Chirurdzy: sezon 16 – recenzja
Kultowy serial medyczny doczekał się – trochę niespodziewanego – końca sezonu szesnastego, który należał do najspokojniejszych w historii Chirurgów. Co wcale nie oznacza, że przez te 21 odcinków nie działo się dużo. Oceniam Chirurgów.
Kultowy serial medyczny doczekał się – trochę niespodziewanego – końca sezonu szesnastego, który należał do najspokojniejszych w historii Chirurgów. Co wcale nie oznacza, że przez te 21 odcinków nie działo się dużo. Oceniam Chirurgów.
Po końcu sezonu 15. wiedzieliśmy, że Meredith nie może mieć nadziei na spokój. Zmuszona do prac społecznych oczekuje na najgorszy dla niej wyrok – czy będzie jeszcze lekarzem? W tym czasie związki w Chirurgach jak zwykle przeżywają swoje góry i doły. Szczęście Alexa i Jo zostaje zniszczone, Maggie i Jackson rozstają się, a czworokąt Owen-Amelia-Teddy-Koriacik wydaje się dopiero rozpędzać. Sezon 16. nie oszczędza nikogo i również Richarda czeka wiele zmian, a Bailey – ogromna strata.
To, co cały czas działa w Chirurgach, to na pewno humor. Nieważne, co się dzieje na ekranie, gdy dochodzimy do scen komediowych, widz pęka ze śmiechu. Chyba nie ma w tym sezonie odcinka, na którym chociaż raz nie uśmiechnęłam się na tej ciągłej komedii omyłek, za którą kochamy ten serial już od tylu lat. I co lepsze, mimo że to już 16. sezon, to żaden odcinek nie nudzi i widać, że twórcy wciąż mają pomysły. Tylko tu już przechodzę do głównego problemu Chirurgów – póki ich oglądamy i nie zastanawiamy się nad tym, co się dzieje na ekranie, bawimy się świetnie. Gorzej, jak już zaczniemy myśleć. Twórcy mają wiele pomysłów, ale czy zawsze trafnych? Nie.
Zacznijmy od Meredith, która przeżywa w tym sezonie nie tylko strach o własną licencję, ale również miłosne rozterki. Cały proces pokazano ciekawie, choć wiadomo, że nie ma innej opcji, Grey musiała pozostać lekarzem. Jednak dało to parę wzruszeń, jak słowa Christiny Yang przeczytane przez Alexa, czy zobaczenie wszystkich pacjentów Meredith na przestrzeni lat – nawet dziewczyny z pierwszego odcinka! Pozwoliło to również na ostateczne zakończenie wątku śmierci Dereka, choć szczerze mówiąc, było to zupełnie niepotrzebne. Tak jak konfrontacja Mer z lekarzem, który odpowiadał za śmierć jej męża, była ciekawa, to reszty nie mogę inaczej określić – żenada. Oczywiste, paskudny pan doktor nie pamiętał jej imienia i musiał umrzeć, dostał ostateczną karę. W świecie Chirurgów lekarz, który popełnia błąd (oczywiście, ogromny błąd), musi być zły do szpiku kości. Jak dla mnie ten cały wątek niepotrzebnie był ruszony – gdyby żył, wątek stałby się bardziej życiowy. Nieważne, czy żyłby z poczuciem winy, czy bez. Miałam wrażenie, że zrobiono typowy fan service. Chcieliście obejrzeć zbrodnię i karę? Nie ma problemu, w pakiecie jeszcze dostaniecie Ważną Przemowę!
Również w życiu Mer dzieje się różnie. Andrew zrywa z nią, a na scenie pojawia się nowy przystojniak, wysłany przez samą Christinę Yang (Serio?). Oczywiście, nowy przystojniak stracił żonę, wychowuje samotnie dzieci, kłóci się z Grey, ale jednocześnie ją szanuje (Serio!). Wspominałam już, że ma przezwisko McWidow? Nie mogłoby być to bardziej oczywiste. Choć jak na renomę Chirurgów o dziwo nie za wiele się stało i zakończyliśmy sezon na tym, że Dr Cormack Hayes (tak, McWidow ma imię) zaprosił Mer na kawę, tak jakby scenarzyści sami bali się tego pomysłu. Przyznam, że byłam fanką relacji Mer i Andrew, który zupełnie różnił się od jej poprzednich związków, więc nie podoba mi się zbytnio cały ten pomysł, zwłaszcza, że znów dostajemy trójkąt. Przy tylu możliwościach robienia dramatów w tym związku, leniwi scenarzyści zdecydowali się znowu wstawić kogoś do obrazka. Szkoda, bo zarówno Mer jak i Andrew ciekawie się rozwijali razem.
Skoro mowa o Andrew jest to jedna z ciekawszych postaci w tym sezonie. Cieszę się, że Chirurdzy coraz głośniej mówią o zaburzeniach psychicznych, tym razem o (zapewne) chorobie afektywnej dwubiegunowej, choć szkoda, że jak zwykle skupiono się na o wiele bardziej widowiskowej manii niż depresji, która jest częściej pojawiającym się epizodem w tej chorobie. Jednak jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona całą grą, jaką zaprezentował Giacomo Gianniotti. Wraz z pogarszaniem się stanu bohatera, gra aktora była coraz lepsza oraz ciekawsza. Widać, że chłopak ma ogromny talent. Szkoda, ze przez tyle lat bardziej nim pomiatano, niż dawano ciekawe rzeczy do zagrania, skoro on naprawdę umie je zagrać. Miejmy nadzieję, że to nie on był postacią, którą producenci chcieli zabić, kiedy w końcu pokazano cały potencjał, jaki drzemie i w aktorze, i w bohaterze.
Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o Maggie, która co prawda miała mnóstwo zabawnych scen, ale nadal jest równie irytująca i bez wyrazu. Tak jakby twórcy nie mieli na nią pomysłu, poza tym, że jest siostrą Mer, córką Richarda i byłą Jacksona. A cały jej wątek miłosny podczas konferencji wydawał się doklejony na siłę, przez co byłam pewna, że nie tylko Webber ma jakieś zwidy, a LSD w jakiś magiczny sposób pojawiło się w wentylacji hotelu.
Nie lepiej radził sobie Jackson, co prawda jest w związku z uroczą Vicki, jednak w tym sezonie nie rozwinął się ani o jotę. Zobaczymy, jak to pójdzie dalej, bo związek jego mamy i Webbera wydaje się skończony na zawsze. I tu przechodzimy do plusów tego całego sezonu czyli w końcu dano Webberowi wątek, a nawet wątki. Bohater, traktowany po macoszemu przez tyle sezonów, miał w końcu najlepiej poprowadzony story arc. Co prawda do samej choroby mam mieszane uczucia, jednak jego niszczące się relacje z Catherine, zmiana pracy, powrót czy zmiany w zachowaniu oglądałam z nie lada zainteresowaniem.
Zupełnie inną opinię mam o wielokącie Link-Amelia-Owen-Teddy-Koriacik. Nie wiem zupełnie, po co był cały wątek z „kto jest ojcem dziecka”. Gdyby go wyciąć, niewiele by się w fabule Chirurgów zmieniło. Mam wrażenie, że producenci potrzebowali jakiegoś cliffangera na przerwę pomiędzy odcinkami, więc na siłę wymyślili to. Oprócz tego Amelia w końcu miała trochę spokoju (i na szczęście była daleko od Owena…) i czekały ją romantyczne chwile z Linkiem. Tego szczęścia nie miała Teddy, głównie przeżywająca "trójkątne" rozterki. Jej zachowanie irytowało chyba tak samo jak dawniej Owena. Zwłaszcza żal mi biednego Koriacika, na którym wieszają psy, a wydaje się najciekawszą i najszczerszą postacią w tym wszystkim.
Jednak nikogo mi bardziej nie szkoda jak Jo i widzów, a zwłaszcza fanów Alexa Kareva. Przez tyle lat oglądaliśmy, jak ta postać się rozwijała. Rozumiem, że twórcy, krytykowani za ciągłe zabijanie postaci, woleli tego zabiegu uniknąć, ale nie chodzi przecież, by postaci nie uśmiercać, tylko by to wszystko miało sens i logikę. Połączenie Alexa i Izzie w tak okropny sposób to zwyczajna zniewaga dla widzów. Zwłaszcza że jeszcze przed chwilą oglądaliśmy urocze momenty między nim a Jo. Nie wiem, co się stało na planie, że Justin Chambers odszedł z takim hukiem, ale zamiast podjąć jakieś rozsądne kroki, woleli znów zrobić fan service. Dlatego fani Alexa i Jo mieli ostatnie piękne chwile między nimi, a fani Alexa i Izzie tak zwany „endgame”. Co zyskali fani samego Alexa? Nic, poza kompletnym zrujnowaniem postaci. Ustalmy więc jedno i na zawsze: zabicie Marka i Lexie nie miało żadnego sensu (mogli przecież razem wyjechać jak Cristina), zabicie Alexa byłoby 100% lepsze niż to… coś.
Co do innych wątków związanych z pacjentami (bo bądźmy szczerzy, prócz smutnego poronienia Bailey nie miała co robić w tym sezonie, więc nie ma co jej roli w tym sezonie omawiać), to cały szesnasty sezon przedstawiał interesujące sprawy i ciekawych bohaterów. Jako fanka oryginalnych Czarodziejek na zawsze w mym sercu zostanie cudowny, komediowy występ Alyssy Milano i Holly Marie Combs w rolach sióstr. Za to najciekawszym – handel ludźmi. Mam nadzieję, że ten wątek powróci jeszcze w następnym sezonie, bo to aż się prosi. Przy tym motywie pojawiła się również bardzo istotna rzecz, czyli cała rola Andrew w tym wszystkim. Jeśli ktoś zachowuje się „jak wariat”, nie oznacza, że tym wariatem jest lub nie ma racji w jakiejś sprawie. Często osoby cierpiące na wszelakie zaburzenia traktuje się w sposób bagatelizujący i cieszę się, że serial stanął po stronie Andrew, mówiąc wprost, że jego przeczucie było słuszne.
Chirurdzy mają swoje wzloty i upadki. Z jednej strony niektóre wątki są bardzo ciekawe, inne wydają się ciekawe, póki się nie zagłębimy w ich sens, reszta jest zupełnie sensu pozbawiona. Wciąż jednak mam wrażenie, że dla „dramy” twórcy pozwolą, by ich bohaterowie zachowywali się w sposób nielogiczny. I to jest ogromny minus.
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat