Gladiator 2 – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 15 listopada 2024Ridley Scott po 24 latach wraca do Rzymu, a dokładniej do znajdującego się w nim Koloseum. Czy tym razem również stworzył ponadczasowe dzieło? Czy może jedynie jego marną kopię? Sprawdzamy.
Ridley Scott po 24 latach wraca do Rzymu, a dokładniej do znajdującego się w nim Koloseum. Czy tym razem również stworzył ponadczasowe dzieło? Czy może jedynie jego marną kopię? Sprawdzamy.
Gladiator z 2000 roku, dzięki wspaniałej kreacji Russella Crowe'a oraz ogromnemu talentowi reżyserskiemu Ridleya Scotta, stał się dziełem ponadczasowym. Niedawno ponownie miałem okazję obejrzeć ten film na dużym ekranie i muszę przyznać, że się praktycznie nie postarzał. Nic więc dziwnego, że od lat krążyły plotki o kontynuacji. Najczęściej mówiło się o wskrzeszeniu postaci Maximusa, który zginął na arenie z rąk Kommodusa. Nigdy nie byłem fanem tego pomysłu, bo wprowadziłby do tego świata siły nadprzyrodzone i niepotrzebnie wepchnąłby go w gatunek fantasy. Na szczęście myśl ta została porzucona, a za napisanie nowej historii zabrał się wieloletni współpracownik Scotta, David Scarpa. Panowie pracowali wspólnie nad Wszystkimi pieniędzmi świata, a ostatnio również przy Napoleonie.
Nowy scenariusz skupia się na postaci Lucjusza (Paul Mescal), syna Lucilli (Connie Nielsen). Prawowity książę Rzymu ucieka ze stolicy, by uniknąć śmierci z rąk polityków, chcących przejąć władzę. Udaje się na daleki ląd, gdzie zaczyna wieść normalne życie. Ma żonę, przyjaciół, nową tożsamość. Jednak wielki Rzym, wraz ze swoimi zapędami podboju całego świata, puka do bram miasta. I w ten sposób nasz bohater staje się jeńcem wojennym – przyszłym gladiatorem, mającym walczyć na arenie ku uciesze gawiedzi. Historia prosta, ale naturalnie łączy się z tą napisaną przez Davida Franzoniego i Johna Logana. Nie zgrzyta ani nie daje poczucia, że powiązania z Maximusem zrobiono na siłę.
Jednego nie można odmówić produkcjom Ridleya Scotta – rozmachu. Ten reżyser potrafi zrealizować sceny batalistyczne tak, że zachwyt wbija widza w fotel. I tym razem nie mogło być inaczej. Już otwierającą film batalię o miasto zrealizowano z ogromnym przepychem. Jest mnóstwo statystów, efektów praktycznych i ciekawych choreografii walk. Wszystko to – wymieszane z emocjami i podbite wspaniałą muzyką – tworzy świetne widowisko. Ogromne wrażenie robią także wnętrza i budynki, które powstały na potrzeby tego dzieła. Trzeba przyznać, że Ridley to mistrz. Rzym powrócił w glorii. I nie mówię tylko o Koloseum, ale o całym otoczeniu. Reżyser zbudował kinowy wehikuł czasu, którym zabiera nas do epoki dawno minionej. Wspaniałe uczucie.
Problem w tym, że brytyjski reżyser postawił na efekty komputerowe, które już w dniu premiery wyglądają przestarzale. Widać to szczególnie w scenach ze zwierzętami. Walka z rozwścieczonymi małpami jest straszna, podobnie jak pływające po Koloseum rekiny. Jedynie nosorożec jakoś się broni wizualnie, choć nie jest idealny. Nie mogłem uwierzyć, że twórca tej klasy zaserwował widzom coś takiego. Przecież te małpy wyglądały tak, jakby firma odpowiadająca za CGI nie zdążyła ich dokończyć.
Na szczęście scen z wygenerowanymi komputerowo zwierzętami jest niewiele, więc nie psują ogólnego odbioru filmu (choć są poważną rysą na jego wizerunku). Cały ciężar produkcji spada na barki świetnego Paula Mescala i Denzela Washingtona, który jak zawsze wyciska ze swojej postaci, ile tylko się da. Pierwszy z aktorów dodaje Lucjuszowi pewnej szlachetności. Bohater jest poprawny i trzyma nerwy na wodzy, dzięki czemu wydaje się godnym zastępcą Maximusa. Widz szybko zaczyna mu kibicować. Mescal nie kopiuje w swojej grze Crowe'a. Wyznacza inną ścieżkę – nacechowaną trochę młodzieńczą złością. Mężczyzna stracił żonę i przez całe życie borykał się z syndromem odrzucenia. Nie potrafi się do nikogo zbliżyć, choć z łatwością przekonuje do siebie innych. Ma też cechy przywódcy, co widać już w pierwszej jego scenie. Jest dobrym mówcą, do czego się oczywiście nie przyznaje. Krótko mówiąc: ma zadatki na polityka. To go zresztą łączy z Marcusem Acaciusem, granym przez Pedro Pascala. Panowie są do siebie bardzo podobni. Różni ich tylko strona konfliktu. Jeden brzydzi się tym, co reprezentuje Rzym i jego kolonialne zapędy, a drugi wierzy w wielką potęgę kraju i chce jej bronić – choć nie za wszelką cenę, co trzeba zaznaczyć. Nie jest obłąkanym fanatykiem.
Kompletnie po innej stronie stoi Makrynus grany przez Washingtona. Bliżej mu do współczesnego polityka, który idzie po trupach do celu. Nie obchodzi go to, że giną ludzie. Ma jeden cel i z determinacją go realizuje. Nie jest to może najciekawsza rola Denzela, ale potrafi przykuć naszą uwagę i zaintrygować. Niestety czegoś brakuje w motywacji postaci, która szybko zmienia się w żądnego władzy szaleńca.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony dwoma występami drugoplanowymi, czyli braćmi cesarskimi, Getą i Karakallą. Joseph Quinn i Fred Hechinger są świetni w swoich rolach. Znakomicie wpasowali się w poczet szalonych władców, jaki wyznaczył w poprzedniej części Joaquin Phoenix. Świetnie ukazali obłęd ludzi, którzy są skupieni tylko na swojej rozrywce, a kompletnie ignorują rozpad państwa i ból swojego ludu.
Gladiator 2 to wspaniałe kino, które dostarcza wiele rozrywki. Film imponuje ogromnym rozmachem i serwuje nam kilka wspaniałych kreacji aktorskich. Jednak nie jest wolny od wad i pewnych skrótów, odbierających mu nieco blasku. Niemniej jest to produkcja, którą należy obejrzeć na dużym ekranie. Nie czekajcie, aż trafi na streaming.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat