Dickinson: sezon 2, odcinki 6-7 - recenzja
Nowe epizody Dickinson potwierdzają bardzo dobry poziom 2. sezonu produkcji. Oceniam.
Nowe epizody Dickinson potwierdzają bardzo dobry poziom 2. sezonu produkcji. Oceniam.
Twórcy w nowych odcinkach serialu Dickinson bardzo mocno skupili się na tej emocjonalnej stronie Emily, która nie może poradzić sobie ze swoimi uczuciami do Sama i pragnieniem sławy. Scenarzyści bardzo sprawnie nakreślili te wewnętrzne rozterki targające bohaterką. Jednak przy tym otrzymują ode mnie jeszcze jeden, duży plus. Chodzi o to, że nie próbowali dodać jakiegoś mocno patetycznego klimatu do całej sprawy. Wszystko wykonali z dużą lekkością, bez zbędnej aury podniosłości. A mogli popsuć cały wątek, gdyby za bardzo analizowali cierpienie Emily. Natomiast bardzo ładnie rozwiązano to, kontrastując postać głównej bohaterki ze znaną śpiewaczką operową. Takie zestawienie kobiety, która jest sławna i ciężko jest jej zachować własne ja, z Dickinson, która pragnie być znana, zadziałało znakomicie. Obydwie bohaterki świetnie uzupełniały się w czasie wspólnego pobytu na ekranie, dając cały zarys problemu. Proste rozwiązanie, ale bardzo dobrze wykorzystane.
Mocną stroną nowych odcinków było przedstawienie tej przedziwnej relacji Emily i Sama. Do tej pory redaktor był ukazywany jako rodzaj lwa salonowego, beztroskiego gościa, bez wielu problemów. W nowych odcinkach w końcu to się zmieniło. Dobrze, że twórcy postanowili pogłębić kwestię żony Sama i jego związku z nią. Finn Jones potrafił oddać (mimo nieobecności samej postaci jego ukochanej) wielką miłość i szacunek. Dlatego to zderzenie dwóch światów Emily i Sama wypadło jeszcze bardziej wiarygodnie. Jones i Hailee Steinfeld świetnie ukazali tę dziwną chemię występującą między ich postaciami. Idealnie oddaje to scena w operze, gdy dochodzi do krepującej wymiany zdań. Jestem ciekaw, jak to się rozwinie - zwłaszcza że Emily powierzyła Samowi cała swoją twórczość.
Cały czas nie mogę się przekonać do postaci Sue, a nowe odcinki były jeszcze gorsze dla jej historii. Chodzi mi o to, że w poprzednich epizodach chociaż w tych szczerych rozmowach z Emily prezentowała poziom z debiutanckiego sezonu. Czuć było tę chemię. Niestety w nowym odcinku tego kompletnie brakuje, o czym dowodzi choćby sekwencja rozmowy z Emily w spa, gdy tak naprawdę Sue wcale nie chce wdać się w szczerą konwersację z przyjaciółką. Dlatego wszystko to wygląda na wymuszone. Zdecydowanie lepiej prezentuje się postać Austina, dla którego twórcy znaleźli interesującą ścieżkę fabularną w tym sezonie. Nowe odcinki dobitnie pokazują, jak świetną przemianę przechodzi ta postać, z rozpieszczonego młodziaka w dojrzałego faceta, który jest głową rodziny. Dobrze to oddaje scena rozmowy z Jane w jego gabinecie.
Trochę w tych odcinkach brakowało mi Lavini, która w nowym sezonie doskonale wprowadzała element humorystyczny do produkcji. Tutaj ograniczono się do zaledwie kilku mało znaczących scen z bohaterką, jednak wierzę, że w kolejnych epizodach to się zmieni. Natomiast scenarzyści nie zapomnieli o samym elemencie humorystycznym. Jest on bardziej subtelny niż w innych epizodach produkcji, jednak cały czas działa bardzo dobrze. Takie postacie jak rodzice Emily czy jej ciocia świetnie wywiązali się z powierzonego im zadania bycia takim comic reliefem projektu. Nowe odcinki Dickinson prezentują się ponownie świetnie aktorsko i scenopisarsko. Dlatego jak najbardziej polecam.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat