The Boys - sezon 4, odcinek 5 - recenzja
Data premiery w Polsce: 27 czerwca 2024W nowym odcinku nie zabrakło humoru, szalonej akcji i wzruszeń. Pełno też było gościnnych występów, ale najbardziej błyszczał wspaniały Simon Pegg.
W nowym odcinku nie zabrakło humoru, szalonej akcji i wzruszeń. Pełno też było gościnnych występów, ale najbardziej błyszczał wspaniały Simon Pegg.
Najnowszy odcinek The Boys rozpoczął się w humorystyczny sposób, bo od EXPO Vought, na którym zaprezentowano nową filmową fazę. W niej wystąpią Cate i Sam, których znamy z Pokolenia V. Oprócz Maddie Phillips, Asy Germanna w tym odcinku gościnny występ zaliczył Derek Wilson jako pamiętny Tek Knight. Natomiast sama prezentacja, podczas której przedstawiono kierunek filmowej franczyzy oraz kontrowersyjne produkty korporacji, idealnie wyśmiewała Marvela i DC. Z jednej strony The Boys puścili oko do fanów superbohaterskiego kina, a z drugiej dali prztyczka w nos prawdziwym wytwórniom. Było to wyjątkowo zabawne, choć za kulisami nie obyło się bez gierek i konfliktów.
Homelander już tak nie szalał. Ba, nawet dał swojemu synowi dobrą radę, jakby był normalnym, opiekuńczym i stabilnym psychicznie ojcem. Wydawało się, że wyciągnął prawidłowe wnioski ze swoich doświadczeń z dzieciństwa oraz wizyty w laboratorium, więc dał Ryanowi możliwość decydowania o sobie. A jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni – Homelander dalej jest tym samym sadystycznym psychopatą, który po prostu stara się dawać pewnego rodzaju dobry przykład synowi. Zachęcił go do tego, aby zmusił Bourke’a do przeproszenia asystentki, co przerodziło się w niespodziewany wybuch przemocy. Chłopak patrzył na to zafascynowany i dumny, więc widzowie mają powody do niepokoju. Czy Ryan powoli przesiąka złem Homelandera?
Cameron Coleman nie należał do lubianych postaci, ale Matthew Edison doskonale naśladował jego pierwowzór, czyli Tuckera Carlsona. Prowadził program newsowy w Vought tak, aby wywoływać kontrowersje i dzielić ludzi, a wszystko to dla sławy, rozgłosu i czystej rozrywki. Jego komentarz, że od czasu do czasu pokaże dla odmiany kogoś w złym lub dobrym świetle, aby postrzegano go jako obiektywnego dziennikarza, też był uderzający, bo niezwykle bliski prawdziwemu światu. Mimo wszystko nie zasłużył na tak brutalne pobicie po tym, jak wrobiła go Ashley. Nie był to przyjemny widok, a Homelander ponownie pokazał swoje mroczne oblicze, któremu nikt nie jest w stanie się sprzeciwić ze strachu. Ponadto znowu został przechytrzony, choć Sister Sage raczej wie, kto zdradził Siódemkę.
Natomiast najbardziej poruszał wątek Hughiego, w którym jego ojciec pozornie został wyleczony przez Związek V. Dostaliśmy na początku kilka pokrzepiających, rodzinnych scen, gdy wszyscy dzielili się wspomnieniami. Nawet matka, która wcześniej wydawała się niechcianym gościem w szpitalu, zyskała sporo sympatii. Okazało się, że pamięć Hugh szwankuje, a problemy błyskawicznie zaczęły się nasilać. Eskalacja brutalności ojca, który nie panował nad mocami oraz własnymi emocjami, szokowała. Simon Pegg w tej roli był niesamowity, ponieważ wywoływał mnóstwo emocji. Na początku emanował pozytywną energią, a później budził współczucie oraz strach, gdy doprowadził do rzezi w szpitalu i niemal zaatakował syna. Emocjonalny rollercoaster zafundował nam Pegg, a pożegnanie ojca Hughiego wzruszało.
Ten wątek doceniam najbardziej, ponieważ został dobrze napisany. Twórcy wyjaśnili, dlaczego ojciec przekazał opiekę Daphne, a nie Hughiemu, co było poruszające, bo świadczyło o jego dobrym sercu. Wydarzenia w szpitalu zyskały makabryczny charakter, co mogło szokować. Najważniejsze, że umiejętnie i w stu procentach wykorzystano talent aktorski Simona Pegga. Sam wątek był niespodziewany i skondensowany właściwie do jednego odcinka, ale wybrzmiał odpowiednio.
Może przez to, że ten przejmujący wątek ojca Hughiego tak dobrze skupiał na sobie uwagę, to mniej bawił ten, w którym Chłopaki z Butcherem na czele ruszyli do domu Stana Edgara, aby wykraść śmiercionośnego wirusa. Tam zostali zaskoczeni przez Neuman i jej ludzi, więc sytuacja była nieco napięta. Szkoda, że w zwiastunie do 4. sezonu pokazano tak dużo ujęć ze stodoły z latającymi, morderczymi owcami i kurczakami, przez co zabrakło elementu zaskoczenia. Oczywiście walka z opętanymi zwierzakami wciąż śmieszyła, a nawet momentami przypominała jakiś pokręcony, absurdalny i niszowy horror, ale twórcy nie poszli o krok dalej, aby przygotować widzom jeszcze jakąś dodatkową niespodziankę.
Choć oglądaliśmy w tym wątku sporo krwawej i komicznej akcji, to wiele czasu poświęcono też rozmowom między bohaterami. Każdy wyjaśnił swoje stanowisko i to, co mu leżało na sercu. Poza Butcherem, który – jak się później okazało – wykorzystał sytuację do porwania Sameera i sfingowania jego śmierci. W każdym razie konwersacje były ważne, aby wzbogacić fabułę oraz pogłębić relacje między bohaterami. Fajnym pomysłem było sprowadzenie do historii Stana, czyli jak zwykle świetnego Giancarlo Esposito, natomiast drążenie wątku Frenchiego jest męczące i obrało dziwny kierunek. A końcówka, w której oddał się w ręce policji, wyglądała tak, jakby zawadzał i chciano się go pozbyć z historii.
Jak w każdym odcinku 4. sezonu The Boys twórcy wcisnęli tu tyle wydarzeń, ile się dało. Jednak tym razem po seansie nie odczuwało się, aż tak wielkiego emocjonalnego zmęczenia. Pojawiło się trochę więcej humoru, choć nie brakowało wzruszeń i mocnych wrażeń. Latające owce chyba nieco przerosły specjalistów od CGI, ale i tak zagwarantowały sporo niecodziennej rozrywki. To był dobry, solidny epizod – czekamy na więcej!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat