Reacher: sezon 3, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja
Reacher to typowy akcyjniak, w którym oczywistości fabularne są na porządku dziennym. Pomimo rozmaitych wad trzeba przyznać, że diabelnie dobrze się to ogląda! Bo to solidna rozrywka. Czy finał dostarczył wrażeń i zniwelował największe problemy 3. sezonu?
Reacher to typowy akcyjniak, w którym oczywistości fabularne są na porządku dziennym. Pomimo rozmaitych wad trzeba przyznać, że diabelnie dobrze się to ogląda! Bo to solidna rozrywka. Czy finał dostarczył wrażeń i zniwelował największe problemy 3. sezonu?

Finał Reachera jest jak cały jego sezon: dość przewidywalny, więc twórcy nawet nie silili się na jakieś zaskoczenie, zbicie nas z tropu czy twist fabularny. Jednak wciąż dobrze się to ogląda. Dzięki charyzmie Alana Richtsona i charakterowi jego postaci przymykamy oko na wady. Abyśmy mogli wybaczyć błędy i oczywistości scenariusza, historia musi zachwycić nas akcją. Niestety w tym sezonie nie było jej zbyt wiele, więc to, co nie działało, było dostrzegalne. Finał przypomniał, dlaczego Reacher to niezła rozrywka.
Reacher kontra Paulie – cały sezon czekaliśmy na ten pojedynek. Po sztucznym i niepotrzebnym przeciąganiu fabuły w poprzednim odcinku postanowiono dostarczyć nam wrażeń. Walka olbrzymów nie rozczarowuje. Choreografia jest pomysłowa, czasem zaskakująca, z nieoczywistymi rozwiązaniami i ciosami. To niewątpliwy atut, bo na tym etapie łatwo było o rozczarowanie. Walka jest długa i prowadzona w dobrym rytmie. Odpowiednio wykorzystano rozmiary przeciwników i pomysły na to, jak Reacher może wygrać. Podjęto jednak pewną złą decyzję, która psuje wrażenie – mowa o momencie, w którym na kilka minut bohaterowie wpadają do morza. Kamera staje się chaotyczna, więc niewiele widać. Najgorsze, że twórcy szafują emocjami widzów, sugerując rozczarowujące zakończenie walki, by potem ją kontynuować. Tak się nie robi, bo starcia tracą przez to na płynności, emocjach i fabularnym znaczeniu. Gdy dochodzimy do niezłej kulminacji, nie działa ona tak dobrze, jak powinna.

Odcinek jest dynamiczny i efektowny – dostarcza wrażeń od początku do końca. Już od strzelaniny agentów ATF z ludźmi Quinna dzieje się dużo; pojawiają się jedynie krótkie momenty, w których możemy złapać oddech. To jest wielki atut finału Reachera, który spełnia obietnicę i serwuje świetną akcję w dużych dawkach. Jednak strzelaniny są zaledwie w porządku. Nie zostały one nakręcone tak, aby stworzyć iluzję zagrożenia. Szkoda, bo przecież na tym polega dobre kino akcji: wiemy, że głównemu bohaterowi nic się nie stanie, ale czujemy niepokój, bo stawka jest wysoka. Tego w Reacherze zabrakło, co troszkę obniża jakość prezentowanych wydarzeń. Widocznie reżyser i inni twórcy nie do końca świadomie korzystają z narzędzia fabularnego i emocjonalnego, jakim są sceny akcji.
A scenarzyści im nie pomagają – nie mówię już o wspomnianej przewidywalności, a o braku solidnych pomysłów na rozwój wydarzeń. Wbrew pozorom nawet kino akcji klasy B rozwija historię za pomocą scen walk i efektownych pościgów. W Reacherze mamy pojedynek z Paulie'em – i to jasny punkt programu, ale poza nim wszystko jest zaledwie solidne. To sprawia, że serial – choć dobrze się go ogląda – na tle prostych akcyjniaków wypada przeciętnie pod kątem opowiadania historii i mieszania ją ze scenami akcji. Coś nie zagrało. Zadanie Reachera jest banalne, a śledztwo mało angażujące. Poza tym w całym sezonie dostaliśmy niewiele scen akcji – gdy te pojawiają się w finale, to wcale nie porywają.

Pojedynek Paulie kontra Reacher daje satysfakcję, ale ten serial potrzebuje lepszych reżyserów, którzy wykorzystają jego potencjał. Nick Santora jest showrunnerem i scenarzystą, który porwał się na produkcję będącą ponad jego możliwości. Dobrze sobie radzi w proceduralach (gdy w każdym odcinku rozwiązywana jest inna sprawa kryminalna), ale gdy musi kreować świat akcji, bohaterów i ich relacje, a obok tego jeszcze serwować widzom akcję, to coś mu nie wychodzi. To znany problemem Reachera, ale uważam, że Alan Ritchson zasługuje na więcej.
Mimo dużej dawki akcji i (zaledwie) dobrej walki gigantów finał nie wzbudza większych emocji. To satysfakcjonujący koniec Quinna i... tyle. Możemy lecieć dalej i o wszystkim zapomnieć. Mam świadomość, że Reacher zawsze taki był, ale trzeci sezon jakoś mocniej mnie rozczarował. Fajna rozrywka, ale liczyłem na więcej.
Poznaj recenzenta
Adam Siennica



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1943, kończy 82 lat
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1979, kończy 46 lat

