Sukcesja: sezon 1, odcinek 1-7 – recenzja
Jeśli myślicie, że pieniądze łatwo dostaje się od bogatych rodziców, to jesteście w błędzie. Trzeba je sobie u nich wywalczyć. Tak przynajmniej jest w nowym serialu HBO Sukcesja.
Jeśli myślicie, że pieniądze łatwo dostaje się od bogatych rodziców, to jesteście w błędzie. Trzeba je sobie u nich wywalczyć. Tak przynajmniej jest w nowym serialu HBO Sukcesja.
Seriali o obrzydliwie bogatych rodzinach było już od groma. Większość z nich to produkcje z gatunku telenoweli. Co jakiś czas trafiają się perełki jak Trust czy Arrested Development (Bogaci bankruci). Do tego grona dołącza właśnie Sukcesja, serial opowiadający o rodzinie Royów, na czele której stoi Logan (Brian Cox). Ma on niedługo ustąpić miejsca w radzie nadzorczej swojej firmy Waystar Royco, oddając władzę w ręce swojego najstarszego syna Kendalla (Jeremy Strong). Niestety, w ostatnim momencie senior rodu zmienia zdanie, czym nie tylko wkurza Kendalla, ale także wszystkie pozostałe dzieci, które już zdążyły wirtualnie podzielić między sobą cały biznes. Knują więc, w jaki sposób można wysadzić ojca z biznesu. Nie będzie to jednak takie proste, ponieważ wszyscy inwestorzy są wpatrzeni w niego jak w obrazek. Młodszą generację postrzegają jako rozwydrzonych, rozpieszczonych i na niczym nieznających się nieudaczników. Gdyby nie rodowe nazwisko, nikt by się z nimi w biznesie nie liczył, ale by nie denerwować Logana Roya, są akceptowani. I tak zaczyna się wyścig o stołek ojca. Pretendentów jest tak naprawdę dwóch – Kendall i jego młodszy brat Roman (Kieran Culkin). Siostra Siobhan (Sarah Snook) wycofuje się z walki, bo nie pociąga jej kierowanie mediowym imperium ojca, ona woli raczej politykę. Natomiast Connor (Alan Ruck), syn z pierwszego małżeństwa, preferuje spokojne i ciche życie na swoim rancho. Przynajmniej na razie.
Sukcesja w bardzo trafny sposób portretuje współczesne więzy rodzinne bogaczy, które w dużej mierze opierają się na strachu, pustych pochlebstwach i chęci zarobienia dużych pieniędzy, bez względu na koszty. Jeśli trzeba przy tym wbić nóż w plecy ojcu, czy ośmieszyć publicznie własne dziecko, trudno. Pomimo ogromnej dawki czarnego humoru i ukazania w krzywym zwierciadle wszystkich bolączek amerykańskiego snu o potędze, ten serial ma niezmiernie poważny charakter. Obserwujemy tu korporacyjne gry, zbieranie głosów, by kogoś odwołać, obiecywanie różnego rodzaju przysług, by osiągnąć zamierzony cel. W tym świecie nie ma miejsca na przyjaźń, miłość, szacunek czy silne więzy rodzinne. Jeśli ktoś stoi nam na drodze, trzeba się go pozbyć. To niekończący się wyścig szczurów. Może właśnie dlatego ten serial ogląda się z taką ciekawością. Z góry wiemy, że usilne próby zdobycia władzy prędzej czy później wszystkim wyjdą bokiem. Tu nie będzie jednego zwycięzcy, który w blasku i chwale będzie się cieszył swoim imperium.
Bezapelacyjnie najsilniejszym punktem tej produkcji są świetnie wymyślone i napisane postaci. Gdy do tego dołożymy ciekawą obsadę, która nadaje swoim bohaterom jeszcze więcej autentyczności, mamy przepis na sukces. Jeśli mam być szczery, to pilot nie zapowiadał tak dobrej uczty. Akcja toczyła się mozolnie, a widz krok po kroku był wprowadzany w meandry biznesu Royów. Jednak im dalej w las, tym bardziej docenia się pieczołowitą pracę scenarzystów. Wsiąkamy w ten świat. Stajemy się cichym obserwatorem wydarzeń. Czasami można odnieść wrażenie, jakby się siedziało z bohaterami w jednym pokoju przy stole podczas zażartej dyskusji. Nie oszukujmy się jednak, Sukcesja drugą Game of Thrones czy Westworld nie będzie i nawet nie ma takich ambicji. To raczej produkcja pokroju Billions, mająca nam dostarczyć trochę intelektualnej rozrywki.
Warto zapoznać się z nią chociażby dla wspomnianej już obsady. Brian Cox jako głowa rodu Royów jest świetny. Gdy pojawia się na ekranie, budzi grozę i szacunek. Podobnie jak „Donald w Trust. Wystarczy raz na niego spojrzeć i wiemy, że z nim nie ma żartów. To poważny człowiek, który nieustannie myśli o tym, jaki ruch biznesowy powinien zrobić jako następny. Jego istnym przeciwieństwem jest młodszy syn Roman, czyli Kieran Culkin, który gra tu postrzelonego faceta przekonanego o swojej nieomylności, męskości i tym, że świat powinien leżeć u jego stóp. Jest najmądrzejszy w tłumie. Irytuje, ale nie da się go nie lubić. Culkin świetnie wczuł się w rolę.
Zaintrygował mnie również Matthew Macfadyen, którego ostatnio oglądałem w Ripper Street w roli szlachetnego Inspektora Edmunda Reida. Tu gra taką typową korporacyjną mendę. Tym, którzy są wyżej od niego, wchodzi w tyłek i udaje człowieka dobrze wychowanego, a tych pod sobą gnębi, wyrzucając z siebie wszystkie frustracje. Dwulicowy człowiek. Nie widziałem Macfadyena jeszcze w takiej kreacji i muszę przyznać, że bardzo dobrze się spisał.
Nim serial wystartował, już wiedzieliśmy, że dostaniemy 2. sezon i mnie to bardzo cieszy. Po obejrzeniu pierwszych siedmiu odcinków z niecierpliwością czekam na trzy finałowe. Succession może nie jest telewizyjnym odkryciem, które rozpali tegoroczne lato, ale na pewno jest ciekawym dodatkiem.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat