Paradise PD: sezon 1 – recenzja
Serial animowany Paradise PD o policjantach z miasteczka Paradise to jedna z najzabawniejszych rzeczy, jakie widziałem od dawna. Niemniej zanim zaczniesz to oglądać, muszę Cię przed czymś przestrzec.
Serial animowany Paradise PD o policjantach z miasteczka Paradise to jedna z najzabawniejszych rzeczy, jakie widziałem od dawna. Niemniej zanim zaczniesz to oglądać, muszę Cię przed czymś przestrzec.
Komików, tak jak raperów, zazwyczaj rozlicza się z przekazu. Nie wystarczy, że jesteś zabawny albo że masz dobre flow i szyjesz błyskotliwe rymy, to co robisz, ma nieść przekaz. Z kreskówkami dla dorosłych jest podobnie. Śmiech bez przekazu staje się pustym rechotem.
Czym jest ten przekaz? Jeżeli przemycanymi moralitetami i zakamuflowaną propagandą, to ja już wolę rechot. Jeżeli przekazem jest ładunek emocjonalny danego dzieła, wartość, którą możemy wynieść z czyjegoś rapu, komedii czy czegokolwiek innego, trudno coś takiego przecenić. W takim wydaniu, przekaz praktycznie stanowi jakość całego doświadczenia, oddziela popkulturowe ziarno od plew. Dziesięć odcinków Paradise P.D. sprawiło mi wiele radości, ale kompletnie nic z nich nie wyniosłem. Przekazu tam nie uświadczysz, ale czy to cokolwiek ujmuje temu serialowi?
Jeżeli koniecznie dopatrywać się w Paradise PD jakiejś myśli przewodniej, przychodzi mi do głowy jedna kwestia: przekroczenie poprzeczki i zapewnienie odbiorcom doświadczenia bezpruderyjnego i bezpardonowego. Wydawać by się mogło, że w komedii nie ostało się już żadne tabu. Jeżeli istnieje coś, czego nie zrobili Simpsonowie, w międzyczasie powstało tyle kreskówek, że każda możliwa świętość zdążyła zostać wyśmiana do cna i już nic współczesnego odbiorcy nie zszokuje. Producenci Paradise PD wzięli to sobie do serca i za punkt honoru uznali udowodnienie, że można bardziej, mocniej i więcej.
Roger Black i Waco O’Guin to duet twórców, których możecie kojarzyć z kreskówki Brickleberry o drużynie leśników i gadającym zwierzaku. Już w niej twórcy ujawnili swoje poczucie humoru, czarnego i wulgarnego. Nie wszyscy ten ich humor podłapali. Seria generalnie nie spodobała się krytykom i zakończyła się po trzech sezonach. Niemniej zaskarbiła sobie grono sympatyków, do których jak najbardziej się zaliczam. Wydaje się, że Paradise PD rozgrywa się w tym samym świecie przedstawionym co Brickleberry — serial ma podobną kreskę i jest spójny, jeśli chodzi o typ humoru. Podobieństwo dotyczy nawet obsady głównych postaci. Zamiast gadającego misia socjopaty, mamy gadającego psa ćpuna. Najważniejszego leśniczego, wąsatego choleryka, zastąpił komendant, niemniej wąsaty i niemniej znerwicowany. Zresztą w pewnym momencie któraś z postaci odnosi się do tej wtórności. Serial nie kryje się ze swoją tożsamością duchowego spadkobiercy wcześniejszej produkcji tych samych twórców. Całe szczęście, policjanci z Paradise wychodzą z podobnych szablonów, ale Black i O’Guin poszli z nimi w inną stronę. Każda postać wychodzi z prostego, czytelnego archetypu i z czasem jej odbiór nieco się gmatwa. Dowiadujemy się o nich nowych rzeczy, a tok wydarzeń, w którym uczestniczą, odkrywa ich nieznane oblicze.
Nowa kreskówka od Blacka i O’Guina przebija to, co mogliśmy zobaczyć w parku narodowym Brickleberry. Serial otwiera scena, w której dzieciak przyłapuje swoich rodziców na seksie i odstrzeliwuje ojcu jądra. Potem jest już tylko mocniej, ale cokolwiek zdradzę, zepsuję niespodziankę. Na Netfliksie, obok klasyfikacji wiekowej, wyświetlają się ostrzeżenia o treściach zawartych w danym programie. W przypadku Paradise PD ta adnotacja przypomina przepastną litanię. Wymieniono wulgarny język (sprawdziłem polski dubbing, jest naprawdę soczysty!), seks (w każdej możliwej konfiguracji), obrazową przemoc (flaki, latające kończyny) i narkotyki (konsumowane w ilościach przemysłowych). Nie wymieniono całej reszty, przed którą lojalnie przestrzegam. Jeżeli to, co mówię, Cię przyciąga i lubisz ostry humor, Paradise będzie dla ciebie rajem i z policjantami spędzisz świetny czas. W przeciwnym wypadku się odbijesz.
Na szczęście nie muszę być obiektywny i prezentuję swoją opinię. Według mnie serial jest świetny. Żarty są celne, różnorodne i padają z intensywnością karabinu maszynowego. Dawno żaden serial tak mnie nie rozbroił. Śmiałem się do rozpuku, z lekkimi wyrzutami sumienia, bo to humor bezpretensjonalny i prymitywny. Ale co ja poradzę, że to jest mój humor? Moim absolutnym faworytem jest Delbert. Problem w tym, że postać jest tylko „reskinem” BoDeana Lynna z Bruckleberry. To mój główny zarzut co do Paradise PD — z tej swojej powtarzalności względem przygód leśników robi samoświadomy żart, ale jednak gubi przez to własną tożsamość. Muszę natomiast pochwalić, że odcinki spaja rozgrywająca się przez cały sezon, kryminalna intryga. Czasami traci ona tempo, ustępując mniejszym sprawom, ale trudno mi to uznać za zarzut. Ostatnie sezony South Parku dużo traciły, koncentrując się ja jednym wątku. Rozwiązanie głównej zagadki Paradise PD daje radę! Nie dość, że zaskakuje, to radykalnie zmienia status quo na kolejny sezon. Pozostaje mi zacierać ręce na drugi sezon i liczyć, że ten powstanie. Przekaz - srekaz. Ja się chcę pośmiać z wulgarnych żartów i patrzeć na latające kończyny.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dominik ŁowickiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat