Koło czasu: sezon 3, odcinek 7 – recenzja
Koło czasu podąża za tradycją choćby Gry o tron, dostarczając nam wielką bitwę w przedostatnim odcinku sezonu. Nie jest ona może na poziomie serialu HBO, ale to nadal jedno z lepiej zrealizowanych starć wśród produkcji fantasy.
Koło czasu podąża za tradycją choćby Gry o tron, dostarczając nam wielką bitwę w przedostatnim odcinku sezonu. Nie jest ona może na poziomie serialu HBO, ale to nadal jedno z lepiej zrealizowanych starć wśród produkcji fantasy.

Koło czasu w najnowszym odcinku całkowicie skupia się na bitwie o Dwie Rzeki i porzuca na chwilę pozostałe wątki. Jest to zabieg, który widzieliśmy już w tym serialu. Pojawił się też w 2. sezonie Pierścieni Władzy, innej produkcji Amazona. To dobra decyzja, ponieważ pozwala się w pełni zaangażować w przedstawiane wydarzenia, bez rozpraszania.
Odcinek ma wyraźny podział na „przed” i „podczas” bitwy. Najpierw twórcy dobrze przedstawiają przygotowania Dwóch Rzek do walki oraz wątpliwości Perrina jako przywódcy, którym nie chciał zostać. Pewnie nie tylko ja miałem skojarzenia z klasycznymi Siedmioma samurajami Akiry Kurosawy. Motyw wieśniaków szkolonych przez grupkę wojowników pojawia się w popkulturze aż zbyt często (Siedmiu wspaniałych, Gwiezdne Wojny, Rebel Moon…), ale jak się inspirować, to najlepszymi.
Bitwa została bardzo dobrze nakręcona. Widać wiele podobieństw do starcia między Krajami Południowymi a orkami w 1. sezonie Pierścieni Władzy. Twórcy Koła czasu nie dysponują równie wielkim budżetem, ale bardzo dobrze wykorzystali dostępne środki. Walka wygląda widowiskowo, choć toczy się w nocy i na małej przestrzeni. Ma również całkiem dużo sensu pod kątem strategicznym. Fabuła dobrze przeskakuje między planami, a akcja jest wartka. Przez cały czas byłem dobrze zorientowany w tym, co się dzieje. Postacie również doczekują się rozwoju. Przede wszystkim Perrin, który przełamuje traumę i staje się odpowiedzialnym przywódcą. Dość przejmujące jest poświęcenie się Loiala. Szkoda, że musimy już pożegnać się z tą postacią, ponieważ wnosiła dużo ciepła i humoru do serialu. Ogólnie dało się poczuć w tym odcinku realną stawkę i nie było pewności, komu uda się przeżyć.

Ciekawy zwrot następuje w kwestii Białych Płaszczy. Nagle z przeciwnika stają się tymczasowym sojusznikiem. Ich późniejsze przybycie było do przewidzenia, choć dość ciekawie odwrócono motyw zbawiennej odsieczy, gdy ujawnił się podstęp Padana Faina. Sam Fain zostaje pokazany jako osoba niby potężna, ale tak naprawdę tchórzliwa i bojąca się śmierci. Oszczędzenie go przez Perrina wskazuje na rozwój tego drugiego, który nie chce już walczyć i postanawia przerwać cykl przemocy, czego zwieńczeniem jest dobrowolne oddanie się w ręce Białych Płaszczy.
Historia wypada naprawdę dobrze, a długo zapowiadana bitwa robi wrażenie. Doceniam, że poświęcono cały odcinek wyłącznie temu starciu, ponieważ w nadchodzącym finale Koła czasu będzie można skupić się na pozostałych postaciach. Wątków do rozwiązania jest sporo, ale liczę, że twórcy temu podołają. Serial trzyma poziom i nie widzę powodów, by miało się to zmienić w finale.
Poznaj recenzenta
Adam Luft
Najlepsze z 24h



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1946, kończy 79 lat
ur. 1972, kończy 53 lat

