Mszczuj - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 17 stycznia 2024Czytamy Mszczuja i zastanawiamy się, czy dobrze wpasowuje się w całość cyklu Kwiatu paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk. Nie ma wątpliwości, że bardzo brakowało nam nowych przygód Baby Jagi…
Czytamy Mszczuja i zastanawiamy się, czy dobrze wpasowuje się w całość cyklu Kwiatu paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk. Nie ma wątpliwości, że bardzo brakowało nam nowych przygód Baby Jagi…
Dzięki powieści Mszczuj po raz kolejny powracamy do uniwersum Kwiatu Paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk, by obcować (czasem nawet dosłownie) ze słowiańskimi bogami, ze szczególnym uwzględnieniem enigmatycznego, zawsze coś knującego i skłonnego do swawoli Swarożyca.
Większość cyklu stanowiły opowieści o Gosławie, uczącej się na szeptuchę u Baby Jagi (tak naprawdę Jarogniewy) i wdającej się w romans z Mieszkiem (zbieżność imion zdecydowanie nieprzypadkowa). Osobiście jednak wolę drugą część cyklu, opowiadającą o młodych, niesfornych latach szeptuchowania Jarogniewy, która nie boi się walczyć z upiorami, a i z charakteru jest znacznie bardziej harda i zadziorna niż dosyć spolegliwa i kochliwa Gosia. Jej skomplikowana relacja ze Swarożycem, którą można by nazwać relacją love-hate, a także złożony związek z nieporadnym młodym kapłanem Mszczujem wydają się pełne rumieńców i spokojnie wystarczyłyby na wielką epopeję, godną 47 tomów Sagi o Ludziach Lodu Margit Sandemo. Wspomnijmy tylko, że w poprzedniej części Gniewa główna bohaterka musiała powściągnąć zakusy strasznej – zarówno z wyglądu, jak i z charakteru – byłej (nie w jej oczach) narzeczonej Mszczuja oraz jego snobistycznych rodziców. Przy okazji Jaga zmagała się z ciekawym przypadkiem dziewoi, która za namową rodziny pośmiertnie stała się Dziewanną. Nie wiedziała, że co roku będzie czekała na nią okrutna śmierć i przemiana w Marzannę. Nic dziwnego, że mogło ją to wyprowadzić z równowagi i zagrozić światu, a przynajmniej osadzie Bieliny, w której mieszka Jaga. Tak się składa, że szeptucha zawsze natyka się na jakieś nadprzyrodzone problemy i spokojnie mogłaby powtarzać za Chandlerem, że „kłopoty to moja specjalność”.
W Mszczuju nie mogło być inaczej. I choć sam Mszczuj pęta się po opowieści, jak zwykle nieco za bardzo rozmemłany i na zmianę zbyt idealistyczny lub zbyt zdroworozsądkowy, główną postacią opowieści pozostaje Jaga. Tym razem los (lub, jak chciałoby się napisać, słowiańska Dola) zetknie ją z intruzem z Syberii, bardzo mroźnym i raczej nieprzyjaznym Dziadem Mrozem, który być może z wyglądu przypomina nieco św. Mikołaja z reklamy Coca-coli, ale charakter ma raczej wredny. Co gorsza, prócz Dziada (zdecydowanie nie Dziadka) Mroza i jego świty z kniei wychylają się inne potwory na czele z leleniem – krwiożerczym i gadatliwym jeleniem wielkości sporego łosia. Łatwo nie będzie. Będzie za to bardzo zimno, bo wszystkie opisy momentów, w których Jaga marznie, naprawdę wywołują gęsią skórkę i ochotę, by zawinąć się w ciepły koc z dwoma parami wełnianych skarpet na stopach, popijając rozgrzewającą nalewkę z czarnego bzu (przepis zapobiegliwie dołączony do książki). Albo przywołać Swarożyca, który rozgrzałby nas w inny sposób. Oczywiście, gdyby się zjawił, bo z tym bywa różnie – bogowie bywają kapryśni.
Znakomitym bonusem do Mszczuja jest umieszczone pod koniec opowiadanie Czterej bracia, doskonale komponujące się z fabułą powieści, w której wspomniani bracia się pojawiają, i to w niezbyt chwalebny sposób. Opowiadanie sprawi, że już zawsze będziemy pamiętać, by nie wchodzić w drogę szeptusze, która mogłaby zechcieć się na nas zemścić. A tak się składa, że pod ręką ma mikstury niemal na każdą okazję.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat