Guilt: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Po dwutygodniowej przerwie Guilt wraca z kolejnym odcinkiem, który ponownie przesycony jest absurdalną logiką. Po poprzednim, dość dobrze skrojonym, dostajemy gorszej jakości epizod, który pozostawia nas z poczuciem rozczarowania i irytacji. Mam wrażenie, że podano nam nic niewnoszącą do całości zapchajdziurę, którą można było w gruncie rzeczy śmiało pominąć.
Po dwutygodniowej przerwie Guilt wraca z kolejnym odcinkiem, który ponownie przesycony jest absurdalną logiką. Po poprzednim, dość dobrze skrojonym, dostajemy gorszej jakości epizod, który pozostawia nas z poczuciem rozczarowania i irytacji. Mam wrażenie, że podano nam nic niewnoszącą do całości zapchajdziurę, którą można było w gruncie rzeczy śmiało pominąć.
Guilt powoli zbliża się do połowy sezonu i tak na dobrą sprawę nic szczególnego się nie dzieje. Wydaje się, że oglądamy raczej podrzędnej jakości telewizyjnego tasiemca niż aspirujący kryminał. O ile poprzednio odejście od głównego wątku zadziałało na korzyść, o tyle rozciąganie akcji głównie na wątki poboczne sprawia, że serial ogląda się z mieszanymi uczuciami, tym bardziej że prowadzone są bardzo po macoszemu, wyskakując niczym popcorn: gwałtownie i bez jasno określonego kierunku. Całość nie jest do końca spójna, zostawiając chaos nie tylko w fabule, ale przede wszystkim w odczuciach po odcinku.
Wielką bolączką serialu jest fakt, jak bardzo ubogo (pod względem charakteru) traktowani są bohaterowie. Trudno jest dostrzec ich rozwój, który zwyczajowo następuje wraz z progresem fabuły. Do czego dążą? Jaki mają cel? Czym się posługują, aby do niego dotrzeć? Nie sposób tego odgadnąć. Główna podejrzana, Grace, jest zmienna jak pogoda; przechodzi z niestabilnej emocjonalnie dziewczyny w pewną siebie młodą kobietę w ciągu zaledwie jednego odcinka. Jeszcze niedawno paparazzi doprowadzili do nieumyślnego przedawkowania leków na sen, a zaraz potem pozuje na sesji zdjęciowej towarzyszącej wystawie prac jej chłopaka. Grace posiada jednak jedną, jedyną cechę, której się raczej już się nie pozbędzie – nigdy nie robi tego, o co się ją poprosi. Zwłaszcza na przesłuchaniach.
Guilt ewidentnie postawił sobie również za zadanie, aby żadnej z postaci nie można było postrzegać jako jednoznacznie moralnej. Okazuje się, że każdy posiada swoje małe, brudne sekrety, które mogą zaszkodzić karierze, życiu, rodzinie czy ewentualnemu związkowi miłosnemu. Na ogół takie rozwiązania dodają smaczków, ale są przytłaczające, kiedy każdy z bohaterów ma coś za uszami. W przypadku Guilt doświadczamy tego niezwykle boleśnie. Na dobrą sprawę nie można nikomu ufać. Brakuje po prostu tzw. good guy, którego dobrze jest mieć w zasięgu wzroku.
Wspomniana wcześniej logika działań bohaterów również pozostawia wiele do życzenia. Do tego, że pojawiają się zawsze w odpowiednim miejscu, zdążyliśmy już przywyknąć, ale faktu, że nie zadają podstawowych pytań, ścierpieć nie można. Brat zamordowanej Molly w końcu odkrył, że jego siostra była ekskluzywną prostytutką, a zamiast zapytać, w jakim klubie, jak uzyskać do niego dostęp czy kim są klienci, wolał upić się niczym nastolatek w pobliskim pubie z żalu nad nie tak do końca niewinnym życiem swojej młodszej siostry. Nie tego się oczekuje po serialu, który ma być perełką letniej ramówki stacji.
Samo śledztwo w sprawie morderstwa Molly tkwi raczej w miejscu. Co rusz pojawiające się dowody sugerują, że to Grace jest odpowiedzialna za śmierć przyjaciółki, ale za każdym razem okazuje się, że są one niewystarczające by ją jednoznacznie oskarżyć. Tymczasem Książę Theo próbuje ze wszystkich sił, aby nie połączono jego osoby z zamordowaną brutalnie Irlandką. Dopuszcza się nawet próby szantażu na detektywie Bruno, ale szczerze mówiąc, nie do końca przemawia do mnie wizja monarchy jako mordercy. Byłoby to zbyt oczywiste, a ja wciąż po ciuchu trzymam kciuki, że Guilt posiada jednak jakiegoś asa w rękawie.
Miejmy nadzieję, że Blood Ties jest odcinkiem prowadzącym do zbliżającego się kamienia milowego serialu. Pewnego punktu, od którego akcja skoczy raptownie do przodu, nie pozwalając się oderwać od ekranu. Na razie podrzucanie niefortunnych śladów jest mało zadowalające, zwłaszcza dla wymagających widzów, na czym cierpi ogólny odbiór serialu. Zaproponowane wątki miłosne (detektyw Bruno oraz Natalie) oprócz tego, że są niezwykle banalne, wyszły za sztucznie, nawet jak na standardy tego serialu. Miejmy nadzieję, że to kolejna intryga mająca na celu uzyskanie newralgicznych informacji.
Serialowi nie można odmówić jednak swoistej atmosfery, jaką roztacza w trakcie oglądania. Jakość wizualna jest zaskakująco przyjemna dla oka. Sceneria, wnętrza budynków czy detale, chociażby jak obrazy Luca podczas wystawy, działają zdecydowanie na korzyść ogólnego odbioru. Zresztą pojawiający się w tle Londyn jest zawsze miłym akcentem. Dodatkowo subtelnie dobrana ścieżka dźwiękowa łagodzi nieco surowe podejście do mankamentów fabularnych.
Serial jest z natury dramatem kryminalnym, choć czasem odnosi się wrażenie, że więcej w nim dramatu (opartego głównie na rozchwianiu emocjonalnym postaci) niż samych wątków kryminalnych.. Być może właśnie cotygodniowe oglądanie nie wpływa korzystnie na jego odbiór i zyskałby więcej, gdyby mieć do niego całościowy dostęp, jak w przypadku niektórych platform VoD? Aktualnie jednak, w nastroju lekko podejrzliwym, ale z lekką nadzieją, oczekujemy na kolejny odcinek. W końcu są wakacje, czas idealny na lekkie, niezobowiązujące produkcje - takie jak Guilt.
Źródło: Zdjęcie główne: Freeform
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat