Star Wars: Rebelianci: sezon 4, odcinek 7 i 8 – recenzja
Kolejne odcinki Star Wars: Rebeliantów pokazują, że twórcy chcą zakończyć tę historię tam, gdzie ja rozpoczęli - na Lothal. Jest ciekawie, ale nie wszystko udaje się zrobić dobrze.
Kolejne odcinki Star Wars: Rebeliantów pokazują, że twórcy chcą zakończyć tę historię tam, gdzie ja rozpoczęli - na Lothal. Jest ciekawie, ale nie wszystko udaje się zrobić dobrze.
Mamy kontynuację historii osadzonej na Lothal, która rozpoczęła się dwa odcinki temu. Dzięki tej ciągłości zupełnie inaczej się ogląda ten sezon, bo widać, że twórcy mają jakiś określony pomysł i sumiennie go egzekwują. Zwłaszcza że w kolejnych dwóch odcinkach ta fabuła jest kontynuowana. To jest dobry ruch, który miejmy nadzieję nada odpowiedniej wagi zakończeniu serialu.
Bardzo zastanawia rozbicie tej fabuły na dwa wątki, gdzie jeden z nich skupia się na Herze odłączonej od grupy bohaterów. To daje do myślenia w kontekście finału, gdzie Lothal może być planetą skazaną na zagładę. W tych odcinkach pada hasło o protokole 13, którzy oznacza ewakuację całego imperialnego personelu z danej planety z jakichś przyczyn. Jako że wcześniej w kanonie pojawia się to przed zniszczeniem planety Jedha w Łotrze 1, daje to do myślenia. Niby nie pada nazwa owej planety, więc jedynie rozwój fabuły zmusza mnie do postawienie takiego wniosku. Nie zdziwiłbym się, jeśli Lothal zostanie zniszczone w ramach misternego planu admirała Thrawna, który miejmy nadzieję udowodni swoją wyższość. Taki rozdział pozwala pokazać znów Rebelię, jej wewnętrzne problemy i zapał Hery, która podobnie jak Jyn Erso namawia na walkę i odbicie bohaterów. Walkę, która wydaje się skazana na porażkę, by jeszcze bardziej pogłębić lęk Rebelii, jaki widzimy w filmie Łotr 1, którego wydarzenia dzieją się po tych ze Star Wars Rebels.
Wydarzenia na Lothal stają się ciekawe, gdy ponownie poruszony jest mistycyzm związany z wilkami z Lothal. To są sceny nasycone klimatem Gwiezdnych Wojen, gdzie baśń miesza się z rzeczywistością, tworząc wyjątkową mieszankę. Nie poznajemy jakichś określonych informacji i nowinek, ale czuć, że te wilki i rzeczy, jakie przekazują o Kananie, nie mogą być przypadkowe. Jest to podbudowa pod coś ważnego pod koniec sezonu i nie zdziwię się, jeśli dotyczy ona rychłej śmierci bohatera, zwłaszcza że twórcy w bardzo ciekawy sposób pogłębiają jego związek z Herą. Takie budowanie wątku romantycznego często jest wprowadzone po to, by widz sympatyzował, a potem jeszcze bardziej się emocjonował, gdy bohater być może się poświęci.
Trochę mieszane odczucia wywołuje pojawienia się Rukha. Pierwszy występ zabójcy rasy Noghri doskonale znanego ze starego kanonu Gwiezdnych Wojen nie zachwyca. Jakoś to wszystko w jego zachowaniu wydaje się spłycone, a znaczenie postaci nijakie.
Tak naprawdę to kwestie z 8. odcinka mogą być tym, co podzieli odbiorców tego serialu. Z jednej strony plus, że podwyższono znaczenie planety, która jest ważna. Z drugiej kwestia wykorzystania Trandoshan wywołuje mieszane odczucia. Po pierwsze, kapitan wielkiego pojazdu, który porywają bohaterowie, jest okropnie irytujące, infantylny i po prostu czuć, że absurdy z nim związane są w pełni skierowane do młodych odbiorców serialu. Po drugie, lepiej wygląda kwestia oszukania imperialnych oraz walka Zeba z dużym Trandoshanem. Tutaj przynajmniej podkreślone wojowniczość tej rasy i ten pojedynek może się podobać.
W tym wszystkim zastanawia mnie Thrawn. Postać jest świetna, charyzmatyczna i dobrze rozpisana. Taka, jaką pamiętam i jaką chcę oglądać. Jednak zapowiedź rychłego ataku na Lothal w celu zniszczenia fabryki wprowadza wiele wątpliwości. Twórcy ryzykują nie tylko zmarnowaniem jednej z najlepszych postaci czarnych charakterów w uniwersum Gwiezdnych Wojen, ale jeszcze mogą go spłycić, wymuszając w sposób banalny jego ewentualną porażkę. Te dwa odcinki wprowadzają tę niepewność i lęk. Mam nadzieję, że jednak wyjdą z tego obronną ręką i zaskoczą.
Koniec końców dobre odcinki z pomysłem i klimatycznymi momentami - 4. sezon rozkręca się i kieruje w jednym kierunku, zachowując spójność i ciągłość. Na razie jest nieźle, ale brak jeszcze wielkich emocji, które - mam nadzieję - jeszcze nadejdą.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat