Outcast: Opętanie: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Ostatnio twórcy Outcast: Opętanie spowolnili i tak nie za szybką akcję, rozwijając fabułę w mniej lub bardziej oczywistych kierunkach. Wydawało się, że będzie to tylko chwilowe, lecz nowy odcinek cierpi na podobną przypadłość.
Ostatnio twórcy Outcast: Opętanie spowolnili i tak nie za szybką akcję, rozwijając fabułę w mniej lub bardziej oczywistych kierunkach. Wydawało się, że będzie to tylko chwilowe, lecz nowy odcinek cierpi na podobną przypadłość.
Znów powraca kwestia wielebnego Andersona, co już się robi trochę nudne. Jego wątek sprawia wrażenie rozwleczonego. Zamiast wreszcie ruszyć do walki ze złem, mężczyzna popełnia następne błędy, otwarcie wypowiadając antagoniście wojnę i ośmieszając się przed publiką. Jedynie Kyle rozumie, że należy postępować rozsądnie, lecz trzeba czekać ponad pół godziny, aby uświadomił to Andersonowi. Zresztą nie możemy być nawet pewni tego, czy dotarła do niego idea planowania dalszych kroków, czy może nadal będzie ulegał emocjom. W tej postaci zaczyna irytować też jej maniera – wypowiedzi nieustannie opiera na wierze w Pana i obecności w mieście knującego Szatana, mimo że tym sposobem nie jest w stanie przekonać innych ludzi do swojej misji.
Outcast: Opętanie wciąż cechuje się mrocznym klimatem, który czuje się nawet w scenach seksu – przyciemnione pomieszczenia i niepokojąca muzyka świetnie działają na widza. Tylko że coraz bardziej szwankuje w tym wszystkim zło. Brakuje konkretnego przeciwnika, którego można byłoby naprawdę się bać. Sidney, przywódca demonów, powoli przestaje budzić lęk i respekt pomimo makabrycznego znaku, jaki pozostawił wielebnemu na ciele. Co gorsza, opętani zaczynają wyskakiwać jak grzyby po deszczu i na razie nic z tego nie wynika. Bohaterowie raz się takim przypadkiem zajmą, raz nie. Nie wiadomo, do czego ma to zmierzać – i nie wygląda to na jedną z tajemnic, lecz bardziej na przeciąganie fabuły. Dobrze byłoby, gdyby szybko nastąpił w niej przełom.
Niestety Mark Holter nie przemyślał swojego zachowania i atak na dawnego oprawcę żony był wyłącznie efektem emocji. Tym samym szykuje się sprawa, w efekcie której prawdopodobnie straci pracę i pójdzie do więzienia. Można być nieco rozczarowanym takim rozwojem akcji, zwłaszcza jeśli liczyło się na zaskoczenia. Wątek został poprowadzony w przewidywalny sposób, a wniesienie oskarżenia było jasnym zagraniem – łatwe rozwiązanie w postaci przyjęcia pieniędzy i zostawienia rodziny Megan w spokoju nie wchodziło w grę. Rozczarowuje też kwestia przyjaciela szeryfa podejrzanego o nieokreślone na razie zbrodnie – bo chyba musi chodzić o coś więcej niż okaleczanie zwierząt. Niewiele uzyskaliśmy poza sprawdzeniem, czy jest opętany. Poza tym niewykluczone, że radar, czyli dotyk Kyle'a, nie działa na wszystkich kontrolowanych przez demony.
Trochę czasu poświęcono również rodzinie Barnesa, aczkolwiek i tu brakuje konkretnych wydarzeń. Zostawienie dziecka Kyle'owi było zaskakujące, ale cała reszta już nie bardzo. Niemniej można docenić atmosferę biorącą się z powracających wspomnień Allison czy rysunków jej córki. Duże znaczenie dla odcinka miała także rocznica związana ze śmiercią ludzi w kopalni, ale to wydarzenie zostało w niewielkim stopniu zarysowane w retrospekcjach. Dostaliśmy jedynie kolejnego opętanego (prawdopodobnie nieżyjącego) i aż chce się spytać – co z tego?
Outcast utknął w jednym miejscu. Chociaż na ekranie coś się dzieje, a wątki są rozwijane, to nie da się ukryć, że tempo akcji jest powolne i zarazem dość przewidywalne. Dopóki się to nie zmieni, odcinki będzie się oglądało z najwyżej umiarkowanym zainteresowaniem. The Damage Done tego doskonały przykład – montaż, reżyseria i muzyka są dobre, ale historia zawodzi.
Poznaj recenzenta
Krzysztof LewandowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat