Syn: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
U przedstawicieli rodu McCullough nie dzieje się zbyt wiele. Pierce Brosnan w dalszym ciągu jest zupełnie niewidoczny, a cała akcja ogniskuje się wokół syna Elie’ego – Pete’a.
U przedstawicieli rodu McCullough nie dzieje się zbyt wiele. Pierce Brosnan w dalszym ciągu jest zupełnie niewidoczny, a cała akcja ogniskuje się wokół syna Elie’ego – Pete’a.
Był to chyba najbardziej przewidywalny spośród dotychczasowych odcinków serialu. Na pewno miał na to wpływ fakt, że bohaterowie nie zostali postawieni przed żadnymi dylematami ani nie wydarzyło się nic, co zmusiłoby ich do widowiskowego działania. Zeszłotygodniowa śmierć Ramona przeszła w zasadzie bez echa, co bardzo mnie dziwi, bo wydawało mi się, że to wątek bardzo rozwojowy. Pete wzruszył ramionami na fakt, że jego syn był obecny przy mordowaniu człowieka, a sam Charles nie został nawet w żaden sposób za to ukarany. Ciężko bowiem nazwać karą przeprowadzkę do miasta, gdzie obecnie znajduje się jego matka i brat.
Cały odcinek upływa pod znakiem dość oczywistych romansów. Już w momencie, gdy Sally udaje się na randkę ze znajomym, można łatwo dojść do wniosku, że teraz czas na skok w bok Pete’a. I rzeczywiście tak się dzieje, nie trzeba wcale długo na to czekać. Jego spotkanie z Marie, mające być pożegnaniem, przybiera bardzo namiętną formę, a widz wcale nie jest tym zaskoczony – już od pierwszego odcinka można było wyczuć między nimi jakąś chemię. Mam tylko nadzieję, że kochankowie nie zostaną tu postawieni w charakterze Romeo i Julii, bo nijak by się to miało do fabuły bieżącej. Niestety fakt, że pochodzą ze skłóconych rodów, może na to wskazywać.
Choć lubię postać Pete’a, w odcinku numer 7 było go według mnie zdecydowanie za dużo. Serial przybliża nam w końcu historię jego ojca, tymczasem teraz był on w zasadzie nieobecny. Retrospekcji również jest jakby mniej, a młody Eli snuje się smętnie po obozowisku, zastanawiając się nad sensem życia. Tym, co można uznać za istotne dla przyszłych wydarzeń, jest jego relacja z pojmaną Ingrid. Chłopak pozostaje nią zafascynowany, ratuje od samobójstwa i obiecuje nawet ślub, by rozwiać jej smutki. Być może to właśnie ona będzie żoną bohatera. W fabule bieżącej nie możemy jej obserwować, ponieważ nie żyje, jednak wątek z przeszłości wydaje się ciekawy i chętnie poczekam na jego dalszy rozwój.
The Son przemija raczej monotonnie i bez większych emocji. Choć pozostało już niewiele do zakończenia sezonu, wciąż nie dostrzegam powiązań między poszczególnymi wątkami, ani zasadności niektórych scen dla całej historii. W tym tygodniu ode mnie 6/10.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat