Gra o tron: sezon 6, odcinek 5 – recenzja
Dobrnęliśmy do połowy 6. sezonu serialu Gra o tron. Była to podróż szybka, z wieloma dobrymi odcinkami i śmiercią czyhającą na bohaterów na każdym kroku. Epizod pt. The Door jest jednocześnie końcem dla kolejnej uwielbianej przez fanów postaci.
Dobrnęliśmy do połowy 6. sezonu serialu Gra o tron. Była to podróż szybka, z wieloma dobrymi odcinkami i śmiercią czyhającą na bohaterów na każdym kroku. Epizod pt. The Door jest jednocześnie końcem dla kolejnej uwielbianej przez fanów postaci.
W 6. sezonie Game of Thrones nabiera tempa z odcinka na odcinek. Po „szopce” związanej z Jonem Snowem, która nie każdemu przypadła do gustu, produkcja HBO wkracza na właściwe tory. Od początku nowej serii przewidywałem, że powrót wątku Brana Starka nie jest przypadkowy, a w perspektywie całej historii będzie miał kluczowe znaczenie. I tak też jest w istocie. Już wizje z poprzednich odcinków robiły wrażenie, zaglądały w odległą przeszłość i ujawniały sceny, które traktować mogliśmy jako retrospekcje. Tym razem jednak Bran „zajrzał” w nieco inne miejsce, co doprowadziło do rewelacyjnej i jednocześnie bardzo smutnej końcówki odcinka.
Czytaj także: Kim jest Nocny Król?
Hodor - jedna z tajemnic Pieśni Lodu i Ognia, a także serialu w końcu została rozwiązana. Postać grana przez Kristiana Nairna z marszu stała się ulubieńcem fanów, nie tylko przez swoją naturalność, ale też oddanie młodemu Starkowi, które nie zmieniło się aż do samego końca. Scena, w której bohater trzyma drzwi (jakże adekwatny tytuł odcinka), starając się powstrzymać armię Nocnego Króla, bez wątpienia przejdzie do historii Gry o tron, a wizja Brana, który dostrzega, skąd wziął się „hodor”, zamyka pewną pętlę zdarzeń, których byliśmy świadkami od 1. sezonu.
Nie ukrywam – odcinki z Nocnym Królem mają swój urok. Tak było w poprzednim sezonie z Hardhome i tak jest też w The Door. Już sama sekwencja, w której Bran przechadza się pomiędzy nieruchomą armią Nocnego Króla, robiła świetne wrażenie. Mało tego – odcinek odpowiada na naprawdę wiele pytań, np. wyjaśnia, skąd wzięła się armia Białych Wędrowców. Być może jest to zbyt uproszczone, a George R.R. Martin opisze to w książkach nieco dokładniej, ale i tak czuć, że scenarzyści robią swoje i nie zwlekają. Podobał mi się też moment, który wyraźnie wskazywał, jak podatna na ogień jest armia Nocnego Króla, a jednocześnie jak duża jest jego potęga, bowiem na nim samym ogień nie robi wielkiego wrażenia.
Mimo świetnej sekwencji za Murem należy też wspomnieć o kilku innych - mniej istotnych, aczkolwiek równie ciekawych - wątkach. Na wstępie warto zaznaczyć zupełny brak kontynuacji historii w Królewskiej Przystani, na którą – nie ukrywam – czekałem i poczekam jeszcze tydzień. Tylko delikatnie zaznaczono, że z Daenerys jest wszystko w porządku, a ogień – jak widzieliśmy w poprzednim odcinku – nie zrobił jej krzywdy.
W 6. sezonie Game of Thrones nie widzieliśmy na razie zbyt wielu nowych bohaterów, ale Czerwona Kapłanka pojawiająca się u boku Tyriona i Varysa wygląda na kogoś, kto w Meereen może solidnie zamieszać (przy okazji znów dowiedzieliśmy się czegoś ciekawego na temat przeszłości Varysa). Całkiem barwnie wypadło też przedstawienie w Braavos, którego świadkiem była Arya. Być może nie był to najmocniejszy element odcinka, ale jeśli twórcy zadali sobie tyle trudu, by stworzyć tego rodzaju występ, to wypada im zaufać.
Chyba najsłabiej w całym odcinku wypadł wątek na Żelaznych Wyspach. Scenarzyści, wzorując się na książkach, królem wybrali Eurona Greyjoya, jednak jego pomysł na wypłynięcie w kierunku Daenerys skutecznie przeszkodziła Yara i Theon, którym udało się wykraść flotę swojego wuja. Pytanie tylko – dokąd płynie Theon? Czy w okolice Muru? Czy będzie kolejnym cennym nabytkiem Jona w walce o Północ? Z kolei w Czarnym Zamku działo się mniej, choć wypada wymienić świetną scenę rozpoczynającą odcinek i dialog pomiędzy Sansą i Littlefingerem. Na wielką bitwę o Północ niestety musimy jeszcze trochę poczekać, bowiem zapewne zejdzie trochę Sansie i Jonowi, nim uda się zebrać armię zdolną przeciwstawić się Boltonom.
Nawet jeśli w pewnych chwilach nowy odcinek Game of Thrones przypominał trochę The Walking Dead, to nie da się ukryć, że wątek rozgrywany za Murem był zdecydowanie najlepszym elementem The Door. Poświęcenie Hodora wraz z ostatecznym wyjaśnieniem, co doprowadziło do tego, kim się stał, było czymś, na co fani czekali od dawna. Jestem bardzo ciekaw, jak mocno wątek Brana rozwinie się w kolejnych tygodniach. Skoro został przez Nocnego Króla „dotknięty”, to zapewne prędzej czy później dojdzie do ich kolejnej konfrontacji. Być może już w okolicach Muru.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat