Guilt: sezon 1, odcinki 8-10 (finał sezonu) – recenzja
Trzy ostatnie odcinki pierwszego sezonu Guilt są zaskakująco dobre, biorąc pod uwagę wcześniejsze. Sprawa morderstwa została wyjaśniona, winni zdemaskowani, a ostatnie minuty zapowiadają potencjalny powrót serialu. Było ciekawie, nieco inaczej niż dotychczas, choć nie obyło się bez tradycyjnego już pomruku niezadowolenia.
Trzy ostatnie odcinki pierwszego sezonu Guilt są zaskakująco dobre, biorąc pod uwagę wcześniejsze. Sprawa morderstwa została wyjaśniona, winni zdemaskowani, a ostatnie minuty zapowiadają potencjalny powrót serialu. Było ciekawie, nieco inaczej niż dotychczas, choć nie obyło się bez tradycyjnego już pomruku niezadowolenia.
Serial Guilt kończy swój pierwszy sezon na 10 odcinku, żegnając widzów mocnym cliffhangerem. Poznaliśmy mordercę Molly Ryan. Był on znany nam od samego początku, choć nie do końca można było go podejrzewać. Powód morderstwa był nieco podchwytliwy do odgadnięcia, ale ostatecznie można uznać, że motyw był dość logiczny i miał rację bytu. Molly została zamordowana, ponieważ zaszła w ciążę z księciem Theo. Fakt ten był pierwsza kostką domina, która poruszyła całą resztę tego zagmatwanego obrazka - a klocków było sporo, do tego najrozmaitszych. Pojawiła się homoseksualna miłość, zdrada, zranione uczucia, morderstwo, szantaże, zamachy, kłamstwa, naiwne opowiastki, a nawet konflikty ciągnące się przez pokolenia. Wszystko to razem miało złożyć się na opowieść o tym, kto zamordował Molly Ryan i dlaczego właściwie musiała zginąć.
Ostatnie odcinki są zrealizowane w nieco innej konwencji niż wcześniejsze. Wydają się bardziej dynamiczne, choć jest to wynikiem dobrze rozpisanych dialogów i satysfakcjonującej współpracy aktorów na ekranie. Główna akcja przenosi się na salę sądową, gdzie Grace Atwood zostaje postawiona w stan oskarżenia o morderstwo swojej przyjaciółki. Sceny z więzienia, w którym się znajduje, z sali sądowej oraz prowadzonego w dalszym ciągu śledztwa przeplatają się ze sobą, tworząc dość spójny obraz i miłą odskocznię od poprzednio znanego nam chaosu. Prowadzone wątki w większości przypadków zostały wyjaśnione i domknięte, choć należy przyznać, że niektóre z nich stanowiły jedynie bezsensowne wypełnienie czasu ekranowego. Sama zagadka morderstwa ciągnęła się aż do odcinka finałowego, w którym ujawniono, kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za śmierć Molly. Pod tym względem Guilt spisał się dość dobrze, zwłaszcza że zostawił główny twist do ostatnich minut sezonu.
Czy był on aż tak logiczny? W końcu jeszcze są wakacje, przymknijmy więc oko i dajmy się oszukać. Jak zwykle w takich przypadkach prawda była ukryta głęboko, tym razem pod ładnie skoszonym trawnikiem. To ciało zamordowanej klientki ekskluzywnej agencji towarzyskiej pozwoliła rozwikłać całą zagadkę i oczyścić dobre imię Grace. Na nic się zdało mamienie księciem Theo jako potencjalnym mordercą albo hipnoza, by wydobyć z Grace zapomniane wspomnienia z feralnej nocy. Próby były całkiem niezłe, choć oglądało się je z mieszanymi uczuciami.
Podobne wrażenia pozostawia po sobie główna bohaterka. Dziewczyna aż się prosi o kłopoty, a wraz ze swoimi absurdalnymi pomysłami (chociażby próba ucieczki z transportu więziennego) zasługuje przynajmniej na długą sesję z terapeutą. Dawno w telewizji nie sportretowano osoby tak egoistycznej, a przy tym beztroskiej w swoich poczynaniach. Pół Londynu skacze dokoła niej, by oczyścić ją z zarzutów, a Grace w dalszym ciągu popełnia głupotę za głupotą. Szczyt swoich umiejętności osiągnęła w ostatniej scenie, podnosząc - delikatnie mówiąc - rękę na swoją współlokatorkę, Roz. Czy ma szansę się z tego wyplątać? Zapewne będziemy tego świadkiem w następnym sezonie, o ile takowy powstanie.
Natomiast pierwszy sezon Guilt był bardzo nierówny. Po dość słabym początku można było dostrzec lekką poprawę zarówno w scenariuszu, jak i ogólnej jakości odcinków, jednak serial w dalszym ciągu nie wyzbył się wszystkich swoich słabych punktów, które raziły za każdym razem, kiedy decydowano się zasiąść przed ekranem. Bohaterowie bywali przerysowani oraz zbyt naiwni. Brakowało kompleksowego tworzenia postaci, przez co wydawały się płytkie i bez ikry, co naprawdę przeszkadzało w oglądaniu. Przedstawione nam sceny miewały lepsze i gorsze momenty, a tych parę błyskotliwych rozwiązań nie było w stanie utrzymać zachwytu na dłużej. Serial ewidentnie wzbudzał emocje, ale chyba nie o takie chodziło twórcom. Zamiast ekscytacji częściej pojawiało się poczucie rozczarowania i zażenowania niż faktycznej przyjemności. Z drugiej jednak strony nie można nazwać Guilt serialem złym - po prostu nie dorównuje innym produkcjom w swojej kategorii.
Na uznanie zasługuje oprawa muzyczna. Wykorzystane piosenki, nie do końca tak popularne jak zazwyczaj się spotyka, dobrze oddawały klimat całego serialu. Były bardziej skorelowane z postacią Grace, odzwierciedlając głównie jej charakter i emocje, stanowiły jednak dobre tło dla całości. Zdecydowanie wpływały korzystnie na wrażenia z serialu.
Guilt z założenia jest typową produkcją przeznaczoną na letnią ramówkę telewizji. Powinien trzymać w napięciu i nie dać o sobie zapomnieć ani na chwilę. Powinien, ale nie do końca sobie z tym poradził. Jest tworem, który stawia na względnie młode i ładne twarze, całkowicie pomijając finansowe realia, i skupia się na wątkach miłosnych, które mają być dodatkowym uzupełnieniem części kryminalnej. Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Mimo sporego zaangażowania stacji Freeform w promocję serialu nie jest on jednak ich najlepszym produktem - ani ziębi, ani grzeje. Historia, jakich telewizja widziała już wiele.
Guilt kończy się ewidentną sugestią, że należy spodziewać się kolejnego sezonu, choć nie został on oficjalnie ogłoszony. Na razie pozostawiono nas z tytułowym pytaniem ostatniego odcinka: Grace, co ty najlepszego zrobiłaś?
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat