Czysty ziew
"You’re No Good" potwierdza tylko, że zakulisowe roszady ani trochę nie pomogły serialowi w odzyskaniu dawnej magii. Tytuł odcinka został za to dobrany bardzo trafnie i znakomicie oddaje jego poziom. Czysta krew bardzo szybko pogrąża się w gąszczu nieciekawie prowadzonych wątków wywołujących coraz częściej uśmiech politowania.
"You’re No Good" potwierdza tylko, że zakulisowe roszady ani trochę nie pomogły serialowi w odzyskaniu dawnej magii. Tytuł odcinka został za to dobrany bardzo trafnie i znakomicie oddaje jego poziom. Czysta krew bardzo szybko pogrąża się w gąszczu nieciekawie prowadzonych wątków wywołujących coraz częściej uśmiech politowania.
Rozsądnie rozumująca osoba mogłaby pomyśleć, że zmniejszenie dawki Czystej krwi w tym roku z 12 do 10 odcinków to sygnał od twórców zwiastujący wartką akcję pozbawioną dłuższych przestojów i zapychaczy. Nic z tych rzeczy, "Drzewo życia" było bardziej dynamiczne niż dotychczasowe epizody szóstego sezonu serialu Alana Balla. Swoją drogą wiedział, co robi, opuszczając produkcję. Pomysłów na "Sześć stóp pod ziemią" tez starczyło mu na pięć lat i serial będzie zawsze uwzględniany w gronie najlepszych produkcji telewizyjnych wszech czasów. Czysta krew nie ma na to szans. W czasie, gdy HBO liczy pieniądze, artystyczne walory serialu nikną w zastraszającym tempie.
Wojna ludzi i wampirów zbliża się wielkimi krokami, a nowinki technologiczne i eksperymentalne obozy stworzone przez gubernatora Luizjany zapowiadają prawdziwy nadnaturalny holokaust. Jedynym ratunkiem jest chodząca parodia i Mesjasz wszelakich istot nadprzyrodzonych – Bill Compton. Latanie jeszcze mogłem przełknąć, ale wizje przyszłości i moce a la Magneto to już trawestacja i niezamierzony efekt komiczny. Dodatkowo scenarzyści po prostu gubią się w świecie ludzi, wampirów, wilkołaków i wróżek, co pokazuje brak umiejętności rotacji poszczególnymi wątkami i postaciami. Nawet mając do dyspozycji całą zegarową godzinę nie da się zmieścić tyle materiału do jednego odcinka i satysfakcjonująco poprowadzić poszczególnych sekwencji opowiadanej historii. Tara, Pam i Lafayette to w tym sezonie bohaterowie co najwyżej trzecioplanowi, zepchnięci na margines. Joe Manganiello gra zupełnie kogoś innego - Alcide 2.0 to evil doppelganger oryginału, a celem takiej przemiany było chyba zwiększenie atrakcyjności wątku wilczurów, nieudanie niestety. Kolejny skandal to mieć w obsadzie tak charyzmatycznego aktora, jak Robert Patrick, i eksploatować go jako statystę. Pozytywnie zaskoczył mnie za to Rutger Hauer, który dodał trochę cojones wróżkowej linii fabularnej, jakkolwiek groteskowo to brzmi.
Może niektórzy z Was uznają to za czepianie się, ale nie sposób wspomnieć o intrygującym fakcie, że Czystą krew tworzą obecnie ludzie, którzy dotychczas spędzili większość swojej kariery na planie komedii sytuacyjnych. Jak może pamiętacie, po Ballu pałeczkę prowadzenia produkcji przejął niejaki Mark Hudis. Najjaśniejszym punktem w jego CV jest wieloletnia praca przy "Różowych latach siedemdziesiątych". W marcu Hudis zrezygnował ze swojej funkcji, a wtedy jeszcze nieukończony szósty sezon przejął Brian Buckner, który współpracował m.in. z ekipami "Przyjaciół" i "Spin City" (za co mu chwała). Ale czy ci niewątpliwie utalentowani scenarzyści sitcomów nie porwali się z motyką na słońce, biorąc na swoje barki taki serial, jak True Blood? To Hudis właśnie napisał trzeci odcinek, tym bardziej zaskakuje więc kompletne niewykorzystanie potencjału komediowego, jaki tkwi w wątku Andy’ego i jego córek.
Prawie jedna trzecia sezonu za nami i nie ma powodów, aby sądzić, że będzie lepiej. Osobiście mam jednak nadzieję, że serial podniesie się z kolan. Niebezpiecznie zbliżamy się bowiem do granicy pomiędzy oglądaniem serialu z ciekawości i przyjemności, a oglądaniem go z sentymentu lub wcale.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiPoznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat