Quantico: sezon 1, odcinek 16 – recenzja
Po świątecznej przerwie Quantico stało się serialem ciekawszym, który naprawdę ogląda się miło. Widać wiele niedociągnięć, błędów i niedopracowań, ale jest lepiej.
Po świątecznej przerwie Quantico stało się serialem ciekawszym, który naprawdę ogląda się miło. Widać wiele niedociągnięć, błędów i niedopracowań, ale jest lepiej.
Wydaje się, że najciekawszym elementem Quantico są tym razem sceny ze szkolenia. Twórcy zepchnęli wszelkie obyczajowe i romantyczne wątki na drugi plan, zwiększając znaczenie lekcji, jakie dostają bohaterowie. W kilku poprzednich odcinkach to tutaj działo się najwięcej i choć teraz jest spokojniej, nadal jest interesująco. Ćwiczenia z aresztowaniem bandytów oraz symulacja porwania samolotu to dwa dobrze prowadzone elementy, które są w stanie zaangażować widza. Nie ma w tym nic wyjątkowego, emocjonującego czy zaskakującego, ale ogląda się to lekko, przyjemnie i z zainteresowaniem.
Problemem początku sezonu Quantico były wszechobecne romanse i wątki obyczajowe. Swego czasu można było odnieść wrażenie, że serial ten jest operą mydlaną, a szkolenie na agentów FBI i historia kryminalna to zaledwie marne dodatki. Było tego po prostu za dużo. Twórcy naprawdę wyciągnęli wnioski, bo ten element został wyraźnie stonowany. Nie jest już tak nachalnie i nie ma się wrażenia, że te wątki mają priorytet w opowieści. Oczywiście nadal tutaj są - relacja Caleba z Shelby jest tego najlepszym dowodem, tyle tylko, że jest ona troszkę inaczej prowadzona, dzięki czemu nie razi i można ją zaakceptować. Interesująco zapowiada się wątek z sektą, w której był Caleb. Dzięki niemu lepiej poznamy nowego współlokatora bohatera i być może twórcy zaoferują trochę napięcia oraz emocji urozmaicających fabułę. Najsłabiej w tym wszystkim wygląda relacja Alex z Drew. Z jednej strony jest lepsza niż ta z Ryanem, która przypominała nędzną imitację licealnego zauroczenia, ale nadal czegoś tutaj brakuje. Oby tylko scenarzyści nie zbliżyli ich do siebie zbyt szybko, bo może to nie wyjść za dobrze.
Intryga w teraźniejszości nabiera rumieńców, a otoczka tajemnicy naprawdę jest w stanie zaciekawić. Współpraca Alex z Hanną dobrze się rozwija. Te kobiety tworzą niezły duet, który może się podobać. Problem mam z tym, jak rozegrano sprawę domniemanego zamachu. Rozwiązanie wydaje się trochę zbyt banalne i za szybko wykluczające Hannę z rozgrywki. Niby jej decyzja o strzale w powietrze wydawała się słuszna, ale jednocześnie tutaj coś zgrzyta, bo tak doświadczona osoba nie powinna była znaleźć się tak daleko od pani senator i podejmować tak pochopnych decyzji. W tym wszystkim Ryan irytuje swoim zachowaniem w stosunku do Alex. Jeśli jedynym pomysłem na tę postać jest stworzenie nowego wroga dla bohaterki, to nie wygląda to obiecująco.
Fabuła rozwija się powoli i pierwszy trop z tego odcinka może być obietnicą większych emocji w kolejnych. Na razie tak naprawdę trudno powiedzieć, w jakim kierunku to się rozwinie, bo nawet nie ma podejrzanych. Udaje się jednak twórcom Quantico wzbudzić większe zainteresowanie niż w dość przeciętnym wątku pogoni z Alex z pierwszej połowy sezonu. Jest to drobna poprawa, ale wartościowa, bo Quantico powoli staje się serialem w stylu guilty pleasure, czyli nie jest to wysoka jakość, ale ogląda się przyjemnie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat