Quantico: sezon 1, odcinek 17 – recenzja
Ostatnie odcinki Quantico pomimo wyraźnych niedopracowań i dziwacznych decyzji wynikających z obranej konwencji oglądało się przyjemnie. Siedemnasty niestety powraca do klimatu rodem z telenoweli wymieszanej z absurdami.
Ostatnie odcinki Quantico pomimo wyraźnych niedopracowań i dziwacznych decyzji wynikających z obranej konwencji oglądało się przyjemnie. Siedemnasty niestety powraca do klimatu rodem z telenoweli wymieszanej z absurdami.
Sceny podczas szkolenia w Quantico nadal wydają się najciekawsze. Pomysły na kolejne próby stawiane przed bohaterami mogą się podobać i dobrze napędzają akcję. W tym przypadku obserwujemy zadanie nielegalnego przebycia granicy i naprawdę przez większość czasu ogląda się to z zainteresowaniem, lekkością i przyjemną nutką humoru. Szczególnie dobrze wypada wątek Rainy i Nimy, które choć w przewidywalny sposób, to całkiem sprawnie trzymały tę historię na dobrej drodze.
W ostatnich odcinkach wątki romantyczne stały gdzieś w tle i intryga odgrywała pierwsze skrzypce. Tutaj jest inaczej. Twórcy powracają do konceptu, który tak bardzo źle działał w pierwszej połowie sezonu, dlatego też strasznie ogląda się relację Alex z Drew w momencie, gdy pojawia się ponownie Ryan. Naprawdę... trójkąt miłosny w tak słabym stylu to ostatnia rzecz, jakiej ten serial potrzebował. To po prostu jest aż boleśnie przewidywalne, że koniec końców Alex i Drew będą razem, bo twórcy nawet przez chwilę nie starają się grać tą relacją odrobinę subtelnie. Dają widzom łopatologiczne znaki, przypominając, że to jest dla nich priorytet. Szkoda, że nie mają pomysłu na to, jak fajnie to pokazać, by wywołać emocje i zainteresowanie, a nie zniesmaczenie przez ponowne zboczenie w tę stronę.
Zresztą tak samo nieciekawie jest z Shelby i Calebem. Powrót rodziców Shelby to karta wyjęta z talii scenarzystów opery mydlanej, która tutaj nie przekonuje i wydaje się nie na miejscu. Argumenty rodziców i bardzo jasno ukazane oszustwo rzucają się w oczy momentalnie. Takim sposobem zamiast dostać wątek, który miałby sens dla fabuły, stworzono historię, która być może ma jakiś wpływ na rozwój bohaterki, ale jednocześnie wydaje się wciśnięta na siłę. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę cliffhanger z Shelby, trudno nie połączyć tych faktów. Czyżby jakoś to wydarzenie miało na to wpływ? Być może twórcy będą starać się to w taki sposób łączyć, ale jeśli tak się stanie, będzie to trochę absurdalny przykład braku konsekwencji - w pierwszej połowie sezonu nie było czuć jakiegokolwiek wpływu rodziców na Shelby, więc jej ewentualna przemiana w złą terrorystkę nie może po prostu mieć tego związku. Niestety na razie wygląda to tak, jakby scenarzyści zaczęli gubić się we własnych pomysłach.
Jedynym plusem wątku teraźniejszego jest w końcu powiązanie go z nowymi członkami klasy z Quantico, którzy przecież przez pół sezonu nie byli obecni w tej części historii, bo twórcy pewnie nie wiedzieli jeszcze, że coś takiego pokażą. Niestety poza tym wszystko tutaj leży, szczególnie pomysł na odbicie więźnia z rąk CIA. Fakt, że agenci CIA muszą uwierzyć na słowo dwójce obcych ludzi, iż są tymi, którzy byli zapowiedziani, i nie wiedzą, jak oni wyglądają, to totalne nieporozumienie. Jeśli twórcy chcą naginać wątki do swoich potrzeb w sposób tak niedorzeczny, to nie widzę nadziei dla tego serialu. Wszystko, co odbywa się potem, nie ma znaczenia, bo jest efektem głupoty, która nie powinna mieć miejsca.
Jest to trochę dziwaczna sytuacja, bo Quantico to serial z fajnym potencjałem, konceptem i pomysłem, tylko jego realizacja i oparcie na złych akcentach kładzie wszystko, co mógłby zrobić dobrze. Ogląda się go z coraz większym trudem, gdyż scenarzyści nie traktują widzów poważnie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat