The Last of Us: sezon 2, odcinek 5 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 12 maja 2025Nowy odcinek The Last of Us to kolejne świetne sceny, emocjonalne momenty i pełne napięcia chwile, ale dobre wrażenie psuje... główna bohaterka. Co jest nie tak z Ellie Williams? Oceniam.
Nowy odcinek The Last of Us to kolejne świetne sceny, emocjonalne momenty i pełne napięcia chwile, ale dobre wrażenie psuje... główna bohaterka. Co jest nie tak z Ellie Williams? Oceniam.

5. odcinek 2. sezonu The Last of Us robi wiele rzeczy dobrze, ale po drodze potyka się o jeden, bardzo istotny aspekt. Z technicznego punktu widzenia nie można tej produkcji niczego zarzucić, ale coraz trudniej przymyka się oko na niektóre mankamenty scenariusza. Wrażenie jest jeszcze gorsze, bo największa wada odcinka dotyczy głównej bohaterki serialu.
Scena początkowa jest mistrzowska. Rozmowa przywódczyni WLF z jedną z dowodzących to doskonały przykład rozbudowy świata, który trzyma w napięciu i emocjonuje. Bardzo mnie cieszy umiejętne przedstawienie zarodników, które były obecne w grach. W serialu pojawiają się dopiero w 2. sezonie, ale stojące za tym wytłumaczenie mnie przekonało. Gracze na pewno też uśmiechnęli się pod nosem na słowa o szpitalu i tym, co kryje się na jego dolnych poziomach. To dobre wprowadzenie do wydarzeń, które dopiero będą mieć miejsce. Końcówka rozmowy z początku, która zdradza, że dowódczyni zamknęła tam nie przypadkowych ludzi, a swojego syna, to fantastyczny sposób na otwarcie odcinka, który niestety przez dalszy czas trwania nie wzniósł się na podobnie wysoki poziom.

Mam problem z Ellie. Nie przeszkadzał mi w poprzednich odcinkach luźniejszy ton opowieści i momenty lekkości pomiędzy dziewczynami. Miało to sens, bo zabrakło retrospekcji, które w grze dawały chwile relaksu i oddechu. Tu postawiono zrobić to inaczej, co się udało. Sęk w tym, że po Ellie wcale nie widać – aż do ostatnich momentów epizodu – że pragnie zemsty. Miałem wrażenie, że to bardziej Dinie zależało na pomszczeniu Joela, a nie tak powinno być. Zrobienie z Ellie "zakochanego kundla", któremu tylko romanse w głowie, również nie zaliczam na plus. Brakuje jej gotowości do poświęcenia wszystkiego i wszystkich dla swojego celu.
Podoba mi się, że Dina jest kompetentna, lepiej przystosowana do taktyki i strategicznego podejścia. Przy niej Ellie wydaje się niepotrzebnym balastem. Głównej bohaterce brakuje motywacji, złości, doświadczenia, zdyscyplinowania. Jedyne, co robi, to żartuje, wygłupia się i smali cholewki do Diny. Oczywiście potrafi się wziąć w garść, ale nawet wtedy nie wypada szczególnie przekonująco – i tak tyłki musiał uratować im Jesse. To wszystko, co wymieniłem, sprawia, że Ellie w oczach widza jest po prostu zwykłą nastolatką, dla której jest to randkowa podróż po Seattle, a nie usłana trupami droga do zemsty.
Bardzo się to ze sobą gryzie i prowadzi do niebezpiecznego punktu – Ellie wydaje się kompletnie zbędna w tej fabule. Nie jest siłą napędową, która pcha akcję do przodu, nie wywołuje też żadnych konfliktów ani dramatycznych scen. W grze była bardziej kłótliwa i miała pretensje do Diny o ukrywanie ciąży. W serialu po prostu jest. To Dina wydaje się teraz główną bohaterką, która skrupulatnie dąży do celu. Odnosiłem wrażenie, że to ona bardziej przeżywa śmierć Joela niż Ellie.

Nie oznacza to, że wszystko, co wiąże się z Ellie, jest złe. Bella Ramsey wciąż bardzo dobrze radzi sobie z emocjonalnymi scenami. Najlepiej o tym świadczy urywek piosenki, którą kojarzy każdy gracz. Podobało mi się uwzględnienie tego szumu, tak jakby rozlegał się w głowie bohaterki, która przypomniała sobie o tym, co straciła. Tylko nawet ta scena traci impet przez to, że chwilę później Ellie jest niezdecydowana i pozbawiona jakiejkolwiek pewności siebie. Końcówka odcinka daje nadzieję na to, że w kolejnych epizodach coś się zmieni. Ale twórcy nie mają wiele czasu – pozostały tylko dwa epizody.
To dziwne podejście do postaci Ellie sprawia, że nawet scena z końcówki wywołuje pewien zgrzyt. Ogólnie wypada bardzo dobrze. Tati Gabrielle zagrała w niej świetnie, bo mimo niewielkiej roli wykrzesała z niej wszystko, co się dało. Bella Ramsey także do siebie przekonuje – dzięki niej można uwierzyć w psychotyczne dążenie do zemsty i informacji na temat Abby. Niestety przez to wszystko, co wymieniłem wcześniej, wydaje się to pospieszone i wyjęte z kapelusza. Nic nie wskazywało na to, że dziewczyna – tak zafiksowana na punkcie zemsty – będzie w stanie kogoś torturować. Wygląda na to, że dostaniemy za to odpowiedź w kwestii rozłamu w relacji Joela i Ellie, bo ten pojawił się w ostatniej scenie na moment. To dobre wprowadzenie dla kolejnego odcinka.

Pozostała część odcinka wypada bardzo dobrze, co jest standardem dla produkcji HBO. Scenografie to majstersztyk. Wielkie wrażenie robi podziemie szpitala z końcówki i ściany pokryte kordycepsem. Świetnie wygląda też las, w którym doszło do krótkiego polowania z udziałem Serafitów. Scena tortur i powieszenia jednego z Wilków obrzydzała dokładnie tak, jak powinna. Serial bardzo dobrze sobie radzi z pokazaniem bezmyślnej przemocy z obu stron tego konfliktu – wcześniej rozstrzelanie ofiary pod jedną ze ścian, później wybebeszenie członka WLF. To jeden z najciekawszych motywów w grze, więc cieszy mnie, że znalazł on swoje miejsce i tutaj. Sekwencja z polowaniem na główne trio w akompaniamencie gwizdów robiła odpowiednie wrażenie. Całość świetnie rozświetlały pochodnie.
Równie dobrze wypadła sekwencja z Czyhaczami. Dowiedzieliśmy się, jakie stanowią zagrożenie już na początku sezonu, gdy poznaliśmy tylko jednego z nich, a tym razem pojawiło się ich znacznie więcej, co podbudowało stawkę wydarzeń. Każde spotkanie z nimi w grze powodowało dreszcze. Podobne wrażenie towarzyszyło mi podczas seansu. Świetnie ukazano ich sposób poruszania się i prymitywną – ale jednak! – inteligencję. Trudno na razie oceniać zmianę w kwestii Tommy'ego i Jessego, ale obecność tego drugiego znów obniża poziom umiejętności Ellie i Diny, bo musiał im uratować zadki. O ile ta druga ma jeszcze coś do zaoferowania, to Ellie przy chłopaku z Jackson wypada jeszcze gorzej i sprawia wrażenie totalnie niekompetentnej.

The Last of Us to nadal dobry seans, który angażuje, emocjonuje i potrafi rozbawić lub wzbudzić dreszcze, ale brakuje mu "mięsa", z którego był znany oryginał. Postać Ellie, która do tej pory bardzo mi się podobała, zaczyna zawodzić w porównaniu z pozostałymi bohaterami, którzy mają znacznie więcej zalet i kompetencji. Siłą głównej bohaterki powinna być determinacja, nieugięta wola i chęć dążenia do celu, a serialowa Ellie tego nie ma. Końcówka odcinka daje nadzieję na to, że coś się zmieni w jej charakterze, a krew uderzy jej do głowy niczym rekinom w Rybkach z ferajny.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1959, kończy 66 lat

