„Chirurdzy”: sezon 12, odcinek 2 – recenzja
Drugi odcinek nowego sezonu serialu "Chirurdzy" jest wszystkim, o czym Miranda Bailey mogła pomarzyć. W końcu właściwy człowiek stanął na właściwym miejscu, choć bohaterka poznała osobiście gorzki smak spełnionego marzenia. Jednakże może nie tak gorzki, jak się na początku wydawało?
Drugi odcinek nowego sezonu serialu "Chirurdzy" jest wszystkim, o czym Miranda Bailey mogła pomarzyć. W końcu właściwy człowiek stanął na właściwym miejscu, choć bohaterka poznała osobiście gorzki smak spełnionego marzenia. Jednakże może nie tak gorzki, jak się na początku wydawało?
„Walking Tall” jest odcinkiem Kapo – czyli Mirandy Bailey. Odkąd ta bohaterka się pojawiła, wiadomo było (o ile można było od początku domyśleć się, że "Grey's Anatomy" będą trwać tyle lat), że pewnego dnia zajmie ona miejsce Webbera jako szefa chirurgii. Ten cel w końcu się ziścił, choć okazało się, że nawet ludzie idealni do jakiejś pracy muszą się wiele nauczyć. I dobrze – wielką zaletą „Chirurgów” zawsze było to, że bohaterowie byli tylko ludźmi, choć może ładniejszymi niż to statystycznie wskazane. Dobrze jednak, że mogą na siebie liczyć nawzajem – i mowa tu zarówno o wszystkich chirurgach, jak i o mężu Mirandy, Benie. Dobrze widzieć ich świetnie działający związek, a także to, że sam Warren wspiera swoją żonę, ale też jej nie okłamuje, nie wydając jednak żadnych sądów. Dobrze by było, gdyby ta postać stała się czymś więcej niż tylko mężem nowej szefowej. Teraz, kiedy Jason George nareszcie jest w obsadzie głównej, może do tego dojść.
Jednak najciekawsza dynamika była na końcu, między Mirandą a Meredith. Po tylu latach dobrze było usłyszeć, jak ważna jest dla Bailey jej była podopieczna. Jestem ciekawa, jak będzie wyglądała w tej roli doktor Grey i jak to wpłynie na obie bohaterki. Może być ciekawie, zwłaszcza że mają silne charaktery.
Drugim ważnym wątkiem w drugim odcinku była April, która po raz pierwszy od dawna nie była tak irytująca – szkoda tylko, że nadal nie ma ona ochoty słuchać Jacksona, a słyszy jedynie samą siebie. Sarah Drew jak zwykle pokazała, że jest świetną aktorką komediową, a jej sceny z Richardem Weberem i Owenem były przezabawne. Osobiście wolę ją w dynamice z innymi postaciami (np. z Arizoną) niż jej problemy z Jacksonem. Dobrze jednak, że scenarzyści w końcu dali Avery’emu głos, bo dotychczas ta postać, choć źle traktowana, nie skarżyła się na nic.
[video-browser playlist="752084" suggest=""]
Jednak nie tylko ten związek znajduje się w dziwnym zawieszeniu. Owen i Amelia nadal nie zrobili kroku ani w przód, ani w tył - są czymś w rodzaju friends with benefits. Miejmy nadzieję, że niedługo się to zmieni, ponieważ szybko stanie się to denerwujące – zwłaszcza że od zeszłego sezonu Owen widocznie chce mieć z Shepherd poważny związek, nie róbmy więc z bohaterki idiotki, która tego nie widzi. Oczywiście zrozumiałe jest, że doświadczona neurolog nie jest zbytnio chętna do poważnego związku, jednakże pomału staje się to groteskowe i nudne, a ona sama, tak jak powiedziała Meredith, zachowuje się, jakby miała 15 lat.
Przyjemnym comic relief prócz April był cały wątek z Jo i Stephanie, z podkreśleniem roli tej pierwszej. Ciekawie oglądało się ich „pojedynek”, a także zauroczonego stażystę i niezauważenie tego przez Jo. Dobrze, że w końcu Wilson miała wątek, w którym Alex nie był najważniejszy, szkoda tylko, że Stephanie nadal tylko pracuje. Ciekawe, czy DeLuca to w jakikolwiek sposób zmieni.
Wątek wysokiej pacjentki był ciekawy. Choć niezbyt skupił się na samej pacjentce, z zainteresowaniem można było śledzić poczynania Bailey, która musiała zmierzyć się ze swoim największym wrogiem - perfekcjonizmem.
"Grey's Anatomy" pokazują, że nawet po gorszych sezonach może być dobrze. Jeśli zapomnimy o różnych głupotach w tym serialu, nadal mamy przyjemną i ciekawą serię, która przyprawia o uśmiech. Tylko czekać na następny odcinek!
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat