Druuna. Tom 5: Przyniesiona wiatrem - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 17 lutego 2021Kiedy wydawało się, że już nie doczekamy się kolejnych przygody Druuny, jej wiekowy już twórca, Paolo Eleuteri Serpieri w 2019 roku przedstawił nowy rozdział opowieści o tej pięknej, zagubionej w wiecznym koszmarze bohaterce. Pytanie, czy już ostatni?
Kiedy wydawało się, że już nie doczekamy się kolejnych przygody Druuny, jej wiekowy już twórca, Paolo Eleuteri Serpieri w 2019 roku przedstawił nowy rozdział opowieści o tej pięknej, zagubionej w wiecznym koszmarze bohaterce. Pytanie, czy już ostatni?
Tym razem nie dostajemy już podwójnego albumu, choć całkiem ciekawie wyglądałoby wydanie łączące tom zerowy, czyli Animę z najnowszym, zatytułowanym Przyniesiona wiatrem, ponieważ zawierają one bardzo istotne, wspólne elementy fabuły. Wydana w 2016 roku Anima wydawała się być wówczas ostatnim aktem opowieści ze świata Druuny. Została opublikowana przez wydawnictwo Kurc jako tom zerowy, przed klasyczną serią, co okazało się nie do końca fortunne, ponieważ ten tom był rodzajem twórczego podsumowania całości dzieła Serpieriego, chyba najlepiej odpowiadającym na pytanie, jaką kobietą jest jego tytułowa bohaterka.
W najnowszej opowieści, która kontynuuje wędrówkę Druuny po rubieżach rzeczywistości ponętna heroina trafia do świata niczym z serialu Westworld, co zresztą wyraźnie zapowiada okładka z rdzennym mieszkańcem Wielkich Równin amerykańskiego lądu. Druuna trafia zatem w scenerię Dzikiego Zachodu, choć jeszcze na wcześniejszym etapie, z okresu Konkwisty, co sugeruje umundurowanie pojawiających się w komiksie żołnierzy. To jednak ponownie fałszywa wizja, razem z mackowatymi tworami ukrytymi wewnątrz ludzi, którzy nieważne czy są sztuczni, czy prawdziwi, chcą przede wszystkim usidlić Druunę.
Ta jednak przez lata swojej wędrówki z koszmaru do koszmaru nauczyła się całkiem dobrze sobie radzić i choć jest teoretycznie bezbronna, zawsze potrafi znaleźć wyjście z najtrudniejszej sytuacji. I choć coraz bardziej wątpi w to, co się wokół niej dzieje, i zapomina wydarzenia z przeszłości, które ją ukształtowały lub naznaczyły, te zawsze w jakiś sposób wracają, na czele z jej ukochanym Schastarem, którego zazwyczaj duchową obecność Serpieri zaznacza w każdym z tomów tej historii. Aby ją jeszcze lepiej przyswoić, warto przed lekturą najnowszego tomu przypomnieć sobie te poprzednie, ponieważ znajdziemy tu różne, odwołujące się do nich reminiscencje, które wzmacniają uczucie zapętlonej rzeczywistości i zarazem wizji bez żadnych ograniczeń.
Na pytanie, czy warto było wchodzić jeszcze raz do tej samej rzeki, nie ma wcale łatwej odpowiedzi. Serpieri tworzył Przyniesioną wiatrem już po siedemdziesiątce, choć istnieje prawdopodobieństwo, że jej pierwsze plansze mógł mieć narysowane dużo wcześniej, co widać na przykładzie zmieniającej się techniki graficznej w trakcie czytania albumu. Na początku jeszcze mocno wyraziste rysunki z czasem tracą swoją drapieżność i ostrość, stając się jakby efemerydą obrazów znanych nam z poprzednich tomów. Możemy domniemywać, że twórca nie ma już sił na rysowanie lepszych jakościowo obrazów, ale te przygaszone kolorystycznie i mniej obfite w szczegóły plansze całkiem udanie korespondują z koncepcją artystyczną całej opowieści Serpieriego, który tworzy coraz bardziej zamgloną i zarazem zapętloną wizję wędrówki bez końca.
Choć może błędnie odczytujemy ten koncept. Wędrówka bez końca kojarzy się bardziej z koszmarem bez wyjścia i tak przez długi czas wyglądało życie Druuny. Polegało przede wszystkim na ucieczce, co widoczne było także w dużej części fabuły Animy. Nadeszło jednak przełamanie i Druuna już nie tyle ucieka, co zaczyna poszukiwać. Nie akceptuje każdego z kolejnych światów, który ją otacza i to właśnie jest głównym tematem najnowszej historii o kobiecie Przyniesionej Wiatrem.
Nie dostaniemy w niej tak pożądanego finału poszukiwań, ale za to zmienia się charakter samej wędrówki. Już nie jest przywołaną wcześniej wędrówką bez końca, tylko bardziej podróżą polegającą na przekraczaniu kolejnych granic. Jeżeli coś ze światem, w którym znalazła się Druuna jest nie tak, to trzeba znaleźć jego granicę, za którą być może znajduje się nowy, inny i lepszy świat. A najlepiej przekraczać granice w towarzystwie. I nawet jeśli nie jest to jej ukochany ze wspomnień i snów, to i tak dobrze jej się wędruje o boku niskiego wzrostem bohatera, który raz jest robotem, raz człowiekiem, ale zawsze jest tak samo rezolutny, nawet jeśli potrafi uprzykrzyć bohaterce życie. I cóż, w ten właśnie sposób wędrówka Druuny nadal trwa.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat