Fallout 4: Wojna nigdy się nie zmienia – recenzja
Data premiery w Polsce: 13 listopada 2015Fallout 4 w końcu pojawił się w sklepach. Postapo, na które kilka lat czekały miliony graczy, podbija rynki światowe, ale czy gra ma do zaoferowania coś, czego nie widzieliśmy wcześniej? Oceniamy.
Fallout 4 w końcu pojawił się w sklepach. Postapo, na które kilka lat czekały miliony graczy, podbija rynki światowe, ale czy gra ma do zaoferowania coś, czego nie widzieliśmy wcześniej? Oceniamy.
Na kolejną po Fallout: New Vegas część serii Fallout musieliśmy czekać aż 5 lat. To długo, a przez ten czas wyobrażenie graczy o Fallout 4 było bardzo wysokie. Pierwsze, skąpe zapowiedzi jedynie podsycały ten niezaspokojony i niezdrowy apetyt na doskonałe postapo. Balonik rósł i rósł, a kiedy nadszedł dzień premiery, okazało się, że oczekiwania były zbyt wysokie. A może to Bethesda nie potrafiła stworzyć lepszej gry?
Fallout 4 jest pierwszą grą w serii, która pozwala zasmakować życia przed nuklearną katastrofą. Twórcy zadbali o to, żeby gracz poczuł normalność świata przedstawionego. Krótko, bo krótko, ale oddano nam możliwość zabawy z dzieckiem, posłuchania radia, pooglądania telewizji przy kubku kawy. Nie jest tego wiele i tu ubolewam, bo postapo wygląda mniej lub bardziej podobnie do tego, co już widzieliśmy, ale normalna współczesność (choćby nawet w przyszłości) w serii Fallout to coś zupełnie innego - powiew świeżości, którego serii brakuje. Na tym w zasadzie mógłbym już skończyć, bo większość tego, co doświadczycie w Fallout 4, już doskonale znacie z poprzednich odsłon cyklu. Tutaj wypada to raz gorzej, raz lepiej - w zależności od tego, na czym się aktualnie skupiamy. Pewne rozwiązania zastosowane przez twórców lepiej sprawowały się we wcześniejszych tytułach, inne zdecydowanie przemawiają na korzyść nowego Fallouta.
Historia tej części gry kręci się wokół tajemniczej organizacji zwanej Instytutem, której nadrzędnym celem są badania nad zaawansowanymi technologiami. Wszyscy wiedzą, że Instytut istnieje, ale nikt nie potrafi wskazać jego lokalizacji. Bohatera gry mogłoby to wcale nie obchodzić, gdyby nie pewien dość istotny dla fabuły fakt, którego Wam nie zdradzę. Fabularnie Fallout 4 wygląda nieco lepiej niż wspomniane już New Vegas oraz Fallout 3, jednak do wspaniałości historii Ellie i Joela z The Last of Us czy Geralta z którejkolwiek części Wiedźmina gra się nie umywa.
Fabuła rozkręca się dość wolno. Początek przybiera ślimacze tempo, a twórcy zamiast od razu rzucić nas w główny wątek, zmuszają do ustanowienia pierwszej osady. Logiki w tym zero. Gdyby każdego z Was spotkało to, co zastało postać na samym początku, kiedy budzi się w świecie, którego nie zna, w życiu nie przyszłoby Wam do głowy zakładanie osady z pierwszymi lepszymi ludźmi napotkanymi na swej drodze. Bethesda jednak tak to przemyślała i nic z tym nie zrobimy. Na szczęście Boston niedaleko, więc szybko możemy skupić się na tym, co najważniejsze dla bohatera - oczywiście pod warunkiem, że się z nim na tyle zżyjecie, że pociągnięcie fabułę od startu po jej zakończenie.
Główna oś fabuły gwarantuje kilka niesamowitych misji, które pozostaną Wam w pamięci, ale zdecydowanie więcej do zaoferowania znajdziecie podczas poruszania się po Pustkowiu i wykonywania misji dla frakcji lub zupełnie przypadkowo napotkanych postaci.
Zresztą w grach RPG jest to wymagane, tak jak wręcz wymagana jest eksploracja świata. W Fallout 4 od razu mamy do dyspozycji całą mapę - tylko od gracza zależy, w którym kierunku chce się udać. Zadbano o to, by rejony Bostonu różniły się od siebie ukształtowaniem terenu oraz florą czy fauną. Większość osadników, już urodzonych po nuklearnym kataklizmie, osiedliło się na żyznych terenach z dala od wielkomiejskiej cywilizacji. Ci bardziej odważni postanowili wykorzystać to, co mieli pod ręką, i w ten sposób powstały większe skupiska ludzkie ze sklepami, barami i innymi cywilizacyjnymi używkami. Wszystko to oczywiście pod silną strażą, a to dlatego, że miejskie pozostałości skrywają także zmutowane robactwo, ghule, bandytów czy nieudane eksperymenty, które teraz nienawidzą swoich oprawców. To głównie na barkach gracza spoczywa rola "czyściciela", czyli osoby, która uwolni cały świat przedstawiony od kroczącego po nim zła. Trochę to tandetne, ale z pokorą wykonujemy te zlecone zadania - do czasu, gdy zorientujemy się, że powielamy schematy. Szczególnie po dołączeniu do konkretnej frakcji szybko dostrzegamy efekt deja vu. Po dwóch czy trzech misjach pod rząd w stylu "wyczyść daną miejscówkę" szybko dopadała mnie nuda. Ile można łazić i strzelać aż do ostatniego trupa? Wtedy szybko sięgałem po zadania z kolejnej frakcji... by po kilku ciekawych misjach znów wpaść w błędne koło i wykonywać to samo.
Na początku ma to sens, choćby po to, by podnosić statystyki naszej postaci, ale po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki zaczyna to być męczące (i to bardzo). Wtedy możemy przeskoczyć do wątku fabularnego i kontynuować przygodę z grą. Nuda na szczęście nie zdarza się nagminnie, a raczej występuje falami.
Co jest niesamowite, to fakt, że w zasadzie zacząć misję i ją skończyć od A do Z jest niesłychanie trudno. Przemierzając świat, co rusz spotykamy ciekawe miejsca, przez które zbaczamy z trasy, albo słyszymy gdzieś odgłosy walki, adrenalina zaczyna buzować w organizmie i biegniemy, by zobaczyć, co się dzieje. Te przypadkowe aktywności sprawiają, że w Fallout 4 chce się grać.
Momentami (a nawet dość często) gra przypomina rasowego shootera. Wtedy najlepiej sprawdza się prowadzenie gry z perspektywy pierwszej osoby (mamy wybór między TPP i FPP). Strzelanie wreszcie zrealizowano porządnie, a V.A.T.S., czyli system precyzyjnego celowania, nie jest wcale potrzebny, żeby zaliczyć headshota. W grze występuje zróżnicowany arsenał, od broni białej przez broń palną po wyrzutnię mini bomb atomowych. Jest tego tak wiele, że nie sposób wszystko przetestować. W dodatku nie każda broń działa na wszystkich przeciwników tak samo. Metoda prób i błędów wskazana, a opcja szybkiego zapisu rozgrywki, nawet w trakcie prowadzenia dialogów, jest czymś zupełnie normalnym.
Broń to jedno, perki to coś zupełnie innego. Levelując postać, zdobywamy punkty doświadczenia, które rozdzielamy pomiędzy umiejętności S.P.E.C.I.A.Ł. Każdy z 7 atrybutów ma kilka kolejnych poziomów, od których zależy wiele. Naszą postać możemy kreować na bezwzględnego osiłka i brutala, inwestując np. w siłę i zwinność. Możemy go również kształtować na czarującego gogusia, któremu dopisuje szczęście i który potrafi nieźle się targować. Wariantów jest wiele, jak i wiele punktów XP do zdobycia przed Wami, by postać wymaksować. Dodatkowo, przeczesując Pustkowie i zwiedzając napotkane lokacje, możemy natknąć się na czasopisma czy figurki zwiększające nasze umiejętności. W tym miejscu warto pamiętać, że raz przyznanego punktu nie da się zresetować i przydzielić do innej umiejętności.
Fallout 4, jak każda gra Bethesdy z otwartym światem, cierpi na problemy natury technicznej. Detekcja kolizji momentami szwankuje, przedmioty zapadają się w podłogę, a spadki animacji zdarzają się częściej, niż byśmy tego chcieli.
Bethesda musiała wiele miesięcy poświęcić na przygotowanie takiej gry i pewne błędy mogę przeboleć, ale w obecnej formie, przed kilkudziesięcioma łatkami, które zapewne wkrótce zaczną pojawiać się jak grzyby po deszczu, Fallout 4 przypomina premierową wersję Dead Island. Tam również występowała masa błędów. Jednak w przeciwieństwie do gry Bethesdy w produkcji Techlandu były zabawne, a tutaj irytują.
Wizualnie Fallout 4 jest brzydki. To nie poziom, do jakiego PlayStation 4, Xbox One i mocne PC nas zdołały przyzwyczaić. Stary silnik, stara technologia i mamy efekty. Nowy Fallout mógłby wyglądać o wiele lepiej, ale gdzieś tam na górze w Bethesdzie stwierdzono, że lepiej tworzyć grę na tym samym silniku, na którym bawiliśmy się w Fallout: New Vegas. Zapomniano jednak o tym, że było to 5 lat temu. Jestem w stanie to przemilczeć, bo przecież świat postapo to brzydota we wszelkich odcieniach brązów i szarości. Niech nawet będzie, że to wizja artystyczna i zamierzony efekt.
Fallout 4 nie jest przyjaźnie nastawiony do graczy, którzy nie znają wcześniejszych odsłon cyklu. Tutorial przeprowadzony jest po łebkach i wszystkiego trzeba uczyć się samemu, będąc już na polu walki. Formuła rozgrywki, poza odmienionym strzelaniem i dialogami w stylu Mass Effect, to nadal schematy sprzed lat. Ewidentnie Fallout 4 spóźnił się na swoją premierę. Gra mogłaby ukazać się 2-3 lata temu i wówczas byłby efekt WOW, a teraz? Teraz mamy tylko dobrego Fallouta z masą błędów, który wciąga jak ruchome piaski i puścić nie chce.
PLUSY:
+ znakomity klimat postapo,
+ zmiany rozgrywki na plus względem poprzedniczek,
+ mnóstwo przypadkowej aktywności pobocznej,
+ ogromna liczba interesujących questów,
+ eksploracja na wysokim poziomie.
MINUSY:
– sporo błędów,
– kiepska oprawa graficzna,
– monotonia podczas wykonywania tych samych zadań pobocznych,
– długie czasy ładowania.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1967, kończy 57 lat