Locke and Key: sezon 2 – recenzja
Locke and Key powraca z drugim sezonem, który dostarcza tyle samo frajdy co pierwsza odsłona. Jeśli podobały Wam się dotychczasowe odcinki, nowa seria z dużym prawdopodobieństwem spełni Wasze oczekiwania.
Locke and Key powraca z drugim sezonem, który dostarcza tyle samo frajdy co pierwsza odsłona. Jeśli podobały Wam się dotychczasowe odcinki, nowa seria z dużym prawdopodobieństwem spełni Wasze oczekiwania.
Locke & Key to serial Netflixa, którego sezon 1. recenzowałam na początku ubiegłego roku. Teraz produkcja powraca z dziesięcioma nowymi odcinkami, na które – przyznam – czekałam z niecierpliwością. Serial od początku zbudował wokół siebie bardzo fajną, pełną magii i dziecięcej beztroski otoczkę, przez co patrzyło się na to wszystko z dużą frajdą. Obawiałam się, że drugi sezon może zwolnić tempo lub zatracić oryginalność, jednak nic takiego się nie dzieje – nowe epizody zawierają nowe pomysły, nowe przygody i przede wszystkim nowe klucze, dzięki czemu zabawa trwa nieprzerwanie.
Pierwszy sezon produkcji pożegnał nas cliffhangerem, który teraz zostaje podjęty na nowo. Jako widzowie jesteśmy tym razem w pewnym sensie kilka kroków przed bohaterami – tylko my wiemy, że w finale nieświadome niczego rodzeństwo wrzuciło do otchłani Ellie, a prawdziwa Dodge w dalszym ciągu kręci się po miasteczku, choć już pod inną postacią. Mając to na uwadze, możemy obserwować poczynania Kinsey, Tylera i Bode’ego z nieco innej perspektywy, niejako z pozycji wszechwiedzących – i serialowi wychodzi to na dobre, ponieważ dzięki temu możemy poświęcić produkcji pełne skupienie i uwagę. Twórcy umiejętnie prowadzą całą akcję i odpowiednio aranżują momenty napięcia, aby świadomy widz z niecierpliwością wyczekiwał, aż cała intryga się wreszcie wyda. I rzeczywiście, w pewnym momencie prawda wychodzi na jaw, a następuje to dokładnie (wręcz podręcznikowo) w połowie nowego sezonu. Drugą serię da się zatem łatwo podzielić na dwie wyraźne części: pięć pierwszych odcinków poświęconych jest pozbawionej większych trosk, codziennej egzystencji rodzeństwa, zaś pięć ostatnich skupia się już mocno na ich zorganizowanych działaniach defensywnych przeciwko wrogowi,
Elementem wspólnym – i niejako niezależnym od obu tych części sezonu – jest oczywiście Dodge, która jako jedyna zna prawdziwy przebieg dotychczasowych wydarzeń. W nowym sezonie, dla odmiany, jest zestawiona w duecie z Eden (Hallea Jones) i ma już inną tożsamość – teraz funkcjonuje w ciele nastoletniego Gabe’a (Griffin Gluck), aby być bliżej Kinsey i tym samym domu Locke’ów. Ograniczenie roli Laysli De Oliveiry (która pojawia się w kilku scenach) uważam za dobry pomysł – widząc twarz „nowego” antagonisty, nie mamy wrażenia wtórności czy powielania schematów. Jakby nie patrzeć, formuła obydwu sezonów jest podobna – oto Dodge chce wykraść klucze rodzeństwu Locke – jednak przez to, że tym razem antagonistka działa w zupełnie innym ciele, patrzy się na to jak na coś nowego, świeżego. Wcielający się w Dodge/Gabe’a Gluck robi naprawdę dobrą robotę – aktor jest bardzo charyzmatyczny i choć odgrywa postać przeciętnego, drobnego nastolatka, momentami może wywoływać zaniepokojenie. Po zdemaskowaniu spisku przez Kinsey, Tylera i Bode’ego podskakiwałam ze stresu razem z nimi, gdy tylko Gabe pojawiał się na ekranie – fakt, że w dalszym ciągu czuć tu takie emocje, uważam za duży sukces produkcji.
Choć główny ciężar fabuły w dalszym ciągu spoczywa na barkach nastoletnich dzieciaków, w drugim sezonie uwypuklono też role dorosłych – na ważny plan wysunął się wuj Duncan (Aaron Ashmore); pewną część czasu ekranowego poświęcono także mamie, Ninie. I o ile Duncan i cała jego ścieżka rozwoju mają duży (zasadniczy wręcz) wpływ na nowe wydarzenia, o tyle w przypadku Niny niestety nie czuć żadnej poprawy od serii pierwszej – postać figuruje sobie w tle i jest zupełnie odsunięta od zdarzeń magicznych. W finałowym odcinku zasugerowano nam, że może w końcu się to zmieni, jednak póki co odczuwam trochę zawód – Darby Stanchfield nie ma zbyt wiele do zagrania, a jej wątek ma nieduże znaczenie dla fabuły, co jest trochę smutne. Warto też wspomnieć, że w drugim sezonie pojawiają się dwie nowe postaci, z których jedna ma bliski związek z postacią Niny – mowa o Joshu (Brendan Hines) i jego córce Jamie. I tak za sprawą wątku mężczyzny mamy okazję sięgnąć głębiej do korzeni rodziny Locke’ów i genezy samych kluczy, zaś dzięki dziewczynce zyskujemy nowy wgląd do Key House (i to w sensie dosłownym). Sceny z nowym kluczem, którym dysponuje Jamie, są prawdopodobnie najbardziej szalone w sezonie. Są tu wielkie żelki, pająki i szklanki; radocha do potęgi!
Jeśli zaś chodzi sam finał drugiej serii, wyraźnie sugeruje on, że historia znajdzie swoje dalsze rozwinięcie. Eden, chyba nie w pełni świadomie, uwalnia kolejnego demona do współczesnego świata i – jak wiemy po samej zapowiedzi – ten zawodnik będzie naprawdę mocny (wszystko wskazuje na to, że jest to demon wysoki rangą). Zdaje się zatem, że twórcy odcięli się już od Dodge i po dwóch sezonach przekażą pałeczkę komuś zupełnie innemu. Trzeci sezon ma szansę być zupełnie inny od dwóch pierwszych, ponieważ opowiadana od dwudziestu epizodów historia pozornie znalazła swoje pokojowe zakończenie w 2. sezonie, a antagonista został ostatecznie pokonany. Mam tylko nadzieję, że twórcy nie wpadną w pułapkę powielania schematów, że nowy złoczyńca faktycznie wprowadzi tu coś oryginalnego i że nie stanie się zwyczajnym Dodge 2.
Locke and Key w drugim sezonie dostarcza tyle samo frajdy co w pierwszym. Choć bohaterowie są już trochę dojrzalsi (wiekiem, ale przede wszystkim doświadczeniem), w dalszym ciągu czuć tu dziecięcą magię, beztroskę, pewną naiwność, która buduje niezwykły klimat tej produkcji. Warto wspomnieć, że serial nie udaje czegoś, czym nie jest – to po prostu przygodowa opowieść dla młodzieży, prosta, ale bardzo wciągająca historia oparta na niewyszukanym szablonie walki dobra ze złem. Owszem, będą tu ckliwe momenty; owszem, posłuchamy sobie trochę o problemach i złamanych sercach nastolatków; owszem, niektóre działania bohaterów będą się wydawały irracjonalne... ale koniec końców to wszystko składa się na jeden spójny obrazek, fajną młodzieżową opowieść, przy której zwyczajnie można się dobrze bawić. Świetna sprawa, to naprawdę udana produkcja – tego typu seriale przygodowe są jak najbardziej potrzebne. Ja się nie zawiodłam, pozostaję urzeczona i czekam na to, co będzie dalej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat