Kung Fu Panda: Smoczy Rycerz: sezon 1 - recenzja serialu
Kung Fu Panda: Smoczy Rycerz to powrót naszego ukochanego, walecznego Po. Czy udany? Oceniam to dla Was.
Kung Fu Panda: Smoczy Rycerz to powrót naszego ukochanego, walecznego Po. Czy udany? Oceniam to dla Was.
Kung Fu Panda: Smoczy Rycerz to powrót na ekrany chyba każdemu znanego, legendarnego mistrza sztuk walki imieniem Po. Tym razem za produkcję wziął się Netflix, wysyłając naszego pandę i jego towarzyszy, brytyjską niedźwiedzicę-rycerza i pawianicę-złodziejkę, naprzeciw dwóm łasicom pragnącym zdobyć legendarną broń. I tu pojawia się już pierwszy zgrzyt, bowiem brak tu praktycznie kogokolwiek ze znanej i lubianej drużyny Po, za wyjątkiem pana Pinga, którego rola i tak jest minimalna. Dodatkowo fabuła, która byłaby w sam raz na jeden film, ciągnie się niemiłosiernie i mam wrażenie, że spokojnie można by wyciąć połowę odcinków ze środka, nie tracąc nic z historii, która jest i tak do bólu przewidywalna i schematyczna.
Największym problemem serialu jest rozwój postaci. A raczej jego kompletny brak, czy wręcz cofnięcie się w nim. Nic nie pozostało po osiągnięciach Po z oryginalnej trylogii czy nawet poprzednich spin-offów. Znów jest jedynie głupkowatą pandą z nadwagą, z samego początku pierwszego filmu. Odarto go z całej siły, zarówno fizycznej, jak i tej duchowej, jaką zdobył przez te lata, ale też i z powagi. Nasz panda wszystko traktuje bardzo lekko, a nawet w najtrudniejszej sytuacji stać go jedynie na żarty i to naprawdę znacznie niższych lotów, niż te, do jakich nas ta postać i seria produkcji przyzwyczaiły. Ale to problem nie tylko Po, bowiem jego nowa ekipa (jak już pisałem – zapomnijcie o kimkolwiek z oryginalnej paczki) nic ciekawego ze sobą nie wnosi. Żadnej mądrości czy przesłania, z których seria ta jest powszechnie znana. A zamiast wartych zapamiętania i ciekawie napisanych antagonistów, dostajemy jedynie kretyńsko śmiejącą się parę łasic. Brak tu nawet jakichś one-linerów, które by zapadły w pamięć.
Niewiele lepiej jest też w warstwie technicznej, bowiem widać, że cały serial miał niższy budżet niż pojedynczy film z trylogii. Walki, jeśli w ogóle się łaskawie pojawią, są bardzo mało dynamiczne i słabo zanimowane, mieszkańcy królestwa i inne nieistotne dla fabuły postaci to prostu co chwila powtarzające się i nawet praktycznie nieprzerobione modele postaci, co od razu da się zauważyć. Bardzo słabo to wygląda i do pięt nie dorasta szczegółowości i jakości oryginalnej animacji.
Podsumowując – to nie jest Po, jakiego znamy z trylogii. Nie tylko pod względem postaci, ale też i pod względem jakości produkcji. Brak tu nie tylko ładnych wizualnie efektów, ale jakiegokolwiek przesłania i głębi pierwowzoru. Dobre, żeby dziecku zająć czas, do niczego więcej się niestety nie nadaje.
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat