Nikt nie chce umrzeć w samotności
Druga odsłona Zemsty Emily Thorne w sezonie 2012/13 była totalnym nieporozumieniem. Okazuje się jednak, że drastyczne ruchy na najwyższych szczeblach producenckich mogą pomóc, bowiem w trzeciej serii produkcja ABC intryguje tak, jak dwa lata temu.
Druga odsłona Zemsty Emily Thorne w sezonie 2012/13 była totalnym nieporozumieniem. Okazuje się jednak, że drastyczne ruchy na najwyższych szczeblach producenckich mogą pomóc, bowiem w trzeciej serii produkcja ABC intryguje tak, jak dwa lata temu.
Z końcem drugiego sezonu Zemsty zarzekałem się, że już nigdy do tego serialu nie wrócę. Scenarzyści totalnie zmarnowali potencjał produkcji, wprowadzając mnóstwo idiotycznych wątków i sprawiając, że moje uwielbienie wobec głównej bohaterki zupełnie wyparowało. Na szczęście nie tylko ja miałem takie odczucia. Widziała to też stacja ABC; czuli to producenci na czele z Mikiem Kelleyem - twórcą serialu - który postanowił odejść z ekipy, zdając sobie sprawę, że brakuje mu kreatywnych pomysłów na rozwój. Obecnie głównym dyrygentem jest Sunil Nayar, który wydaje się być właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Już w wywiadach przed rozpoczęciem trzeciej serii Nayar wspominał, że scenarzyści kompletnie pogubili się w opowiadanej w drugim sezonie historii, a tworzona w całości pod jego nadzorem trzecia seria będzie inna. Miał rację. To Zemsta, którą chce się oglądać.
W pierwszym sezonie produkcja stacji ABC miała mnóstwo mocnych momentów. Główna bohaterka bezkompromisowo rozprawiała się z sojusznikami Greysonów, systematycznie eliminując ich z otoczenia. W pierwszej chwili można nawet było odnieść wrażenie, że trzecia seria powraca do sprawdzonego schematu. Tymczasem wątek księdza, zapoczątkowany w drugim epizodzie, w udany sposób kontynuowano również w trzecim, pt. "Confession". Emily wzięła sobie za cel Conrada i w bezwzględny sposób manipuluje jego życiem, doprowadzając do całkowitego upadku. Jak się okazuje, nawet w jej niecnym planie są rzeczy, których przewidzieć się nie da, co mogliśmy zauważyć w końcówce odcinka, dodatkowo podkręconej klimatyczną muzyką Mr Ms pt. "Bones". Nie wiem, czy Sunil Nayar otrzymał zakulisowe polecenie od ABC, by Zemsta panny Thorne zakończyła się na trzecim sezonie. Póki co wszystko na to wskazuje, bo fabuła rozwija się szybko i dąży w jasno określonym kierunku.
[video-browser playlist="634451" suggest=""]
Czasem irytuję się, gdy scenarzyści prostym ruchem są w stanie sprawić, że w jednej scenie bohatera jestem w stanie znienawidzić, by w kolejnej na nowo go uwielbiać. Tak też było z Aidenem. Jego powrót był zaskakujący, ale odbierałem go jako zupełnie niepotrzebny dla rozwoju fabuły. Tymczasem okazało się, ze wszystko kolejny raz zostało świetnie ukartowane przez główną bohaterkę, ale jednocześnie przyszła mi na myśl scena rozpoczynająca sezon. Emily znów stąpa po cienkim lodzie, który bywa kruchy i łatwo jest się utopić. Revenge w trzecim sezonie wymieniła drażniącą brytyjską gęś na francuską. Margaux być może nie irytuje tak bardzo jak Ashley, ale jej intencje od samego początku nie były jasne, a nagłe zaprzyjaźnienie się z Jackiem można uznać za co najmniej podejrzane. Rozczarowuje postać Patricka granego przez Justina Hartleya. O ile w pierwszych odcinkach jego obecność dało się zrozumieć, tak teraz robi za tło dla nudnego wątku Nolana.
Nowe twarze w obsadzie produkcji ABC będą miały jeszcze trochę czasu poważniej zamieszać w fabule i w żadnym wypadku nie przesłaniają całościowej oceny początkowych odcinków trzeciego sezonu Zemsty. Emily Thorne, mimo że zmieniła kolor włosów, jest nadal bohaterką, którą uwielbiam - i mam nadzieję, że już nic nie przesłoni jasnego celu, jaki sobie obrała, czyli likwidacji rodziny Graysonów. Nie ma na co czekać. Trzeba to skończyć w trzeciej serii. Raz na zawsze.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat