Gra o tron: sezon 6, odcinek 8 – recenzja
Końcówka sezonu serialu Gra o tron zawsze dostarczała emocji, niespodzianek i zwrotów akcji. Ósmy odcinek pod tym względem rozczarowuje, praktycznie niczego ciekawego nie wnosząc do fabuły.
Końcówka sezonu serialu Gra o tron zawsze dostarczała emocji, niespodzianek i zwrotów akcji. Ósmy odcinek pod tym względem rozczarowuje, praktycznie niczego ciekawego nie wnosząc do fabuły.
Odcinek zatytułowany No One sugerował, że będzie to ważna fabuła dla Aryi Stark. Praktycznie cały epizod czekałem na przełom, zwrot akcji czy jakieś emocjonujące zaskoczenie i... nic. Wszystko rozegrało się dość przewidywalnie, jak po sznurku, aż do rozczarowującej kulminacji. Większość tego wątku to "terminator w Westeros", bo jakoś akurat to skojarzenie przy pościgu z Aryą i pozbawioną emocji wojowniczką nasunęło się momentalnie. Nie ma w tym nawet satysfakcji z wygranej młodej Starkówny, które to zwycięstwo od początku sekwencji wydawało się oczywiste. Ani w tym, że ostatecznie przyznała, kim jest i czego chce. Przez cały sezon szkoliła się na zabójczynię i najwyraźniej celem była akceptacja samej siebie. Przynajmniej to można wywnioskować z reakcji jej nauczyciela w końcowych sekundach odcinka. Tak naprawdę... co z tego? Nie wywołuje to żadnych emocji i mam wrażenie, że wątek Aryi w tym sezonie to niepotrzebnie przedłużany zapychacz.
W Królewskiej Przystani praktycznie ciągle to samo, czyli Wielki Wróbel robi co chce, a Cersei stroi zniesmaczone miny. Ze smutkiem ogląda się, jak Lannisterowie są wodzeni za nos przez fanatyków religijnych. W wątku niewiele się działo. Plusem jest pokazanie Góry w akcji, podczas której miny przerażonych fanatyków bezapelacyjnie są bezcenne. Poza tym to też sprawia wrażenie bycia przedłużanym na siłę. Wiemy, że Wielki Wróbel wszystko kontroluje, z królem na czele, więc skutek działania Góry był naturalną koleją rzeczy. Zamiast konsekwentnie rozwijać wątek, twórcy wykorzystali go jako ostateczny wstęp, który nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań.
Wątek Clegane'a jest krótki, ale treściwy. Na szczęście nie został jeszcze pacyfistą, więc przynajmniej to dostarczyło czegoś interesującego w tym odcinku. Clegane w akcji to zawsze rzecz dobrze pokazana. Ot, dostaliśmy prostą historię zemsty z happy endem. Udaje się tutaj solidnie nakierować dalszy rozwój wątku bohatera, ale trudno odkryć, co dokładnie miałby wnieść do historii. Nie wiemy, jakie plany ma Berric i jego ludzie, więc nie możemy jeszcze przewidzieć, dokąd to Ogara zaprowadzi.
Jaime pojawia się tym razem w dwóch wartych uwagi scenach. Jego rozmowa z Edmure'em jest poprowadzona ciekawie, z niezłą dawką emocji i ukazaniem całej esencji tego, kim jest Królobójca. Druga to spotkanie Jaimego z Brienne. Coś jest w tej parze, że przyjemnie się ich razem ogląda. Aż można byłoby spodziewać się, że jest im pisany romans, gdyby Jaime - rzecz jasna - nie preferował siostry. Wzbudzają sympatię widza, bo nawet można odnieść wrażenie, że pomiędzy nimi jest jakieś uczucie. Być może nie nazwałbym tego miłością, ale na pewno jest to jakiś rodzaj sympatii. A tak poza tym zbyt wiele się nie działo. Już w momencie rozmowy z Edmure'em można było spodziewać się jednego kierunku rozwoju wydarzeń. Jest to naprawdę przeciętnie rozegrane jak na Game of Thrones. Jakby twórcy szli w tym odcinku na łatwiznę.
Wydaje się, że najlepiej wypadają wydarzenia w Meereen. Wspólne picie Tyriona, Missandei i Szarego Robaka jest nie tylko sympatyczne, ale na swój sposób zabawne. Udaje się twórcom przemycić tutaj lekki i niewymuszony humor, który przy tych postaciach się sprawdza. Atak na Meereen jest jedyną niespodzianką tego odcinka, która ciekawie rokuje. Wynik tego starcia jest raczej pewny, skoro Daenerys powróciła, ale przynajmniej wiemy, skąd Matka Smoków dostanie trochę statków.
Ósmy odcinek Game of Thrones wydaje się najsłabszy w szóstym sezonie. Ten serial przyzwyczaił do tego, że bliżej końca przeważnie dzieje się więcej czegoś mającego znaczenie i wywołującego zachwyty. Praktycznie przez cały epizod czekałem, aż w końcu coś się zacznie dziać i pojawią się emocje, a tutaj nie było kompletnie nic. Jeden wielki wstęp do ostatnich dwóch odcinków sezonu, który ani nie zaskakuje, ani szczególnie nie ciekawi. Ot, zapychacz, który tylko momentami ma znaczenie z punktu widzenia całego serialu, a przez większość czasu rozczarowuje.
Chcesz więcej, niż dostajesz w serialu? Oryginalną Grę o tron George'a R.R. Martina znajdziesz na www.audioteka.com. Zacznij od bezpłatnego rozdziału!
Promocja obowiązuje w dniach od 13 do 20 czerwca 2016 roku i dotyczy zakupu przez stronę audioteka.com
Źródło: zdjęcie główne: HBO
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat