The Equalizer: sezon 1, odcinek 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 14 września 2021The Equalizer to nowa wersja serialu z lat 80. pod tym samym tytułem, który wcześniej doczekał się również kinowej adaptacji Bez litości z Denzelem Washingtonem. Czy warto obejrzeć?
The Equalizer to nowa wersja serialu z lat 80. pod tym samym tytułem, który wcześniej doczekał się również kinowej adaptacji Bez litości z Denzelem Washingtonem. Czy warto obejrzeć?
Agentka McCall prezentuje nam taką samą formułę jak w oryginalnym serialu oraz poniekąd też w filmie Bez litości, czyli w tym przypadku bohaterka to agentka CIA z wyjątkowym wyszkoleniem i unikalnym umiejętnościami, które chce wykorzystywać do pomocy zwyczajnym ludziom. Biorąc pod uwagę formułę serialu rozrywkowego, to wręcz idealny temat z potencjałem na tego typu produkcję. Na razie widać, że to w 100% procedural, czyli skupienie na indywidualnych problemach rozpisanych na pojedyncze odcinki. Pilot w żadnym momencie nie zasugerował, że będzie tutaj jakaś większa historia. Ten serial pod kątem konwencji i sposobu opowiadania historii wygląda jak projekt żywcem wyjęty z lat 80. i dopasowany do naszej rzeczywistości. To też wywołuje dość specyficzne wrażenie, bo choć tego typu seriale powstają i są udane, w tym przypadku wygląda to nudno i przestarzale. Twórcy odtwarzają schematy, idąc na łatwiznę. Do tego nasuwają się naturalne porównania z filmem kinowym – serial nie jest ani taki mroczny, ani efektowny, ani ciekawy.
Problemem jest podejście do scen akcji. Kino po premierze Johna Wicka pokazało, że z każdego aktora w nieoczekiwany sposób można zrobić przekonującą gwiazdę kina akcji. Wystarczy choćby spojrzeć, ile rzeczy Denzel Washington wykonywał sam w Bez litości, a kamera w żadnym momencie nie uciekała przed tym, podkreślając, że to on. W tym aspekcie The Equalizer to serial fatalny, jakby z epoki przed Johnem Wickiem, w której Hollywood bało się scen walk i nie umiało ich kręcić tak, by widz nie dostawał bólu głowy od oczopląsu. Pierwsza i jedyna walka w pilocie pojawia się dość szybko i jest popisem braku wizji, operatorskiej niefrasobliwości i podstawowych błędów. Nie wiadomo, czy Queen Latifah cokolwiek tam robi, czy takie decyzje są podejmowane po to, by ukryć fakt wykorzystania dublerki. Sama scena trwa kilka sekund i zamiast podziwiać, jak bohaterka rozprawia się efektownie i brutalnie z bandą zbirów, mamy totalny chaos na ekranie. Montaż dający cięcia co 1 sekundę, który łączy chaotyczne i nieprzemyślane ujęcia w tak dynamicznym tempie, że nie wiadomo tak naprawdę, na co patrzymy. To jest serial rozrywkowy, sceny akcji i tym podobne rzeczy powinny stać na najwyższym poziomie, by dostarczać wrażeń i budować wiarygodność bohaterki jako tej, która poradzi sobie z każdym. A do tego twórcy dają nam potem scenę, w której zbiry ją chwytają i podchodzą jak amatorkę, co wpływa negatywnie na konsekwencje zdarzeń i decyzji. Pod tym kątem to jedna z najgorszych rzeczy, jakie możemy zobaczyć na ekranie. John Wick zainspirował wielu twórców do podniesienia poziomu w tym aspekcie, bo w końcu to nie jest kwestia budżetu, ale świadomych decyzji. Można było tutaj osiągnąć o wiele lepszą warstwę rozrywkową.
Queen Latifah jest świetną aktorką i aż szkoda, że w ostatnich latach nie miała szansy tego pokazać. W roli Robyn McCall jest przekonująca i bez problemu sprawia, że możemy uwierzyć w nią jako agentkę CIA, która wie, jak rozwiązać każdy problem niekoniecznie przy użyciu siły. Nie wykorzystuje do tego skomplikowanych narzędzi, ale dzięki emocjom i charyzmie ma wszystko to, czego oczekujemy od głównej bohaterki serialu. Jest to więc atut i po prawdzie raczej jedyny. Nic dobrego nie można powiedzieć o żadnej postaci, które są nudne i stereotypowe, a reszta elementów serialu to scenariuszowa mielizna lub schematy. Szkoda, że twórcy mając taką aktorkę, nie byli w stanie wykorzystać potencjału, raz po raz pokazując, że pod kątem budowy historii ten serial nie ma nic ciekawego do zaoferowania.
The Equalizer to niewypał, choć potencjał jest dostrzegalny. Fatalnie zrealizowany serial osadzony w przestarzale odtworzonej konwencji, a do tego wszystko jest utopione w morzu oczywistości, stereotypów i schematów. Przez to też każdy aspekt serialu na etapie pilota jest aż nadto przewidywalny, a tym samym nudny. Pierwszy odcinek powinien pokazać potencjał, wizję twórców i zachęcić do kontynuowania tej przygody. Ten jedynie mówi, że nie ma tutaj nawet światełka w tunelu, bo sama Queen Latifah dająca radę w głównej roli to za mało.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat