Quantico: sezon 1, odcinek 20 – recenzja
Quantico miało przez chwilę dobry pomysł w tym odcinku, który został totalnie zmarnowany, gdy ujawniono, kto jest tajemniczym głosem.
Quantico miało przez chwilę dobry pomysł w tym odcinku, który został totalnie zmarnowany, gdy ujawniono, kto jest tajemniczym głosem.
Część retrospekcji z Quantico działa dobrze i jest w stanie przykuć uwagę. Szczególnie pierwsze etapy pracy z prawdziwymi agentami i śledztwo z udziałem Alex. Nawet wyczyny bliźniaczek, choć sztampowe i przewidywalne, wypadają sensownie. Wszystko się psuje, gdy istota treningu znów staje się tłem dla obyczajowych dyrdymałów, które po raz kolejny stoją na najniższym poziomie. Kwestia błędu bliźniaczki, Alex interesująca się przeszłością Bootha i najgorszy motyw ze wszystkich - znów płacząca Shelby i jej dramat z Calebem. Powrót opery mydlanej w najgorszej formie. Nudne, mdłe, mało wiarygodne i strasznie niepotrzebne. Zero emocji.
W 20. odcinku widać jeden dobry pomysł - zrzucenie podejrzeń na Bootha, który miałby być tym wielkim złym terrorystą. Retrospekcje i teraźniejszość wyraźnie wskazują, że coś jest na rzeczy. Jest ciekawie, a nawet w tym wszystkim pojawiają się emocje i zaskoczenie. To właśnie droga, którą scenarzyści powinni byli pójść, bo jest niespodziewana i intrygująca, biorąc pod uwagę całą relację Alex z Boothem. Patrząc na przekrój całego odcinka, to dzięki temu wypada on lepiej od wielu poprzednich. Taki obrót sprawy potrafi zainteresować w obu płaszczyznach czasowych. Wszelkie podawane argumenty brzmią sensownie, a emocje bohaterów wydają się wiarygodne.
Twórcy szybko marnują dobry pomysł, idąc w oczywistość i okropną przewidywalność. To, że tak naprawdę Drew stoi za tym wszystkim, można było wywnioskować kilka odcinków temu, gdy zrezygnował z Quantico po zdradzie Alex. Twórcy zamiast zaskoczyć, pokazać coś nietuzinkowego, poszli po linii najmniejszego oporu. Mdła oczywistość, która może jedynie wywołać obojętność. Najgorsze w tym wszystkim nie jest to, że Drew stoi za wszystkim, ale znane nam jego motywacje, które są godne opery mydlanej, a nie serialu aspirującego do miana poważnej rozrywki dla dorosłego widza.
Kłopot w tym wszystkim, że cała fabuła wraca do punktu wyjścia. Przez chwilę scenarzyści mieli nowy pomysł z samotną walką Alex z szantażującym ją terrorystą, a teraz znów mamy Alex podejrzewaną o najgorsze, która musi uciekać - tak jak w pierwszej połowie sezonu, acz tym razem jest to jeszcze mniej przekonujące i pozbawione głębszego sensu. Skoro już twórcy idą tropem opery mydlanej, pewnie zaraz wyjdzie, że tak naprawdę za tym wszystkim stoi Natalie, która tak naprawdę nie zginęła. A skoro rywalizowała z Alex o Bootha, to dobry powód do zostania terrorystką, prawda?
Smutne jest to, jak twórcy marnują fajny pomysł na serial tak nędzną realizacją. Z Quantico mogło być coś naprawdę fajnego.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat