It Ends With Us - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 9 sierpnia 2024Ekranizacja powieści autorstwa Colleen Hoover trafia na duży ekran z Blake Lively w roli głównej. Jak wyszło? Sprawdzamy.
Ekranizacja powieści autorstwa Colleen Hoover trafia na duży ekran z Blake Lively w roli głównej. Jak wyszło? Sprawdzamy.
Lily Boom (Blake Lively) jest dziewczyną, która podąża za swoim marzeniem. Już od liceum chciała otworzyć własną kwiaciarnię. I nareszcie nadszedł ten moment, gdy w Bostonie znajduje odpowiedni lokal. Mniej więcej w tym samym czasie umiera jej tata (Kevin McKidd). Człowiek, który naznaczył bohaterkę pewną traumą, o której ta nie chce mówić – nawet mężczyźnie (Justin Baldoni), którego poznaje pewnego wieczora na dachu jednego z budynków i z którym wymienia się najskrytszymi sekretami. Nieznajomy jest oczarowany Lily. Ona nim też, choć stara się te uczucia tłumić, jak tylko się da. Okazuje się jednak, że przypadkowe spotkanie będzie miało swój ciąg dalszy.
Its ends with us to historia o tym, jak trudno wyrwać się z niezdrowych schematów, które wynosimy z domu. Pewne wartości i zachowania wchodzą nam głęboko pod skórę. Nie ma znaczenia, jak długo próbujemy z nimi walczyć i jak bardzo chcemy różnić się od naszych rodziców, bo i tak będziemy nieświadomie popełniać te same błędy. Będzie się tak działo, dopóki ktoś nam ich nie uświadomi i nie pomoże zejść z tej już mocno utartej ścieżki. Tak właśnie jest z Lily, która nie chce być ofiarą jak jej matka. Twierdzi, że jako silna kobieta nie da sobą pomiatać. Jednak życie bardzo szybko to weryfikuje, a wynik tego sprawdzianu wcale nie będzie satysfakcjonujący dla bohaterki.
Reżyser Justin Baldoni wziął na siebie także ciężar zagrania głównej roli męskiej – czarnego charakteru. To nie była łatwa rola, ale Baldoni wychodzi z powierzonego zadania bardzo dobrze. Jest przekonujący jako zapatrzony w siebie chirurg, który nie potrafi radzić sobie z silnymi emocjami. Udaje mu się również stworzyć z Blake Lively realistyczną parę. Kupujemy ich związek opierający się na fascynacji i młodzieńczej, naiwnej miłości. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy pojawia się zazdrość.
Ciekawym wyborem było obsadzenie w roli książkowego Atlasa Brandona Sklenara, którego widzowie mogą kojarzyć z roli Spencera Duttona w serialu 1923. Powiem szczerze, że o ile ten minimalizm w ekspresji pasował mi do kowboja polującego na lwy w Afryce, to jakoś do kucharza w Bostonie nie bardzo. Trudno mi było uwierzyć w to, że bohater faktycznie przejmuje się losem swojej dawnej miłości z lat dziecięcych. Zresztą wydaje mi się, że i producenci mieli z tym problem, stąd położono na to mocny nacisk podczas kampanii filmu, w której udział wziął nawet Rayan Reynolds i Huge Jackman.
Blake bardzo dobrze sprawdza się w takich zawiłych historiach miłosnych. Jej gwiazda rozbłysła mocniej, gdy dołączyła do obsady serialu Plotkara jako Serena van der Woodsen. I wiele się od tego czasu nie zmieniło. Aktorka nadal najwiarygodniej wypada właśnie w rolach kobiet lekko zagubionych i szukających prawdziwej miłości w brutalnym świecie. Widz współczuje jej za każdym razem, gdy przydarza jej się coś złego, dlatego że grane przez nią postaci są zazwyczaj nacechowane pozytywnymi emocjami i pewną słodką naiwnością w podejściu do świata.
Ekranizacja It Ends with Us nie jest idealna. Ma dużo dłużyzn i scen, które zajmują trochę czasu, by produkcja spełniała warunki filmu pełnometrażowego. Do tego niektóre postacie zostały spłycone – jak chociażby ojciec Bloom. Podczas seansu towarzyszyło mi poczucie, że Kevin McKidd miał w tej fabule dużo więcej scen, ale zostały one usunięte w finałowym montażu. Jakby reżyser nie chciał aż tak bardzo traumatyzować widzów przemocą na ekranie. Wolał, by to wątki miłosne wybijały się na główny plan. Także postać najlepszej przyjaciółki Lily, czyli Allysy granej przez Jenny Slate, jest potraktowana po macoszemu. Oczywiście jest ona wsparciem emocjonalnym dla naszej bohaterki, ale uważam, że wypada w tej roli niewiarygodnie.
Wydaje mi się, że fani książki Colleen Hoover będą zadowoleni i z nadzieją mogą patrzeć w stronę filmowej kontynuacji. Wszak autorka napisała kolejną część. Przypadkowy widz jednak może się trochę wynudzić. Gdzieś mniej więcej od połowy seansu wiemy, jak ta historia się potoczy. Nie zmienia to faktu, że takie miłosne opowieści też są potrzebne w kinie i znajdą swoich amatorów.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat