną postawę społeczną. Pewnie nie będzie to ostatni wątek związany z tym tematem, ale twórcy pokazali, że mogą podjąć go rozsądnie i bez skrajności.
Zmiana dynamiki w grupie jest dość zaskakująca, bo z wątkiem rasowym dostajemy informację o tym, że Diaz odeszła z policji. Nagłe, ale ciekawe, bo buduje potencjał na rozwijanie innych relacji. Czuć to w obu odcinkach, że nowa rola Diaz daje jej inne pole manewru. Choćby w 2. odcinku czuć to w kwestii narkotyków, które zażywa i staje się komicznie zakręcona. Takie niuanse budują dobry potencjał na przyszłe odcinki. Ta zmiana dynamiki jest też w grupie, bo Amy wraca po urlopie macierzyńskim i w kwestii przyjaźni z Holtem są całkiem głupawo zabawne momenty. Gdy z niejasnych przyczyn wykorzystują księgę Terry'ego do poprawy własnej relacji, choć w dużej mierze oparta jest ona na seksie, gdyż potrzebował ją do życia małżeńskiego. Daje to kilka dobrych momentów, w których relacja Holta z Amy sprawdza się należycie. Do tego dziwi rozbicie Hitchocka i Scully'ego, bo duet nagle jest w połowie na żywo, w połowie wirtualnie. Oczywiście twórcy wykorzystują z tego maksimum, ale czuć, że to wątek podyktowany koronawirusem.
2. odcinek odchodzi od wątku rasowego, który jest tutaj zaledwie tłem i przyczyną problemów małżeńskich Holta i Kevina. W tym przypadku mamy typowy Brooklyn 9-9 z wszelkimi gagami, dziwnościami i szaleństwami, do których ten serial przyzwyczaił. Peralta i jego niedorzeczne pomysły, Terry grający na dwa fronty, Boyle i jego wpadki, Amy jako wojownicza matka i wisienka na torcie w postacie komicznie dziwacznej relacji Kevina i Holta. Trudno narzekać na ten odcinek, bo wszelkie te aspekty budują wiele dobrych i oczekiwanych gagów, a zarazem czuć emocje, znaczenie postaci i tego, jak ten serial dobrze opiera się na grupie nie jednostkach.
W tym wszystkim czuć jednak lekki niedosyt, zwłaszcza po pierwszej scenie, w której nawiązano do pandemii koronawirusa. Boyle i Jake wymyślili sobie urządzenie do przybijanie piątek, zachowując dystans społeczny, czyli typowy motyw tak głupi, że aż śmieszny. To zapowiadało, że być może twórcy, osadzając historię w czasie pandemii, wykorzystają swoją kreatywność, by podejść do niej z dystansem i luzem. Dlatego czuć niesmak, że ostatecznie po tej jednej scenie twórcy kompletnie zlekceważyli nawiązanie do koronawirusa. Szkoda, bo to potencjał komediowy jest duży i można z rozsądkiem śmiać się z rzeczywistości.
Brooklyn 9-9 zaczął finałowy sezon na dobrym poziomie. Są emocje, dobre pomysły i zabawne sceny. Rzekłbym, że to typowy poziom serialu, do którego fanów przyzwyczaili.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat