Hawaii Five-0: sezon 7, odcinek 3 i 4 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024W 3. i 4. odcinku Hawaii Five-0 zaskakująco mocno skupiło się na prowadzonym wątku głównym. Takie rozwiązanie zdecydowanie wpływa na korzyść serialu, ale dobre pomysły tradycyjnie już poszły w parze z tymi mniej udanymi.
W 3. i 4. odcinku Hawaii Five-0 zaskakująco mocno skupiło się na prowadzonym wątku głównym. Takie rozwiązanie zdecydowanie wpływa na korzyść serialu, ale dobre pomysły tradycyjnie już poszły w parze z tymi mniej udanymi.
Po wpadce, jaką był żenujący miejscami drugi odcinek, Hawaii Five-0 wróciło na właściwe dla siebie tory. W He Moho Hou (New Player) kontynuowany jest wątek tajemniczego przestępcy zrzeszającego i zabijającego seryjnych morderców. Co prawda funkcjonuje on na drugim planie, ale zawiera zdecydowanie najciekawsze momenty. Z korzyścią dla odbioru całości rozbudowywana jest tu także Alicia Brwon (Claire Forlani), była agentka FBI, która przekonująco pokazuje swój charakter, stanowczość i zaradność (m.in. w naginaniu przepisów). Wchodzi tym samym w ciekawe interakcje z Steve'em, które mogą stać się zalążkiem bardziej intymnego uczucia.
A trzeba powiedzieć, że byłoby ono niezwykle korzystne dla postaci McGarretta. Początek siódmego sezonu pokazuje bowiem, że zarówno on jak i Danny Williams zostali już przez serial wyeksploatowani. Brakuje dla nich wątków pobocznych i świeżych pomysłów na rozwój. Zamiast pełnokrwistymi bohaterami stają się powoli pustymi ucieleśnieniami stereotypów jakie wyobrażają. Danno to więc irytujący zrzęda - najgorszego sortu, bo ani zabawny, ani konstruktywny, a czepiający się wszystkiego. Steve zaś to maszyna bez fizycznych ograniczeń, związanych czy to z przeszczepem wątroby, czy poniesioną raną.
Na ich tle zdecydowanie lepiej i przyjaźniej wypadają Kono i Chin, których wątki są często bardziej zajmujące niż główna fabuła danego odcinka. U tego drugiego rozbudziły się rodzicielskie instynkty, co jest miłą odmianą, a ponadto między nim a uroczą dziewczynką zawiązała się także nić porozumienia i naturalna chemia. Kolejny epizod sugeruje zaś, że z weryfikacji rodziny sieroty narodzi się jeszcze osobna historia. Ciekawie wypada także wątek Kono i jej spotkania z dawną rywalką, dziś już kaleką pogrążoną w osobistych problemach. Za jej przykładem dochodzi tu do ekranowej inkluzji osób niepełnosprawnych, które w rozrywkowych serialach portretowane są rzadko. Scenarzyści zostawiają co prawda oczywiste przesłanie o samodzielności, ale po drodze wertują trudne i nieoczywiste relacje.
Sprawa tygodnia wypada zaś blado, porusza oklepany motyw, a nie sprawdzają się w niej również udziwnienia typu zwłoki spadające z samolotu, czy Kono zapakowana do torby i z zimną krwią rozkładająca napastników podczas wymiany, która przeczy logice pracy policyjnej. Dedukcje prowadzone są natomiast w tradycyjnie żenujący sposób, polegający na streszczaniu tego co właśnie zobaczyliśmy. Wyróżnić należy jedynie scenę pieszego pościgu na piętrowym parkingu, w której udało się zrównoważyć wartką akcję i poczucie humoru. Z perspektywy dotychczasowych epizodów zaobserwować można tu pewną ciekawostkę, bo na przekór nadludzkim możliwościom, McGarrett zalicza kolejne potknięcie. W pierwszym odcinku nie wytrzymał w końcu parkour’owych wyczynów, w drugim zaledwie zremisował w starciu z Agentem Jej Królewskiej Mości, w trzecim to Danny zatrzymał podejrzanego podczas opisywanego pościgu, a w czwartym dał się łatwo zaskoczyć. Jak na jego standardy to prawdziwa czarna seria.
Czwarty epizod, zatytułowany Hu a’e ke ahi lanakila a Kamaile (The Fire of Kamile Rises in Triumph), już w całości skupił się na przewodniej historii. Poprzez wprowadzenie krótkich retrospekcji pogłębiono dalej charakter Alicii, co nieźle wyjaśniło osobiste zaangażowanie i gorący temperament. Jej samowolka kończy się jednak w spodziewany sposób, choć rozczarowaniem jest wspomniana wyżej łatwość z jaką przestępczyni rozprawia się z McGarrettem. Decyzja o postawieniu na kobietę w roli czarnego charakteru jest świetna, bo świeża i nietypowa. Jedno to jednak zasada kontrastu, a drugie obsadowy wybór - poza psychotycznym spojrzeniem aktorka wypada przeciętnie i mało wiarygodnie. Moment, w którym pozuje w slow motion na tle wybuchającego samochodu Steve’a (efekty praktyczne zawsze na plus) budzi chichot i przywodzi na myśl kino klasy B. Podobny motyw zastosowano niedawno w Arrow i tam współgrał on z konwencją, tutaj niestety nie pasował.
Z podobnych odmętów kiczu wyłoniło się także małżeństwo seryjnych morderców, które przekombinowało oczywiście z uśmierceniem Steve’a i Alicii. Największym i niezrozumiałym zgrzytem odcinka są jednak samoczynnie gojące się rany kłute zadane bohaterom. Po otrzymaniu takiego ciosu ja nie byłbym nawet w stanie napisać poniższej recenzji, McGarrett zaś błyskawicznie odzyskuje siły i zdobywa się jeszcze na akt heroizmu. Scenariusz zapomina zupełnie o poważnych urazach i to zdaje się tutaj właśnie biegnie granica miedzy rzeczywistością, a fikcją - między samoświadomym, aspirującym serialem, a bezpretensjonalną i czasem po prostu głupkowatą rozrywką. Taka jest już jednak konwencja Hawaii Five-0 i trzeba ją zaakceptować z całym dobrodziejstwem inwentarza. A jest też co pochwalić.
Kapitalnie wypadła bowiem sekwencja wydostawania się z jaskini i walki z napierającą wodą. Od strony technicznej zrealizowaną ją bezbłędnie - czuć było napięcie i tempo, wyróżniała się piękna kolorystyka, a pomimo panującego chaosu zachowano widoczność działań. Bez dwóch zdań była to najlepsza scena opisywanych epizodów, ale pozytywem okazało także zakończenie – swoista porażka bohaterów i nieoficjalna obietnica, że wątek seryjnej morderczyni, jakkolwiek tandetny, jeszcze powróci.
Źródło: zdjęcie główne: CBS
Poznaj recenzenta
Piotr WosikKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat