Serial: „Dr House” – 7×23
W gorącym – nomen omen – sezonie finałów serialowych, nie sposób pominąć ostatni odcinek siódmego sezonu Dr. House'a. Serial pożegnał się z nami na kolejnych kilka miesięcy i zrobił to w sposób zapowiadający spore zmiany – zresztą jak na season finale przystało.
W gorącym – nomen omen – sezonie finałów serialowych, nie sposób pominąć ostatni odcinek siódmego sezonu Dr. House'a. Serial pożegnał się z nami na kolejnych kilka miesięcy i zrobił to w sposób zapowiadający spore zmiany – zresztą jak na season finale przystało.
Siódmy sezon powitał nas całkowicie nową rzeczywistością, taką, której rdzenni widzowie Dr. House'a obawiali się chyba od samego początku. Mamy oto bowiem naszego głównego bohatera oraz jego w końcu odnalezioną miłość. Romans i House, House i romans – te dwa słowa nigdy specjalnie nie współgrały. Scenarzyści jednak zadbali o to, aby wątek miłosny głównego bohatera potoczył się w zgodzie z dawną konwencją. Tak oto nie było wiele sielanki, a choć chwilowe szczęście spłynęło na Grega niczym deszcz na pustyni, to wkrótce nastało lato i z deszczu nie pozostało już nic. Związek House'a i Cuddy rozpadł się równie szybko, jak się rozpoczął i nie da się ukryć, że było to chyba dobre posunięcie. Posunięcie, które otworzyło scenarzystom pole do zabawy wątkiem, który wychodzi im chyba najlepiej – nieszczęściem House'a.
Efektem tych zabaw było kilka bardzo dobrych i wysoko ocenianych odcinków, lecz osobiście siódmy sezon uznałbym za dość średni, dłużący się oraz nierówny. Co nie do końca znaczy – słaby. Byłoby to dość krzywdzące określenie, które bierze się w głównej mierze z tego, że serial prezentujący przez długi czas bardzo wysoki poziom, musi kiedyś dotrzeć do punktu, w którym widzowie będą oceniać go coraz gorzej, niezależnie od tego, jak wypada w porównaniu do innych produkcji. A tu, moim zdaniem, Dr House wciąż prezentuje się bardzo dobrze.
[image-browser playlist="610734" suggest=""]
Po całym sezonie przychodzi w końcu czas na finał. Szumnie zapowiadany (jak zwykle) jako najbardziej oczekiwany, przynoszący najwięcej zmian i zaskakujących wydarzeń. A jak było naprawdę? Odcinek sam w sobie nie zachwycał. Wątek pacjenta był nieco naciągany, a najbardziej w nim chyba zapadanie widzom w pamięć głos aktorki odtwarzającej rolę pacjentki.
Na dobrą sprawę nie było w finale również wątków zespołu. Z wyjątkiem Tauba, ale i tutaj potraktowano sprawę bardzo pobłażliwie, poświęcając jej de facto jedną scenę. Scenę, którą - dodać można - wymyślono chyba naprędce, ale mimo swego niejako komicznego efektu, może także przynieść ciekawe rozwiązania w sezonie ósmym.
[image-browser playlist="610735" suggest=""]
Przede wszystkim jednak skupiono się na samym House'ie. W końcu uwydatniono jego rozterki, w końcu pokazano, jak przeżywa swoje problemy. Pokazano też naturalnie, jak sobie z nimi radzi... A jak sobie poradził – widzieliśmy (chyba...) już wszyscy. Oglądając kluczowe sceny nie mogłem odpędzić od siebie wrażenia, że to wszystko lekka przesada. Wydawało mi się, że scenarzyści troszkę nie poradzili sobie z wątkiem i wymyślili takiego właśnie irracjonalnego "kopa", żeby tylko poprowadzić fabułę do przodu.
I ciekaw jestem jak to zrobią, szczególnie w świetle zapowiadanego odejścia Listy Edelstein. Fakt faktem, chyba nawet taka Cuddy ma swoje granice i jej odejście z Princeton Plainboro po takim "wypadku" można byłoby racjonalnie przyjąć.
[image-browser playlist="610736" suggest=""]
Jakby nie było, na tle poprzednich finałów, koniec siódmego sezonu wypada dość blado, poza pozornymi i dość sztampowymi ucieczkami scenarzystów.
Warto jednak pamiętać, że czeka nas już tylko jeden, ostatni sezon serialu. Pozostaje mieć nadzieję, że ósma seria przyniesie nam tyle humoru, dramatu i szeroko pojętej sensacji, ile przynosiły nam poprzednie serie. Sporo ludzi poddaje się i twierdzi, że przestaje oglądać Dr. House'a. Ja się nie poddaję. Tak jak sam House, "idę naprzód", ale z niecierpliwością wyglądam kolejnych odcinków. Przepełnia mnie też dziwny optymizm, że kolejny finał sezonu tego serialu, będzie znacznie lepszy... A zresztą, nawet jeśli będzie jeszcze gorszy od tegorocznego, to nie martwmy się, po finale Zagubionych na niczym raczej się już i tak nie zawiedziemy.
Poznaj recenzenta
Andrzej Rogo┼ŤDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat