Kacze opowieści: sezon 1, odcinek 2 i 3 – recenzja
Powoli do świata zamieszkałego przez Sknerusa i resztę ekipy wprowadzani są starzy dobrzy znajomi jak Bracia B czy Diodak.
Powoli do świata zamieszkałego przez Sknerusa i resztę ekipy wprowadzani są starzy dobrzy znajomi jak Bracia B czy Diodak.
Serial rozpoczął się świetnym pilotem, któremu udało się podtrzymać klimat dawnej wersji, ale także iść z duchem czasu. Nie inaczej jest w kolejnych odcinkach. W drugim twórcy postanowili przybliżyć widzom postać Tasi Van Der Kwak, jako że przeszła ona największą metamorfozę. Dowiemy się trochę więcej na temat jej wielkiej obsesji na punkcie rodziny Sknerusa oraz o jej problemach z odnalezieniem się poza wielką posiadłością. Drugi odcinek podkreśli także różne charaktery siostrzeńców. Zyzio okazuje się typem cwaniaka umiejącego dostosować się do każdej sytuacji i wyciagnięcia z niej maksymalnych korzyści dla siebie. To w dużym stopniu egoista, ale potrafiący zatroszczyć się o najbliższych. Oczywiście jeśli ma akurat na to ochotę. Najlepiej widać to podczas trzeciego odcinka, w którym wujaszek ma dosyć jego leniwego siedzenia na kanapie i zabiera go do pracy w skarbcu. Zresztą dowiadujemy się przy okazji bardzo ciekawej rzeczy. Okazuje się, że danie nura w monety może być śmiertelne. Podobno tylko Sknerus posiada tę umiejętność, a jej zdobycie zajęło mu wiele lat.
Jak już pisałem w poprzedniej recenzji wszystkie postaci, oprócz Donalda, zostały zmodyfikowane i uwspółcześnione. Wzbogacono je też o nowe cechy charakteru, a niektórym, jak chociażby Pani Dziobek, kompletnie zmieniono biografię. Ten sam zabieg przeprowadzono na biednym Diodaku, co akurat mnie nie przypadło do gustu. Ten miły i usłużny geniusz został zmieniony w szalonego naukowca, gotowego zrobić wszystko by uzyskać pieniądze na dalsze wynalazki. Jest bardzo sarkastyczny i zadufany w sobie. Swoim zachowaniem przypomina trochę Sheldona z Teorii Wielkiego Podrywu. Stworzony przez niego Wolframik też odbiega od tej miłej usłużnej robotożarówki, którą znamy z komiksów i wcześniejszej serii.
Nie zmienili się za to Bracia Be. Wciąż są mało rozgarniętymi przestępcami, których siła kryje się tylko w liczbie i muskułach. Inteligencją raczej nie błyszczą, mimo to zawsze ich lubiłem. Wyglądają upiornie, ale to by było na tyle. Najfajniej wypada Mama Be, która jak zwykle jest niezadowolona z kolejnego „genialnego” pomysłu jej synów. Jednak nie może zostawić ich na pastwę losu i próbuje, jak na dobrą matkę przystało, pomóc im w jego realizacji.
W trzecim odcinku dowiemy się więcej na temat matki siostrzeńców, ale tutaj się zatrzymam, by nie zdradzić wam zbyt wiele. Jest to kontynuacja wątku rozpoczętego na końcu pilotowego odcinka.
Nowe DuckTales wciąż trzymają wysoki poziom i nic nie zapowiada by się on drastycznie obniżył. Fajnie. To pokazuje, że Disney potrafi jeszcze robić kreskówki z klimatem, które mogą trafiać zarówno do młodszej jak i starszej widowni.
I nawet do tej kreski się już przyzwyczaiłem. Do pełni szczęścia brakuje mi jedynie pojawienia się, zapowiedzianego zresztą, Darkwinga Ducka.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat