Zazwyczaj kiedy produkcji się bardzo dobrze wiedzie to istnieje przypuszczenie, że dalej nie może być lepiej i musi przyjść spadek formy. W tym jednak przypadku ta teoria nie ma zastosowania. Z każdym kolejnym odcinkiem serial się rozkręca, fabuła rozrasta, a serialowa mitologia wydaje się po prostu jednocześnie coraz bardziej skomplikowana i odpowiednio przygotowana. Nie wiem, skąd Julia Plec i Kevin Williamson biorą kolejne pomysły, ale zdaje się, że wciąż ich mają wiele w zanadrzu i asa za asem wyjmą z rękawa, a każdy z nich jest oryginalny i wyjątkowy.
"The End Of The Affair" zachwycał przede wszystkim pod względem fabuły i mitologii. Ten sezon ma być o pierwotnych i w tym odcinku dużo się na ten temat dowiedzieliśmy. Kluczem do osiągnięcia tego sukcesu były tak bardzo lubiane przez widzów retrospekcje. Z nich dowiadujemy się o powiązania Nicka z Stefanem, rodzinie pierwotnych, czasach rozpruwacza i wszelkich koneksjach zachodzących pomiędzy tymi wątkami. Te natomiast są najwyższej jakości. Wszystko uzupełnia się w sposób płynny, dzięki czemu widz ma wrażenie, że to wciąż jedna i ta sama historia. Drugim niezwykle ciekawym elementem jest przedstawienie owych retrospekcji w latach 20. i stylizacja, która pozwala odzwierciedlić tamten okres. Jest to doskonałe uzupełnienie podróży czasowych. A sama stylizacja to luźne, a zarazem jakże miłe oderwanie od głównego wątku.
[image-browser playlist="607727" suggest=""]
©2011 The CW Television Network
Nie trzeba chyba dodawać, że pierwsze skrzypce tutaj grali Stefa z Klausem. Po raz kolejny zresztą imponuje ten drugi. Mimo lekkiego zachwiana emocjonalnego w zeszłym tygodniu widać, że postać się już otrząsnęła z szoku i ma kolejny plan. Jednak chyba najciekawszą cechą tej postaci jest tajemniczość. Nigdy do końca nie wiemy jakie pobudki nim kierują czy jakie ma zamiary. Tutaj w szczególności frapuje nas tekst: "jak skończę ze Stefanem, to nie będzie chciał wracać". Co miał na myśli to mówiąc? Klaus to nadal człowiek zagadka, który rozsiewa wokoło siebie złowrogą aurę, która przyciąga z niesamowitą mocą. A z minuty na minutę może pokazać nową twarz. To w nim uwielbiam.
Drugi duet to oczywiście Elena z Damonem. Może sama pani Gilbert znowu nie porwała, ale pojawienie się jej ponowne w roli Catherine to uczta dla oczu i uszu. Nina Dobrev grająca złą wampirzycę zyskuje na wyrazistości. Nie jest wyblakła, wręcz przeciwnie, zaznacza zawsze i wszędzie swoją obecność. Oby więc częściej młoda Bułgarka mogła się wcielać w tą drugą postać. Natomiast Damon uroczy jak zawsze. Błyszczy stylem bycia i ciętymi ripostami. Do tego nutka nonszalancji. Przecież wszyscy to uwielbiamy. Czyż nie? Wszelkie jego sceny z Klausem to kunszt najwyższej jakości. Jednocześnie jest to kwintesencja obu bohaterów, których uwielbiam i chcę jak najczęściej podziwiać na ekranie. Sceny z Eleną wypadły dość blado w tym odcinku, jednakże młoda dziewczyna miała jedną okazję do wykazania. Właściwie dwie. Były to rozmowy z młodszym z braci Salvatore, które wreszcie płoną uczuciami.
[image-browser playlist="607728" suggest=""]
©2011 The CW Television Network
Byli przecież jeszcze Caroline i Tyler. Tu może tylko dwa słowa. Miłość i namiętność – one chyba najlepiej określą to, co można było ujrzeć pomiędzy tą dwójką. Również nie zabrakło zrozumienia i odrobiny dowcipu, które w idealny sposób wzbogacały sceny z udziałem tych bohaterów. Są obecnie moimi faworytami do trwałej i ciekawej relacji, która sporo już przeszła i ma jeszcze więcej do zaoferowania.
Po raz kolejny twórcy zaskakują i wciągają nas w znany, a zarazem nieznany świat. Jego odkrywanie wciąż jest ciekawe. Może to lekka przesada, ale trudno się doczekać dalszej historii i kolejnych minut ze Stefanem, Damonem, Eleną, Klausem i całą resztą ekipy Pamiętników wampirów.
Ocena: 9+/10