Mroczne materie: sezon 2, odcinek 7 (finał sezonu) - recenzja
Finałowy odcinek 2. sezonu Mrocznych materii przynosi kilka naprawdę zaskakujących momentów. Oceniam.
Finałowy odcinek 2. sezonu Mrocznych materii przynosi kilka naprawdę zaskakujących momentów. Oceniam.
W finale 2. sezonu Mrocznych materii Lyra i Will nadal znajdują się pod opieką czarownic. Marisa w trakcie starcia z przedstawicielką magicznej rasy dowiaduje się, jakie jest przeznaczenie jej córki, które tak skrzętnie ukrywano do tej pory. Wędrówka Johna Parry'ego i Lee doprowadza do potyczki z żołnierzami Magisterium, co kończy się źle dla tego drugiego. W końcu dochodzi do spotkania Johna i Willa. Ojciec przekazuje synowi swą wiedzę dotyczącą noża, który znajduje się w posiadaniu chłopca, i jego znaczenia dla walki Asriela.
Przez cały czas trwania tego finałowego odcinka miałem poczucie, jakbym nie oglądał ostatniego epizodu sezonu, który ma nas zostawić z interesującym cliffhangerem. Bardziej to wszystko wyglądało jak odcinek przed finałem, który ma do niego wprowadzić. Należy w tym momencie przypomnieć, że 2. seria miała mieć początkowo osiem epizodów, jednak sprawy pandemiczne pokrzyżowały szyki. I niestety twórcom nie za bardzo udało się ukryć ten fakt. Brakujący epizod miał się skupiać na losach Lorda Asriela po wejściu do wyrwy. Jego brak sprawił, że w scenariuszu finału pojawiły się pewne luki, które trudno było w tym przypadku załatać. Dlatego mniej lub bardziej sprawnie (raczej to pierwsze) wplatano słowa o historii Asriela w usta innych postaci, a jego występ ograniczono do jednej finałowej sceny, w której zbiera swoją armię. Szkoda, że nie udało się subtelniej tego ukryć, bo niestety widać te narracyjne niedostatki.
Jednak w końcu postacie Johna i Lee dostały coś więcej do grania, oprócz kilku mało znaczących scen w balonie. I muszę przyznać, że ten emocjonalny przekaz w pełni do mnie dotarł. Może scena śmierci Lee trochę w pewnym momencie trąciła nadmierną patetycznością, jednak koniec końców całkiem dobrze się wybroniła. Jestem pewien, że wielu widzów spokojnie mogło się na niej wzruszyć. To samo można napisać o sekwencji z udziałem Johna i Willa, ich pierwszego spotkania w produkcji. Miała ona swój ciężar emocjonalny, jednak nie została przeholowana, aby wpaść w przesadzony melodramatyzm spowodowany śmiercią starszego Parry'ego. Wszystko tutaj zadziałało jak należy i przygotowało odpowiednie podwaliny pod wątek chłopca w kolejnej, finałowej już odsłonie serialu. Jestem ciekaw, jak ułoży się jego wątek w 3. sezonie.
Należy zwrócić uwagę na to, że po raz kolejny czuć było tę bardzo dobrą ekranową chemię między Dafne Keen a Amirem Wilsonem wcielających się w Lyrę i Willa. Młody duet aktorski sprawnie rozgrywa tę relację łączącą ich postacie, w której przyjaźń przeplata się z czymś więcej. Jednak najbardziej jestem ciekawy, jak zostanie zaprezentowany wątek Lyry i Marisy w 3. sezonie po tym, jak bohaterka została porwana przez Coulter. Dobrze nakreślono ten aspekt fabuły i jego kierunek. Poza tym Ruth Wilson po raz kolejny znakomicie zaprezentowała się z tej swojej demonicznej strony jako czarny charakter, jednak taki z jakimiś rozterkami w sobie, niejednoznaczny. Doskonale zaprezentowała się szczególnie w scenie, w której uśmierca jedną z czarownic i dowiaduje się, że przeznaczeniem Lyry jest zostanie nową Ewą, matką wszystkich. Tutaj ten mrok mógł w pełni wypłynąć z aktorki.
Finałowy odcinek 2. sezonu Mrocznych materii nie obywa się bez pewnych narracyjnych błędów, jednak dobrze ustawia pionki na szachownicy do rozgrywki w kolejnej serii. Polecam.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat